18 kwietnia 2010

W pracowni Ryszarda Kapuścińskiego

Czerwona kredka

„Suplement”, nr 2/2009


Ryszard Kapuściński w swojej pracowni, 2003

fot. Maciej Zienkiewicz/Agencja Gazeta

W domu mistrza na warszawskiej Ochocie byłem w kwietniu 2008 roku. Wcześniej pani Alicja Kapuścińska zgodziła się na wizytę. Osiedle oddzielone jest tam od drogi szeregiem wysokich budynków. Z jednej strony hałas samochodów, z drugiej – cicho i spokojnie. Pani Alicji, niskiej starszej pani, przyniosłem czekoladki z toffi, przysmak moich rodziców. Zaprowadziła mnie na strych, gdzie mieści się pracownia jej zmarłego męża. Poniżej, na piętrze znajduje się ich mieszkanie. Na górze zobaczyłem miejsce, o którym dużo czytałem: fotele, na których mistrz odpoczywał i rozmawiał z gośćmi, tysiące książek, pamiątki, biurko i kolekcję długopisów, na ścianach fotografie i kartki z notatkami.

Jego pierwszą książką, jaką przeczytałem, były „Podróże z Herodotem”. Opis podróży koleją transsyberyjską wzbudził we mnie chęć podróży do Chin. Później w konkursie na reportaż wygrałem egzemplarz „Cesarza”. Przeczytałem go z marszu. Z „Hebanu” dowiedziałem się o innym poczuciu czasu w Afryce i o autobusach, które odjeżdżają tam dopiero wtedy, kiedy są pełne. Przekonałem się o tym później, podczas podróży na czarny kontynent. „Chrystus z karabinem na ramieniu” zaciekawił mnie wyrozumiałością wobec Palestyńczyków i ich walki o niepodległość oraz historią obalenia przy udziale Stanów Zjednoczonych demokratycznego prezydenta Gwatemali, który ogłosił reformy utrudniające amerykańskiej firmie handel owocami.

Wynotowałem sobie jego rady: żeby codziennie napisać chociaż jedno zdanie, że reportaż jest wizją świata reportera i że „ludzie dzielą się na tych, którzy mówią, że chcą napisać książkę i tych, którzy rzeczywiście ją piszą, żeby coś wyrazić”.

Chciałem się z nim skontaktować i porozmawiać o jego reportażach i podróżach. Spotkanie mogło mieć miejsce w Pałacu Młodzieży w Katowicach – z laureatami konkursu dziennikarskiego – ale zostało odłożone ze względu na wyjazd Kapuścińskiego do Włoch, a później chorobę. List do niego miałem już prawie napisany, ale nie dążyłem go dokończyć i wysłać. Następnego dnia po jego śmierci przeczytałem w gazecie: „Ryśku – stamtąd, gdzie poszedłeś, jeszcze nikt nie napisał reportażu. Wierzymy, że znów będziesz pierwszy i – jak wiele razy wcześniej – pomożesz nam zrozumieć jak tam jest”.

Tymczasem na poddaszu na chwilę zostałem sam i myślałem o tym, aby usiąść na jego krześle za biurkiem, ale powstrzymałem się. Źle bym się z tym czuł.

Zeszliśmy niżej do mieszkania i znowu zobaczyłem miejsce znane mi z opisów i fotografii: stół, na którym przygotowywał rzeczy przed podróżami i balkon, gdzie dał się sfotografować w niebieskiej marynarce. Wśród starych mebli zwróciła uwagę nowoczesna sztuka, awangardowe obrazy i liczne nagrody literackie i dziennikarskie. Pani Alicja opowiedziała o planach zorganizowania konferencji, utworzenia muzeum i przejęcia jego zbiorów przez Bibliotekę Narodową. Podczas rozmowy przypomniała sobie o swojej wizycie w Katowicach w 1997 roku. – Pan jest z Katowic? Pamiętam, jak byłam na Uniwersytecie Śląskim z mężem na wręczeniu mu tytułu honorowego doktora.

Na pożegnanie przyjąłem od pani Alicji wydanie albumu ze zdjęciami jej męża z Afryki i skrępowany poprosiłem o jeden z ołówków, które leżały na jego biurku. Kiedy później sprawdziłem, okazało się, że to nie był ołówek, tylko czerwona kredka.

– Jeśli pan będzie jeszcze dzwonił, proszę się nie zdziwić, jeśli usłyszy pan głos męża na sekretarce. Po prostu nie chciałam go kasować.

BK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz