31 grudnia 2014
22 grudnia 2014
9 grudnia 2014
Gogol pokazał, co to rock'n'roll
www.suplement.us.edu.pl, grudzień 2014
Amerykańska grupa Gogol Bordello
wystąpiła 2 grudnia w krakowskiej Rotundzie. Zaskoczyła wykonaniem
coveru Breakoutu „Ona poszła inną drogą”, w którym wokalista
Eugene Hutz śpiewał po polsku.
Gogol Bordello w Krakowie
fot. Justyna Kamińska, dlastudenta.pl
Mieszkający w Nowym Jorku emigranci z
Europy Wschodniej grają punk rock z dodatkiem muzyki cygańskiej i
bałkańskiej. Od 1999 r. na koncie mają dziewięć albumów. Ich
dyskografię zamyka krążek „Pura Vida Conspiracy” (2013).
Wokalista zespołu zagrał też główną rolę w – niestety słabo
przyjętym – debiucie reżyserskim Madonny „Mądrość i seks”
z 2008 r.
Muzycy przyjechali pod Wawel w ramach
trasy Crack the Case. Wypełniona po brzegi sala bawiła się m.in.
do piosenek: „Illumination”, „Immigraniada”, „Immigrant
Punk”, „My Companjero”, „Not a Crime”, „Pala Tute”,
„Start Wearing Purple” oraz coverów Fugazi „Blueprint” i
polskiego Beakoutu.
– Ogień! – komentował jeden z
uczestników. I miał rację. Dzięki Gogol Bordello rock'n'roll
żyje.
Więcej zdjęć:
http://krakow.dlastudenta.pl/muzyka/koncert/Gogol_Bordello_Crack_the_Case_TOUR,135774.html.
BK
8 grudnia 2014
Krakowski jubileusz L.U.C. 11 lat na scenie
www.suplement.us.edu.pl, grudzień 2014
Przekrojowy koncert wrocławskiego
rapera miał odbyć się już w kwietniu. 7 grudnia muzyk dotarł w
końcu do stolicy Małopolski.
L.U.C w Krakowie
fot. Ewa Łamacz
Łukasz „L.U.C” Rostkowski, to
osoba działająca na wielu artystycznych płaszczyznach. Pierwszą
płytę nagrał w 2004 r. w Kanale Audytywnym. Współpracował m.in.
ze Zbigniewem Namysłowskim, Leszkiem Możdżerem, Marią Peszek i
Abradabem. Laureat wielu nagród. W ramach akcji Pospolite Ruszenie
sprzeciwia się kiczowatym remontom budynków.
W marcu podczas występu we Wrocławiu
raper spadł do zapadni sceny, uszkodził kręgosłup, później miał
gorączkę. Dlatego ponad pół roku temu koncert L.U.C w krakowskich
Fortach Kleparz został odwołany. Chociaż od tamtego czasu muzyk
nagrał już kolejny album, „REFlekcje o miłości apdejtowanej
selfie”, do Fortów przyjechał ze starszymi piosenkami, m.in.
„Sesja nie procesja – sesja poczeka”, „Kapitan życiowa
gleba”, „Morał – instrukcja obsługi życia”, „Porwano
ludzi z miasta Stumostów”, „Pukagastrofazy godzina”, „Co z
tą Polską?”, „O Witu, o izolofoteliku i o ślepym śledziu”,
„O półobrocie Czaka, czyli o przyczynie pędu” i na bis z
„Happy End and Up Happy Hands”.
– Od roku chciałam go zobaczyć.
Teraz, z radości, chce mi się płakać – mówiła jedna z
uczestniczek.
BK
7 grudnia 2014
Skubasa miłość do muzyki. Na koncertach
www.suplement.us.edu.pl, grudzień 2014
Autor jednej z najciekawszych piosenek
tego roku, „Nie mam dla ciebie miłości”, zagrał w Krakowie.
Skubas w Krakowie
fot. Marta Madeja
Lubelski muzyk był studentem Wydziału
Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Jego
debiutancki album „Wilczełyko” ukazał się w 2012 r. W tym roku
nagrał drugą płytę „Brzask”.
6 grudnia w krakowskiej Rotundzie
publiczność usłyszała m.in. piosenki: „Nie pytaj”, „Wilczełyko”, „Diabeł”,
„Rejs”, „Linoskoczek”, „Kołysanka”, „Brzask”, cover
Daabu „Moje paranoje” oraz utwory „Mgła”, „Wyspa
nonsensu”, wyjątkowy „Nie mam dla ciebie miłości”, a także
„Wątpliwość” i „Rain Song”. Artysta wychował się w
Krakowie – piosenkę „Więcej nieba” zadedykował Nowej Hucie.
– Szkoda, że według plakatów
koncert miał zacząć się o godz. 20, a zaczął się z ponad
godzinnym opóźnieniem – komentował jeden z uczestników. –
Jego występy oczyszczają duszę – dodał inny.
Śpiewał: „Nie mam dla ciebie
miłości. Ktoś tu był przed tobą. Nie ma we mnie miłości.
Odchodząc zabrała ją ze sobą”.
Dzięki prostocie rockowych melodii i
trafnym tekstom Skubas to jeden z najbardziej interesujących muzyków
ostatnich lat w Polsce.
BK
2 grudnia 2014
5 listopada 2014
Usłysz Swoje Miasto. Kielce
"Godziny szczytu", TOK FM, 5
listopada 2014
Co tydzień do listopada będziemy
nadawać program z innego miasta w Polsce, zapraszając jego
mieszkańców do rozmowy o tym, z czego są dumni, a co chcieliby
zmienić w swoim otoczeniu.
fot. TOK FM
Pomysł budowy lotniska w podkieleckich
Obicach powraca od kilku lat. Pierwszy samolot odlecieć miał w 2013
r. Na przeszkodzie stanęły służby chroniące środowisko, które
nie zgodziły się na rozpoczęcie prac budowlanych. Według
dzisiejszych szacunków najwcześniejszy termin rozpoczęcia budowy
to koniec przyszłego roku – tak przynajmniej zapowiada prezydent.
Jednak pomysł takiej inwestycji dzieli mieszkańców miasta.
BK
2 listopada 2014
29 października 2014
Fotoenergia miast w Londynie
Zdjęcia składające się na pracę
„The Pop City” Polki Karoliny Sobel znalazły się na wystawie
„Metodologia miast” na Uniwersytecie Londyńskim. – Wysłałam
do znajomych z różnych części świata aparat-zabawkę z prośbą
o zdjęcia przestrzeni miejskiej. Zestawiłam fotografie w utopijne,
popartowskie miasto – mówi fotograf. Wernisaż miał miejsce 28
października.
Karolina Sobel z pop cam na tle „The
Pop City” w Londynie
fot. Edyta Krzetowska
Zapoczątkowana w 2009 r. inicjatywa
Uniwersytetu Londyńskiego pokazuje innowacyjne spojrzenie na badanie
miast przez sztukę – od studiowania archiwów do eksperymentów
medialnych, sztukę światła, prac architektonicznych i
projektowych, filmu, dźwięku, gier, rzeźby i zdjęć. W tym roku
organizatorzy dostali rekordową liczbę zgłoszeń. Na wystawie
można zobaczyć prace obejmujące Indie, Hong Kong, Japonię, Kenię,
Liban, Włochy, Turcję, Brazylię, Etiopię, Grecję, Stany
Zjednoczone i Polskę.
Prace nad „The Pop City” trwały
ponad pół roku. – To eksperyment – mówi Karolina. – Do
rozsianych po świecie zaprzyjaźnionych artystów, dziennikarzy i
antropologów wysłałam aparaty-zabawki z dwoma filmami, kopertą
zwrotną i prośbą o fotografowanie przestrzeni miejskiej. Aparaty
pop cam zbudowane są z czterech obiektywów w czterech kolorach.
Zrobione nimi zdjęcia nawiązują do estetyki popartowskiej. Dają
pole do analiz postrzegania przestrzeni miejskiej. Na fotografiach
pojawiają się środki transportu, fasady budynków, atrakcje
turystyczne, przyjaciele, prywatne przedmioty, fontanny i jarzębiny.
– Były problemy – przyznaje
fotograf. – Na przykład z wysłaniem aparatu do Afryki. Do tego
paczki z Barcelony i Nowego Jorku szły miesiąc. Negatywy z Rumunii
trzeba było wysłać ekspresem. Aparat w Paryżu został zniszczony
przez nieuważne traktowanie plastikowej korbki, a w Brazylii
zgubiony w czasie mistrzostw świata w piłce nożnej.
– Cieszę się, że na wernisaż
przyszło dużo osób. W ciągu roku planuję popracować nad
przedstawieniem rezultatów eksperymentu w bardziej analityczny
sposób, w książce lub przez stworzenie animacji, które pokażą
każde miasto oddzielnie – mówi Karolina.
Pochodząca z Polski 27-letnia tyszanka
mieszka w Niemczech. Zdobyła tam dyplom z urbanistyki. Aktualnie
studiuje sztukę mediów.
Wystawa w Londynie potrwa do 31
października.
BK
27 października 2014
Usłysz Swoje Miasto. Kraków
"Godziny szczytu", TOK FM, 22 października 2014
Co tydzień do listopada będziemy nadawać program z innego miasta w Polsce, zapraszając jego mieszkańców do rozmowy o tym, z czego są dumni, a co chcieliby zmienić w swoim otoczeniu.
fot. TOK FM
Równie głośny, jak problem smogu, stał się w ostatnim czasie pomysł wybudowania w stolicy Małopolski metra. Temat ten wcale nie jest jednak nowy. Powraca regularnie od kilkudziesięciu lat. Budowy metra chcą mieszkańcy. Na razie mają szybki tramwaj. Jednak zdaniem części krakowian szybki jest on co najwyżej tylko z nazwy.
W stolicy Małopolski przypada najmniej zieleni w przeliczeniu na jednego mieszkańca. Tymczasem Kraków miał być miastem zieleni. Tak przynajmniej obiecywali urzędnicy.
http://audycje.tokfm.pl/odcinek/19695
BK
Co tydzień do listopada będziemy nadawać program z innego miasta w Polsce, zapraszając jego mieszkańców do rozmowy o tym, z czego są dumni, a co chcieliby zmienić w swoim otoczeniu.
fot. TOK FM
Równie głośny, jak problem smogu, stał się w ostatnim czasie pomysł wybudowania w stolicy Małopolski metra. Temat ten wcale nie jest jednak nowy. Powraca regularnie od kilkudziesięciu lat. Budowy metra chcą mieszkańcy. Na razie mają szybki tramwaj. Jednak zdaniem części krakowian szybki jest on co najwyżej tylko z nazwy.
W stolicy Małopolski przypada najmniej zieleni w przeliczeniu na jednego mieszkańca. Tymczasem Kraków miał być miastem zieleni. Tak przynajmniej obiecywali urzędnicy.
http://audycje.tokfm.pl/odcinek/19695
BK
15 października 2014
Koteluk śpiewa nowe piosenki
www.suplement.us.edu.pl, październik 2014
Cudnie, pięknie, fantastycznie – tak publiczność komentowała koncert Meli Koteluk 12 października w krakowskim klubie Forty Kleparz.
Cudnie, pięknie, fantastycznie – tak publiczność komentowała koncert Meli Koteluk 12 października w krakowskim klubie Forty Kleparz.
Mela Koteluk w Krakowie
fot. Forty Kleparz
Artystka karierę rozpoczęła w
chórkach w zespole Scorpions oraz u Gaby Kulki. Zadebiutowała
fonograficznie bardzo dobrze przyjętym albumem „Spadochron”
(2012). Rok później nagrodzona została za niego dwoma Fryderykami.
Publiczność pod Wawelem usłyszała
nowe i starsze kompozycje, m.in. „Melodię ulotną”, „Wolną”
i „Wielkie nieba”. Na bis zabrzmiał znany od czerwca i promujący
nową płytę singiel „Fastrygi”.
Drugi album Koteluk zapowiadany jest na
jesień. Tymczasem na zaproszenie producenta herbaty Dilmah polscy
muzycy piszą i nagrywają piosenki inspirowane zmieniającymi się
porami roku. W ramach cyklu artystka nagrała piosenkę „Na
wróble”.
BK
1 października 2014
25 września 2014
Ostatni dzwonek na wynajęcie mieszkań przez studentów
"Godziny szczytu", TOK FM, 25 września 2014
Zbliża się początek roku akademickiego. To ostatni dzwonek na wynajęcie przez studentów mieszkań. Dla osób, które nie znalazły jeszcze lokum, to gorący okres.
fot. freeimages
http://audycje.tokfm.pl/odcinek/18878
BK
Zbliża się początek roku akademickiego. To ostatni dzwonek na wynajęcie przez studentów mieszkań. Dla osób, które nie znalazły jeszcze lokum, to gorący okres.
fot. freeimages
http://audycje.tokfm.pl/odcinek/18878
BK
17 września 2014
W Mysłowicach zagrali za drzewami
www.suplement.us.edu.pl, wrzesień 2014
13 września odbyła się pierwsza edycja festiwalu Behind the Trees. Wystąpili m.in. Kaliber 44, Smolik i Artur Rojek. Miasto chce przypomnieć, gdzie w Polsce brzmi dobra muzyka.
13 września odbyła się pierwsza edycja festiwalu Behind the Trees. Wystąpili m.in. Kaliber 44, Smolik i Artur Rojek. Miasto chce przypomnieć, gdzie w Polsce brzmi dobra muzyka.
Smolik w Mysłowicach
fot. Ewa Łamacz
Jako pierwszy na scenie w Parku Słupna
pojawił się Terrific Sunday – poznański zespół pracuje nad
debiutancką płytą – po nim Organek, którego „Ta nasza
młodość” od 8 tygodni gości na „Liście Przebojów Trójki”,
następnie The Dumplings. Nie mogło zabraknąć ich „Technicolor
Yawn” (15 tygodni na „Liście”).
Koncert „za drzewami” dał też
reaktywowany w 2013 r. Kaliber 44. Hiphopowa grupa powstała w 1994
r. Wydała trzy albumy, trzeci bez Magika, ponieważ muzycy
zakończyli współpracę (Magik popełnił samobójstwo w 2000 r.).
Działalność zawiesiła po 9 latach. Na scenie w Mysłowicach
pojawili się: Abradab, Joka i DJ Feel-X. Na 2014 r. zapowiadany jest
ich nowy album.
Producent muzyczny Andrzej Smolik
wystąpił m.in. z Kevem Foksem, który zaśpiewał w „50 tysięcy
881” – piosence, która ukazała się na pierwszej płycie
artysty „Smolik” z 2001 r. z wokalem Artura Rojka.
Występ Rojka był z kolei pierwszym w
rodzinnym mieście, odkąd nie jest członkiem Myslovitz. Tym samym
po raz pierwszy zaprezentował w Mysłowicach piosenki z solowego
debiutu „Składam się z ciągłych powtórzeń”, który ukazał
się w 2014 r.
Na scenie pojawił się też łódzki
Young Stadium Club, laureat festiwalowego konkursu „Fresh Blood in
the Forest”.
– Koncerty były bardzo dobre,
zwłaszcza Rojka – mówił jeden z uczestników. – Festiwalowi
brakuje charakteru – mówił inny. – Na razie to tylko kolejna
impreza muzyczna, ale może w przyszłych latach to się zmieni.
W latach 2006-2008 odbywał się w
Mysłowicach OFF Festival. Organizatorzy mają nadzieję, że dzięki
Behind the Trees miasto powróci na festiwalową mapę Polski. Czy
tak będzie, zobaczymy.
BK
1 września 2014
21 sierpnia 2014
5 sierpnia 2014
Legendy zagrały na OFF
www.gazetamyslowicka.com, 5 sierpnia 2014
Kilkudziesięciu wykonawców muzyki
alternatywnej i nie tylko wystąpiło między 1 a 3 sierpnia na
katowickim OFF Festivalu. Impreza odbyła się po raz 9. Bawiło się
na niej prawie 15 tys. osób.
Belle and Sebastian w Katowicach
fot. Bogumił Stoksik
W Dolinie Trzech Stawów wystąpili
m.in. The Notwist, „najlepszy brytyjski z niemieckich zespołów”
– wykonał m.in. piękny „Pick Up the Phone” z albumu „Neon
Golden” (2002) – szkocki The Jesus and Mary Chain, jeden z
pionierów stylu shoegaze, dyrektor festiwalu i były wokalista
Myslovitz Artur Rojek, angielski Slowdive, z pięknym coverem Manual
„Blue Skied an' Clear” i cudowny szkocki Belle and Sebastian.
Po raz kolejny festiwal zorganizował
konkurs, w którym młodzi, debiutujący artyści mogli wystąpić w
Katowicach. Przeciwko zasadom konkursu zaprotestował poznański
Szezlong. Nie chciał wystąpić za darmo. „Zapłacenie
zagranicznemu wykonawcy, jak My Boody Valentine, 150 tys. euro [MVB
wystąpił w 2013 r. – red.] nie stanowiło najmniejszego problemu
(...) konkursom na śmiesznych zasadach, w których nie liczy się
muzyka, a jedynie popularność wykonawcy – mówimy stanowcze NIE”
– podaje grupa w serwisie Facebook.
– Widzę tu dużo obcokrajowców,
więcej niż w ubiegłych latach. To chyba znaczy, że festiwal
zyskuje na popularności – mówił jeden z uczestników.
Lubię tę imprezę, bo na żywo mogę
posłuchać zespołów, których słuchałem z kaset w latach 90.
BK
1 sierpnia 2014
Męskie Granie w Chorzowie. Niespodzianką utwory Koli
www.suplement.us.edu.pl, sierpień 2014
5. trasa koncertowa Męskie Granie 26 lipca ponownie zawitała do Sztygarki. Wystąpili m.in. Dezerter z Lechem Janerką, Pablopavo ze Skubasem, Makowiecki ze Skrzekiem, Waglewski Fisz Emade i Męskie Granie Orkiestra pod kierownictwem Smolika.
5. trasa koncertowa Męskie Granie 26 lipca ponownie zawitała do Sztygarki. Wystąpili m.in. Dezerter z Lechem Janerką, Pablopavo ze Skubasem, Makowiecki ze Skrzekiem, Waglewski Fisz Emade i Męskie Granie Orkiestra pod kierownictwem Smolika.
Jazzombiie w Chorzowie
fot. Damian Kramski, Agencja LIVE
Koncert rozpoczął się od występu
zwycięzcy konkursu Nowe Męskie Granie The Freuders. Następnie na
scenie pojawiły się Pustki.
Dużą
atrakcją był koncert Jazzombie, jedyny na trasie, czyli Lao Che i
Pink Freud, który wykonał piosenki z albumu Koli. Zespół,
zanim przekształcił się w Lao Che, wydał jedną płytę, w 1999
r. – Grałem kiedyś fragment Koli, rymowałem – mówił dla
„Suplementu” w 2011 r. o jednym z solowych koncertów Spięty,
wokalista Lao Che. – Trudno powiedzieć, czy będzie jeszcze można
to usłyszeć. Są zakusy, w ramach Lao Che, na podstawie sugestii z
zewnątrz, próśb, ale nie czuję tego na tę chwilę. – Teraz Lao
Che wykonuje utwory Koli z Pink Freud.
Zwieńczeniem koncertu był występ
zespołu Męskie Granie Orkiestra – grupy utworzonej specjalnie na
tegoroczną trasę. Artyści zinterpretowali jedne z najważniejszych
utworów polskiej sceny muzycznej.
– Miałem nadzieję, że Pustki, jako
znany zespół, wystąpią o późniejszej godzinie – mówił jeden
z uczestników. – Ale, jak przed rokiem w Chorzowie, Męskie Granie
to dobrze zorganizowany i brzmiący koncert.
Występ zakończyło wykonanie singla
promującego tegoroczną trasę „Elektryczny”.
BK
19 lipca 2014
"Broad Peak. Niebo i piekło"
"Przed hejnałem", Radio Kraków, 28 maja 2013
5 marca 2013 r. czterech Polaków – Adam Bielecki, Artur Małek, Tomasz Kowalski i Maciej Berbeka – weszło na położony w Karakorum ośmiotysięcznik Broad Peak. Było to pierwsze zimowe zdobycie szczytu. Podczas zejścia Kowalski i Berbeka zginęli.
fot. Wikipedia
W 2001 r. himalaista Krzysztof Wielicki ogłosił „Manifest zimowy”. Odpowiedzią na wezwanie stał się program Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015, kierowany przez Artura Hajzera. Miał wyławiać młode talenty, zdolne do zdobycia ostatnich niezdobytych zimą ośmiotysięczników. W ramach tego programu Bielecki, Małek, Kowalski i Berbeka dokonali pierwszego zimowego wejścia na znajdujący się na granicy Chin i Pakistanu Broad Peak. Śmierć Kowalskiego i Berbeki wywołała burzę. Dla niektórych był to koniec polskiego himalaizmu.
Co powoduje, że człowiek wystawia swoje ciało na granice wytrzymałości i ryzykując życie wspina się na szczyty wysokich gór? Jak zmienia się himalaizm? Jak z tragedii na Broad Peak powstał "medialny serial"? O wyprawie na szczyt łańcucha górskiego Karakorum 28 maja Sylwia Paszkowska rozmawiała z Przemysławem Wilczyńskim, który wraz z Bartkiem Dobrochem jest autorem książki „Broad Peak. Niebo i Piekło”.
http://www.radiokrakow.pl/audycje/przed-hejnalem/broad-peak-niebo-i-pieklo
wydawca: BK
5 marca 2013 r. czterech Polaków – Adam Bielecki, Artur Małek, Tomasz Kowalski i Maciej Berbeka – weszło na położony w Karakorum ośmiotysięcznik Broad Peak. Było to pierwsze zimowe zdobycie szczytu. Podczas zejścia Kowalski i Berbeka zginęli.
fot. Wikipedia
W 2001 r. himalaista Krzysztof Wielicki ogłosił „Manifest zimowy”. Odpowiedzią na wezwanie stał się program Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015, kierowany przez Artura Hajzera. Miał wyławiać młode talenty, zdolne do zdobycia ostatnich niezdobytych zimą ośmiotysięczników. W ramach tego programu Bielecki, Małek, Kowalski i Berbeka dokonali pierwszego zimowego wejścia na znajdujący się na granicy Chin i Pakistanu Broad Peak. Śmierć Kowalskiego i Berbeki wywołała burzę. Dla niektórych był to koniec polskiego himalaizmu.
Co powoduje, że człowiek wystawia swoje ciało na granice wytrzymałości i ryzykując życie wspina się na szczyty wysokich gór? Jak zmienia się himalaizm? Jak z tragedii na Broad Peak powstał "medialny serial"? O wyprawie na szczyt łańcucha górskiego Karakorum 28 maja Sylwia Paszkowska rozmawiała z Przemysławem Wilczyńskim, który wraz z Bartkiem Dobrochem jest autorem książki „Broad Peak. Niebo i Piekło”.
http://www.radiokrakow.pl/audycje/przed-hejnalem/broad-peak-niebo-i-pieklo
wydawca: BK
3 lipca 2014
Łzy w niebie, czyli Clapton w Oświęcimiu
www.suplement.us.edu.pl, czerwiec 2014
20 tys. osób bawiło się na zakończenie Life Festivalu 2014. Główną gwiazdą był brytyjski muzyk Eric Clapton.
20 tys. osób bawiło się na zakończenie Life Festivalu 2014. Główną gwiazdą był brytyjski muzyk Eric Clapton.
Eric Clapton w Oświęcimiu
fot. Konrad Kubuśka, LFO
– Jednym z elementów, które wpisuje
się w ideę, którą chciałem uwiarygodnić i wprowadzić w życie,
jest próba odczarowywania Oświęcimia, żeby nie kojarzył się
tylko i wyłącznie z obecnym Muzeum Auschwitz-Birkenau i z historią,
od której festiwal nie ucieka – mówił przed festiwalem w Radiu
Kraków Darek Maciborek, dyrektor trwającego między 25 a 28 czerwca
wydarzenia i dziennikarz radia RMF FM.
26 czerwca w ramach imprezy wystawiony
został spektakl warszawskiego Teatru 6.piętro „Słoneczni
chłopcy” Neila Simona w reżyserii Olgi Lipińskiej. W tytułowe
role wcielili się m.in. Krzysztof Kowalewski i Piotr Fronczewski.
Dzień później na stadionie MOSiR
wystąpiły m.in. amerykańsko-izraelska grupa Balkan Beat Box i
legenda grunge z Seattle Soundgarden.
Ostatniego dnia festiwalu wystąpiła
m.in. Edyta Bartosiewicz. Artystka po kilkunastu latach przerwała
fonograficzne milczenie wydanym w ubiegłym roku albumem „Renovatio”.
Na koncercie zabrzmiały m.in. „Sen”, „Szał”, „Zegar”,
cover Joy Division „Love Will Tear Us Apart” i na bis wzruszający
„Ostatni”.
O godz. 21 na scenie pojawił się Eric
Clapton. 69-letni dzisiaj muzyk karierę rozpoczął w latach 60. Już
wtedy nazywano go bogiem gitary. Grał m.in. w zespołach The
Yardbirds, Cream i Derek and the Dominos. Jego pierwszy solowy album
ukazał się w 1971 r. Dyskografię najlepszego białego bluesmana,
jak o nim mówią, zamyka wydana w ubiegłym roku płyta z coverami
utworów innych wykonawców „Old Sock”.
Podczas koncertu w Oświęcimiu
publiczność usłyszała m.in. „Pretending”, „Tell the Truth”,
„Crossroads” i „Cocaine”. Po spokojniejszej, bardziej
bluesowej pierwszej części występu poruszenie wywołały przeboje
„Tears in Heaven” i „Layla”. Występujący z Brytyjczykiem
klawiszowiec Paul Carrack zaśpiewał swoją piosenkę „How Long”,
którą w latach 70. wykonywał z grupą Ace. Zaśpiewał również
piosenkę wykonaną na bis – cover Joe Cockera „High Time We
Went”.
– Miałam problem z pieniędzmi, bo
na terenie festiwalu nie znalazłam bankomatu, a po wejściu nie
można było wyjść za bramę. Szkoda też, że na bis Clapton
zagrał tylko jedną piosenkę. Ale to nic – mówiła jedna z
uczestniczek. – Koncert bardzo mi się podobał i cały czas nucę
„Cocaine”!
Chociaż Brytyjczyk nie zagrał
„Wonderful Tonight”, to i tak tego wieczoru było pięknie.
BK
1 lipca 2014
29 czerwca 2014
W Bieruniu kształcą górników od 35 lat
Fragmenty artykułu ukazały się w
„Dzienniku Zachodnim” 27 czerwca 2014 r.
Na początku było jeszcze trochę
bałaganu. Było 15 nauczycieli, a uczniów nie było nawet 200.
Dzisiaj do Powiatowego Zespołu Szkół, jednej z największych tego
typu placówek w kraju, uczęszcza ponad 1 100 osób, w tym 560 na
kierunki górnicze, na które z roku na rok wzrasta zainteresowanie.
W tym roku szkolnym PZS obchodzi swój jubileusz.
Uczniowie PZS po wyjeździe z dołu kopalni w 1982 r.
fot. PZS Bieruń
„Był chłodny, kwietniowy poranek,
ćwierć wieku temu. Z autobusu wysiadł młody, zaspany synek. (...)
Idąc ścieżką pomiędzy łąkami spoglądał na nowe bloki
widniejące opodal i ogromny szyb nowoczesnej, jednej z największych
w Europie, kopalni. (...) Po chwili marszu ukazał mu się wielki,
jak na owe czasy, budynek szkoły. (...) Tak pamiętam moje pierwsze
wspomnienie związane z Bieruniem i szkołą. Ten młody synek to ja
(...) Drugi obraz przywołany z pamięci to konferencja nauczycieli
przed rozpoczęciem roku szkolnego. Pachnący farbą (jeszcze przez
kilka następnych miesięcy) budynek internatu. Mała świetlica.
Dyrektor, nauczyciele. Można ich policzyć na palcach obu rąk.
(...) Trzecia odsłona to początki nowego roku szkolnego. Nie ma
jeszcze auli, nie ma hali sportowej” – wspominał nauczyciel
Szczepan Ścisłowicz w publikacji „Srebrny Jubileusz”,
przygotowanej w 2003 r. na 25-lecie placówki.
– Pracowałem w szkole górniczej w
Chorzowie – mówi nauczyciel. – Dyrektorem był tam Stanisław
Sępa, który zorientował się, że w Bieruniu Nowym powstaje szkoła
górnicza przy kopalni Piast. Przeniósł się tutaj. W trakcie
luźnej rozmowy wyszło na to, że potrzebują tutaj elektryka i
mówi: „Ja bym się na pana miejscu nie zastanawiał, tym bardziej,
że będzie miał pan nową szkołę i szansę na mieszkanie” i
przyjechałem na rozmowę. Okazało się, że rzeczywiście nie mają
elektryka i tak zostałem przez pierwszy rok.
Ścisłowicz jest najdłużej
pracującym nauczycielem szkoły.
Na mocy decyzji kuratora oświaty 1
września 1978 r. w Zasadniczej Szkole Górniczej KWK Piast 176
uczniów, pod okiem 15 nauczycieli, rozpoczęło naukę na
kierunkach: górnik technicznej eksploatacji złóż, mechanik maszyn
i urządzeń górnictwa podziemnego oraz elektromonter górnictwa
podziemnego.
„Pierwszego września gotowych było
tylko kilka sal lekcyjnych, wszędzie kręcili się jeszcze
robotnicy, pracowały maszyny, było trochę bałaganu”. Tak o
początku pierwszego roku szkolnego w placówce mówił w wywiadzie
dla „Srebrnego Jubileuszu” pierwszy dyrektor Czesław Dziubek.
„Szkoła była częścią inwestycji
KWK »Piast«
i na wyposażenie klas w niezbędne sprzęty, w pomoce naukowe,
książki do biblioteki itd. pieniądze, właściwie bez ograniczeń,
dawała kopalnia – mówił Dziubek. – Nie było więc problemu
braku środków. Uczniowie otrzymywali znaczącą pomoc materialną,
byli wyposażeni w ubranie – kurtki, garnitury, koszule, buty itd.
Nie musieli kupować podręczników, zeszytów, przyborów szkolnych.
Najlepsi dostawali mundury galowe. Wszystko fundowała im kopalnia”.
„Uczniowie byli wtedy bardziej
dorośli, wiedzieli, po co przyjechali na Śląsk – żeby zdobyć
zawód, mieszkanie, żeby się urządzić. Nie widzieli przyszłości
w swoich stronach i dlatego podchodzili do życia poważniej” –
mówił były dyrektor.
Kolejnymi dyrektorami byli Stanisław
Sender, Henryk Kossowski i Mieczysław Zimirski. Od 2006 r. funkcję
tę pełni Teresa Horst. – Przez pierwsze lata dobrze się czułam
jako polonista, chętnie uczyłam, ale uznałam, że nic ciekawego
już w tej dziedzinie nie zrobię – mówi Horst. – Podczas
konkursu na dyrektora jury, złożone w dużej mierze z mężczyzn,
wyrażało obawy czy refleksje, jak kobieta poradzi sobie z
prowadzeniem szkoły technicznej, kobieta z wykształceniem
humanistycznym. Powiedziałam wtedy, że liczą się umiejętności
managerskie, czyli korzystanie z wiedzy ludzi, którzy znają się na
konkretnych dziedzinach, w tym naszych inżynierów.
Horst mówi o początkach szkoły: –
Piast to była nowa kopalnia, powstała dwa lata wcześniej. Plany
były bardzo poważne i w tamtym czasie to był bardzo duży zakład.
Pracowało tam ponad 11 tys. ludzi. Potrzeba było wykwalifikowanych
pracowników. Wówczas wybudowano szkołę.
Strajk w kopalni
Kiedy 13 grudnia 1981 r. wprowadzono w
Polsce stan wojenny, na kopalni rozpoczął się strajk. Górnicy
Piasta i pracownicy Przedsiębiorstwa Robót Górniczych w
Mysłowicach zaprotestowali w ten sposób przeciwko internowaniu ich
kolegów. Żądali uwolnienia aresztowanych działaczy związkowych i
zniesienia stanu wojennego.
„Podczas rozpoczętej jeszcze przed
północą 12 grudnia, specjalnej akcji »Jodła«
internowano większość działaczy NSZZ »Solidarność«
– piszą w książce »Historia
Górnego Śląska« Adam
Dziurok i Bernard Linek – do końca 1982 roku w ośrodkach
internowania osadzono ponad 1900 osób tylko z województwa
katowickiego. Proponowano im często paszporty i sugerowano wyjazd do
Niemiec. W proteście przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego od 13 do
28 grudnia w blisko 50 zakładach (głównie kopalniach) w
województwie katowickim podjęto akcje strajkowe (...) Większość
strajków zakończyła dopiero interwencja wojska oraz
Zmotoryzowanych Oddziałów Milicji Obywatelskiej (ZOMO)”.
„Nawet bardzo pogłębiona analiza
wydarzeń poprzedzających wybuch strajku na kopalni »Piast«
nie prowadzi do jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, co było jego
przyczyną” – pisze Andrzej Sznajder w publikacji „14 dni pod
ziemią”, wydanej przez IPN i Kompanię Węglową, właściciela
kopalni.
Na poziomie 650 m pod ziemią protest
rozpoczęło ok. 2 tys. górników. Był przygotowany plan
pacyfikacji. – Od podobnej tragedii, jak na kopalni Wujek uratował
nas prawdopodobnie fenomen tego strajku, prowadzenia go na dole
kopalni – mówił Augustyn Czarnynoga z NSZZ „Solidarność” w
filmie „Najdłuższa szychta”, przygotowanym przez kopalnię na
25. rocznicę strajku.
– Nikt z nas zjeżdżając na dół
nie myślał, że będzie to trwało tak długo – mówił w filmie
Kazimierz Graca, w 1981 r. górnik oddziału robót przygotowawczych.
Protestujący przedstawili trzy warunki zakończenia strajku:
bezpieczeństwo dla strajkujących, opieka lekarska i gwarancja
dalszej pracy. Na warunki zgodzili się dyrektor kopali i komisarz
wojskowy. Strajk zakończyło ok. 1 tys. pracowników. 28 grudnia ok.
godz. 20 wszyscy protestujący byli już na powierzchni. Był to
najdłuższy strajk po wprowadzeniu stanu wojennego.
Aresztowania i internowania osób
uznanych przez władzę za przywódców protestu rozpoczęły się
jeszcze tego samego wieczoru. Wyroki w procesach były
uniewinniające, ale po wypuszczeniu aresztowanych czekały na nich
kolejne zatrzymania. Większość protestujących zwolniono z pracy.
Jak śpiewał Jak Krzysztof Kelus słowa
Jana Michała Zazuli:
Wyjeżdżajcie już chłopcy od
Piasta
Pora chłopcy opuścić tę dziurę
Baby płaczą, napiekły wam ciasta
Złota klatka uniesie was w górę
Wyjeżdżajcie, już szychta
skończona
– W trakcie stanu wojennego nie było
większych problemów w funkcjonowaniu szkoły i we współpracy z
kopalnią – mówi Ścisłowicz. – Jedynie w początkowym okresie
uczniowie nie mogli wyjeżdżać do domów i upuszczać internatu po
godzinie policyjnej. – W trakcie strajku szkolne warsztaty na
kopalni zostały zawieszone. Zostały wznowione po jego zakończeniu.
Jak czytać internetowe rankingi lekarzy
"Przed hejnałem", Radio Kraków, 24 kwietnia 2014
Podobno ponad 20% pacjentów przy wyborze lekarza kieruje się opiniami w internetowych serwisach rankingowych. Można w nich przeczytać, że neurolog z Krakowa jest dobry, bo jest miły.
fot. freeimages
Wybieramy się do restauracji i sprawdzamy w sieci, jak oceniają ją internauci, sprawdzamy też opinie o hotelach, wykładowcach i pracy innych osób czy instytucji. Podobnie jest z wyborem lekarza. Podobno co piąty pacjent kieruje się komentarzem przeczytanym w internecie. O tym, jak czytać takie rankingi, Sylwia Paszkowska rozmawiała 24 kwietnia z dr Katarzyną Turek-Fornelską, pediatrą i Rzecznik Praw Lekarza Okręgowej Izby Lekarskiej w Krakowie i dr. Zbigniewem Okoniem, prawnikiem oraz specjalistą od prawa komputerowego, zwalczania nieuczciwej konkurencji i reklamy.
http://www.radiokrakow.pl/audycje/przed-hejnalem/jak-czytac-internetowe-rankingi-lekarzy
wydawca: BK
Podobno ponad 20% pacjentów przy wyborze lekarza kieruje się opiniami w internetowych serwisach rankingowych. Można w nich przeczytać, że neurolog z Krakowa jest dobry, bo jest miły.
fot. freeimages
Wybieramy się do restauracji i sprawdzamy w sieci, jak oceniają ją internauci, sprawdzamy też opinie o hotelach, wykładowcach i pracy innych osób czy instytucji. Podobnie jest z wyborem lekarza. Podobno co piąty pacjent kieruje się komentarzem przeczytanym w internecie. O tym, jak czytać takie rankingi, Sylwia Paszkowska rozmawiała 24 kwietnia z dr Katarzyną Turek-Fornelską, pediatrą i Rzecznik Praw Lekarza Okręgowej Izby Lekarskiej w Krakowie i dr. Zbigniewem Okoniem, prawnikiem oraz specjalistą od prawa komputerowego, zwalczania nieuczciwej konkurencji i reklamy.
http://www.radiokrakow.pl/audycje/przed-hejnalem/jak-czytac-internetowe-rankingi-lekarzy
wydawca: BK
22 czerwca 2014
Tadeusz Huk gościem programu "Przed hejnałem"
"Przed hejnałem", Radio Kraków, 1 maja 2014
Aktor teatralny, kinowy i telewizyjny. Twórca ok. stu ról. Absolwent Wydziału Aktorskiego krakowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. Po studiach związany z Teatrem im. Słowackiego, a następnie z Teatrem Starym.
fot. materiały prasowe
„Teatralny arbiter elegantiarum, o zniewalającym męskim uroku, łączy intelektualny dystans, dyscyplinę i precyzję z siłą ekspresji, autoironią, wyrafinowanym poczuciem humoru. Jest aktorem o bardzo szerokim emploi, zaskakuje różnorodnością teatralnych wcieleń – klasyczny i nowoczesny, formalny i emocjonalny, tragik i komik” – m.in. tak mówią o dzisiejszym gościu Sylwii Paszkowskiej. Zapraszamy na spotkanie.
http://www.radiokrakow.pl/audycje/przed-hejnalem/tadeusz-huk-gosciem-programu-przed-hejnalem
wydawca: BK
Aktor teatralny, kinowy i telewizyjny. Twórca ok. stu ról. Absolwent Wydziału Aktorskiego krakowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. Po studiach związany z Teatrem im. Słowackiego, a następnie z Teatrem Starym.
fot. materiały prasowe
„Teatralny arbiter elegantiarum, o zniewalającym męskim uroku, łączy intelektualny dystans, dyscyplinę i precyzję z siłą ekspresji, autoironią, wyrafinowanym poczuciem humoru. Jest aktorem o bardzo szerokim emploi, zaskakuje różnorodnością teatralnych wcieleń – klasyczny i nowoczesny, formalny i emocjonalny, tragik i komik” – m.in. tak mówią o dzisiejszym gościu Sylwii Paszkowskiej. Zapraszamy na spotkanie.
http://www.radiokrakow.pl/audycje/przed-hejnalem/tadeusz-huk-gosciem-programu-przed-hejnalem
wydawca: BK
18 czerwca 2014
Chorzy na niejedzenie
"Przed hejnałem", Radio Kraków, 12 maja 2014
Anoreksja dotyka rocznie 1 na 10 tys. osób, głównie poniżej 25. roku życia.
fot. freeimages
Nieleczona anoreksja może prowadzić do śmierci nawet 10% chorych. Jak ją rozpoznać, jakie są jej przyczyny, jak możemy pomóc, kiedy zachoruje ktoś z naszego otoczenia i na co powinni zwracać uwagę rodzice, aby uchronić dzieci przed chorobą?
12 maja gośćmi Sylwii Paszkowskiej byli dr Maciej Pilecki, psychiatra i ordynator Oddziału Psychiatrii Dzieci i Młodzieży Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, Anna Grabowska, psycholog i psychodietetyk oraz pani Ewelina, która z chorobą zmagała się przez 10 lat.
http://www.radiokrakow.pl/audycje/przed-hejnalem/chorzy-na-niejedzenie
wydawca: BK
Anoreksja dotyka rocznie 1 na 10 tys. osób, głównie poniżej 25. roku życia.
fot. freeimages
Nieleczona anoreksja może prowadzić do śmierci nawet 10% chorych. Jak ją rozpoznać, jakie są jej przyczyny, jak możemy pomóc, kiedy zachoruje ktoś z naszego otoczenia i na co powinni zwracać uwagę rodzice, aby uchronić dzieci przed chorobą?
12 maja gośćmi Sylwii Paszkowskiej byli dr Maciej Pilecki, psychiatra i ordynator Oddziału Psychiatrii Dzieci i Młodzieży Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, Anna Grabowska, psycholog i psychodietetyk oraz pani Ewelina, która z chorobą zmagała się przez 10 lat.
http://www.radiokrakow.pl/audycje/przed-hejnalem/chorzy-na-niejedzenie
wydawca: BK
11 czerwca 2014
"Długi film o miłości. Powrót na Broad Peak". Jacek Hugo-Bader w Radiu Kraków
"Przed hejnałem", Radio Kraków, 11 czerwca 2014
Kiedy reporter Jacek Hugo-Bader zadzwonił do Jacka Berbeki z prośbą, aby zabrał go na Broad Peak, usłyszał w słuchawce krzyk i odmowę. Jacek Berbeka planował wyruszyć na poszukiwanie ciał swojego brata Macieja i Tomasza Kowalskiego, którzy w marcu 2013 r. zginęli schodząc ze szczytu.
Jacek Hugo-Bader podczas wyprawy na Broad Peak
fot. archiwum Jacka Hugo-Badera
Reporter postanowił napisać: „Niech mnie Pan weźmie na tę wyprawę! Błagam”. Udało się. W czerwcu 2013 r. wyruszyli w składzie: Jacek Berbeka, Jacek Jawień, Krzysztof Tarasiewicz, Jacek Hugo-Bader. Towarzyszyli im Alicja i Marek Kowalscy, rodzice Tomasza i Agnieszka Kopral, jego narzeczona. Ciało Tomasza udało się odnaleźć.
5 marca 2013 r. Adam Bielecki, Artur Małek, Tomasz Kowalski i Maciej Berbeka dokonali pierwszego zimowego wejścia na Broad Peak w górach Karakorum. Podczas zejścia Kowalski i Berbeka zginęli.
Z wyprawy poszukiwawczej powstała książka „Długi film o miłości. Powrót na Broad Peak”, która w 2014 r. ukazała się nakładem wydawnictwa Znak i którą czytamy na antenie Radia Kraków. Z autorem Sylwia Paszkowska rozmawiała 11 czerwca.
Zapis fragmentów rozmowy Sylwii Paszkowskiej z Jackiem Hugo-Baderem
W książce stawia pan tezę, że himalaiści są jak współcześni gladiatorzy, uzależnieni od tego, co robią.
Jacek Hugo-Bader: Gladiatorzy od niczego nie byli uzależnieni, to byli niewolnicy.
A uzależnienie od pasji to nie jest jakaś niewola?
Można by było nad tym dyskutować, ale to byłaby głęboka filozoficzna dyskusja, a ja jestem prostym człowiekiem, wolałbym na troszkę niższych rewirach się poruszać. Jest to z pewnością rodzaj uzależnienia, sami himalaiści o tym mówią. Każda duża pasja uzależnia, więc jest to też rodzaj ograniczenia wolności podobnie jak hazard, alkohol itd.
Napisał pan w swojej książce, że dzisiaj himalaiści robią spektakl dla wszystkich, który można obserwować online.
Tak, i to nie jest tak, że oni nie mają na to wpływu, gdyż z nimi nie wchodzą na górę paparazzi, oni sami biorą ze sobą aparaty i wysyłają zdjęcia na każdym kroku. Himalaiści chcą celebrować swoje zdobywanie gór, chcą być gwiazdami. Chcą też mieć tę wartość reklamową, bo kto zapłaci za wyczyn, którego nikt nie zobaczy. Chodzi o to, że musisz być zobaczony. Oni się sami sprzedali, sami zamienili ten sport z niestadionowego na stadionowy. Nie mogą grymasić, że media pchają się im z buciorami w życie, bo to nie ja zgwałciłem himalaistów, ich rodziny, ich bliskich z tym, że wszedłem w ich życie. Nie, na to się nigdy nie zgodzę. To oni mnie zaprosili do swojego życia, do sportu. Ja tylko wykonuję swoją pracę. To było ich zaproszenie, ja tylko z niego skorzystałem.
W swojej książce pisze pan o pracy Zdzisława Jana Ryna mówiącej o tym, że osoby, które raz wyjdą na taką wysokość i coś pójdzie nie tak, już nigdy nie będą normalne.
Tak, osoby, które przejdą deteriorację, tę chorobę wysokogórską, muszą liczyć się z tym, że każda taka choroba pozostawia trwałe ślady w psychice człowieka. On już zawsze będzie miał zmienioną psychikę. Nikt tego tak do końca nie zbadał, pan profesor miał 40 pacjentów. 11 z nich miało trwałe ślady w mózgu, zmiany w kierunku psychopatycznym. Oczywiście nie chodzi o to, że te osoby są chore psychicznie, są to tylko zmiany w tym kierunku.
To się bardzo nie spodobało w środowisku.
To nie ja robiłem te badania, ja tylko o nich napisałem. Reportaż jest od tego, żeby coś znalazł i przedstawił swoim czytelnikom.
Czytając pana książkę można się naprawdę wzruszyć. Pisze pan np. o motywacji pozasportowej, która pchała Tomasza Kowalskiego na górę.
Himalaiści mówią, że oni pakują się tam z miłości do gór. To jest taka miłość, bez której nie można już żyć.
Stawia pan tezę, że oni uciekają od zwykłego życia.
Właśnie tak. Dla nich fikcyjne życie to jest to, kiedy oni wracają na nizinę do domów, do swoich rodzin, a prawdziwe życie mają tylko tam. My jedziemy na wakacje, żeby tam pobyć, ale wracamy później do naszego prawdziwego życia – oni mają na odwrót. To jest moja prywatna teoria na ten temat.
Dla mnie postać Tomasza Kowalskiego była tą najbardziej tragiczną, ponieważ to był człowiek, który znakomicie funkcjonował w tym normalnym świecie. Miał bardzo wielu przyjaciół, wszyscy go uwielbiali.
Tak. Dlatego, że on miał życie poza górami.
http://www.radiokrakow.pl/audycje/przed-hejnalem/dlugi-film-o-milosci-powrot-na-broad-peak-jacek-hugo-bader-w-radiu-krakow-23265
wydawca: BK
Kiedy reporter Jacek Hugo-Bader zadzwonił do Jacka Berbeki z prośbą, aby zabrał go na Broad Peak, usłyszał w słuchawce krzyk i odmowę. Jacek Berbeka planował wyruszyć na poszukiwanie ciał swojego brata Macieja i Tomasza Kowalskiego, którzy w marcu 2013 r. zginęli schodząc ze szczytu.
Jacek Hugo-Bader podczas wyprawy na Broad Peak
fot. archiwum Jacka Hugo-Badera
Reporter postanowił napisać: „Niech mnie Pan weźmie na tę wyprawę! Błagam”. Udało się. W czerwcu 2013 r. wyruszyli w składzie: Jacek Berbeka, Jacek Jawień, Krzysztof Tarasiewicz, Jacek Hugo-Bader. Towarzyszyli im Alicja i Marek Kowalscy, rodzice Tomasza i Agnieszka Kopral, jego narzeczona. Ciało Tomasza udało się odnaleźć.
5 marca 2013 r. Adam Bielecki, Artur Małek, Tomasz Kowalski i Maciej Berbeka dokonali pierwszego zimowego wejścia na Broad Peak w górach Karakorum. Podczas zejścia Kowalski i Berbeka zginęli.
Z wyprawy poszukiwawczej powstała książka „Długi film o miłości. Powrót na Broad Peak”, która w 2014 r. ukazała się nakładem wydawnictwa Znak i którą czytamy na antenie Radia Kraków. Z autorem Sylwia Paszkowska rozmawiała 11 czerwca.
Zapis fragmentów rozmowy Sylwii Paszkowskiej z Jackiem Hugo-Baderem
W książce stawia pan tezę, że himalaiści są jak współcześni gladiatorzy, uzależnieni od tego, co robią.
Jacek Hugo-Bader: Gladiatorzy od niczego nie byli uzależnieni, to byli niewolnicy.
A uzależnienie od pasji to nie jest jakaś niewola?
Można by było nad tym dyskutować, ale to byłaby głęboka filozoficzna dyskusja, a ja jestem prostym człowiekiem, wolałbym na troszkę niższych rewirach się poruszać. Jest to z pewnością rodzaj uzależnienia, sami himalaiści o tym mówią. Każda duża pasja uzależnia, więc jest to też rodzaj ograniczenia wolności podobnie jak hazard, alkohol itd.
Napisał pan w swojej książce, że dzisiaj himalaiści robią spektakl dla wszystkich, który można obserwować online.
Tak, i to nie jest tak, że oni nie mają na to wpływu, gdyż z nimi nie wchodzą na górę paparazzi, oni sami biorą ze sobą aparaty i wysyłają zdjęcia na każdym kroku. Himalaiści chcą celebrować swoje zdobywanie gór, chcą być gwiazdami. Chcą też mieć tę wartość reklamową, bo kto zapłaci za wyczyn, którego nikt nie zobaczy. Chodzi o to, że musisz być zobaczony. Oni się sami sprzedali, sami zamienili ten sport z niestadionowego na stadionowy. Nie mogą grymasić, że media pchają się im z buciorami w życie, bo to nie ja zgwałciłem himalaistów, ich rodziny, ich bliskich z tym, że wszedłem w ich życie. Nie, na to się nigdy nie zgodzę. To oni mnie zaprosili do swojego życia, do sportu. Ja tylko wykonuję swoją pracę. To było ich zaproszenie, ja tylko z niego skorzystałem.
W swojej książce pisze pan o pracy Zdzisława Jana Ryna mówiącej o tym, że osoby, które raz wyjdą na taką wysokość i coś pójdzie nie tak, już nigdy nie będą normalne.
Tak, osoby, które przejdą deteriorację, tę chorobę wysokogórską, muszą liczyć się z tym, że każda taka choroba pozostawia trwałe ślady w psychice człowieka. On już zawsze będzie miał zmienioną psychikę. Nikt tego tak do końca nie zbadał, pan profesor miał 40 pacjentów. 11 z nich miało trwałe ślady w mózgu, zmiany w kierunku psychopatycznym. Oczywiście nie chodzi o to, że te osoby są chore psychicznie, są to tylko zmiany w tym kierunku.
To się bardzo nie spodobało w środowisku.
To nie ja robiłem te badania, ja tylko o nich napisałem. Reportaż jest od tego, żeby coś znalazł i przedstawił swoim czytelnikom.
Czytając pana książkę można się naprawdę wzruszyć. Pisze pan np. o motywacji pozasportowej, która pchała Tomasza Kowalskiego na górę.
Himalaiści mówią, że oni pakują się tam z miłości do gór. To jest taka miłość, bez której nie można już żyć.
Stawia pan tezę, że oni uciekają od zwykłego życia.
Właśnie tak. Dla nich fikcyjne życie to jest to, kiedy oni wracają na nizinę do domów, do swoich rodzin, a prawdziwe życie mają tylko tam. My jedziemy na wakacje, żeby tam pobyć, ale wracamy później do naszego prawdziwego życia – oni mają na odwrót. To jest moja prywatna teoria na ten temat.
Dla mnie postać Tomasza Kowalskiego była tą najbardziej tragiczną, ponieważ to był człowiek, który znakomicie funkcjonował w tym normalnym świecie. Miał bardzo wielu przyjaciół, wszyscy go uwielbiali.
Tak. Dlatego, że on miał życie poza górami.
http://www.radiokrakow.pl/audycje/przed-hejnalem/dlugi-film-o-milosci-powrot-na-broad-peak-jacek-hugo-bader-w-radiu-krakow-23265
wydawca: BK
9 czerwca 2014
Zegarek. Co mówi o właścicielu?
"Przed hejnałem", Radio Kraków, 9 czerwca 2014
Jest pierwszą rzeczą, po którą sięgamy po przebudzeniu i ostatnią, którą ściągamy przed snem – zegarek. Jego cyferblat zdradza zaskakująco wiele o swoim właścicielu.
fot. BK
Zegary są wszędzie. Gdziekolwiek się nie znajdziemy, to gdzieś w pobliżu na pewno możemy sprawdzić godzinę. Zegarki mamy w komputerach, na tablicach ogłoszeniowych, w biurach, a w przestrzeni publicznej Krakowa mamy prawdziwe cuda – niestety coraz częściej z elektronicznymi mechanizmami. 9 czerwca w „Przed hejnałem” Sylwia Paszkowska rozmawiała o tym z Wojciechem Strojnym, zegarmistrzem i Michałem Rzepką, również zegarmistrzem i wieloletnim konserwatorem zegarów antycznych w Muzeum Historycznym Miasta Krakowa.
http://www.radiokrakow.pl/audycje/przed-hejnalem/zegarek-co-mowi-o-wlascicielu
wydawca: BK
Jest pierwszą rzeczą, po którą sięgamy po przebudzeniu i ostatnią, którą ściągamy przed snem – zegarek. Jego cyferblat zdradza zaskakująco wiele o swoim właścicielu.
fot. BK
Zegary są wszędzie. Gdziekolwiek się nie znajdziemy, to gdzieś w pobliżu na pewno możemy sprawdzić godzinę. Zegarki mamy w komputerach, na tablicach ogłoszeniowych, w biurach, a w przestrzeni publicznej Krakowa mamy prawdziwe cuda – niestety coraz częściej z elektronicznymi mechanizmami. 9 czerwca w „Przed hejnałem” Sylwia Paszkowska rozmawiała o tym z Wojciechem Strojnym, zegarmistrzem i Michałem Rzepką, również zegarmistrzem i wieloletnim konserwatorem zegarów antycznych w Muzeum Historycznym Miasta Krakowa.
http://www.radiokrakow.pl/audycje/przed-hejnalem/zegarek-co-mowi-o-wlascicielu
wydawca: BK
2 czerwca 2014
Kim jest współczesny młody mężczyzna?
"Przed hejnałem", Radio Kraków, 2 czerwca 2014
Czy tradycyjny typ mężczyzny odchodzi do lamusa?
fot. archiwum RK
Typów jest wiele. Trzeba je zaakceptować i szukać alternatyw w znalezieniu z nimi wspólnego języka? Taką tezę postawił miesięcznik „Znak” publikując kilka miesięcy temu „Atlas polskich mężczyzn”.
Jak młody mężczyzna może pokazać dzisiaj swoją męskość? O tym Sylwia Paszkowska rozmawiała dzisiaj z Martą Duch-Dyngosz z miesięcznika „Znak” i dr Anną Tylikowską, psychologiem z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
http://www.radiokrakow.pl/audycje/przed-hejnalem/kim-jest-wspolczesny-mlody-mezczyzna
wydawca: BK
Czy tradycyjny typ mężczyzny odchodzi do lamusa?
fot. archiwum RK
Typów jest wiele. Trzeba je zaakceptować i szukać alternatyw w znalezieniu z nimi wspólnego języka? Taką tezę postawił miesięcznik „Znak” publikując kilka miesięcy temu „Atlas polskich mężczyzn”.
Jak młody mężczyzna może pokazać dzisiaj swoją męskość? O tym Sylwia Paszkowska rozmawiała dzisiaj z Martą Duch-Dyngosz z miesięcznika „Znak” i dr Anną Tylikowską, psychologiem z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Zapis fragmentów
rozmowy Sylwii Paszkowskiej z Martą Duch-Dyngosz i dr Anną
Tylikowską
Z sondażu wyborczego Ipsos
wynikało, że ponad 74% głosujących na Korwin-Mikkego i Nową
Prawicę to mężczyźni, a 3/4 z nich to wyborcy w wieku 18-39 lat.
Po zobaczeniu tych sondaży zaczęłam się zastanawiać, kim dzisiaj
jest młody mężczyzna. Czy takie wyniki oznaczają, że młodzi
mężczyźni mają skrajnie konserwatywne poglądy, są męskimi
szowinistami, że faszyzują, a kobietę widzą w kuchni i sypialni?
Czy może jest tak, jak napisał nasz słuchacz, że w tej grupie
wiekowej są ludzie, którzy właśnie założyli i prowadzą własną
działalność gospodarczą i głosowali na Korwin-Mikkego dla
poparcia jego programu w zakresie gospodarki i podatków, a tak
naprawdę cała reszta tego, co mówi, ich nie interesuje?
Anna Tylikowska: Myślę, że nie do
końca tak jest, ludzie wybierają polityków głównie według
kryteriów światopoglądowych, a nie gospodarczych. W Korwin-Mikkem atrakcyjne jest to, że jest politykiem bardzo szczególnym w takim
sensie, że jest wyrazisty, zbuntowany, oryginalny, a to są wzorcowe
cechy dorastającego młodego człowieka, nie tylko mężczyzny, ale
może u mężczyzn jest to bardziej widoczne. Janusz Korwin-Mikke
jest w moich oczach takim „Piotrusiem Panem” w tym sensie, że
jest wiecznym chłopcem nieakceptującym pewnych norm, które są
ustalone i które wszyscy akceptują. Nic dziwnego, że może podobać
się młodym mężczyznom, imponować im dlatego, że wielu mężczyzn
jest na etapie poszukiwań, na które sposobem jest bunt łamiący
normy.
W swoim „Atlasie mężczyzn”
napisała pani, że ten dawny, tradycyjny model mężczyzny odchodzi
do lamusa. Nie ma co po nim płakać, gdyż świat się zmienia i
musi się zmienić też mężczyzna. Ten tradycyjny typ to tylko
jeden z wielu.
Marta Duch-Dyngosz: Tak. Celem tego
„Atlasu” było pokazanie, jak różnie możemy popatrzeć na
męskość, jak różne są jej definicje. Wydaje mi się, że
tradycyjny wzorzec mężczyzny jest tym nadal obowiązującym. Wciąż
się do niego odwołujemy i stąd też wynika cała dyskusja o
kryzysie męskości, w której mężczyzna przedstawiany jest jako
słaby, niepotrafiący podołać swoim obowiązkom, mający problem z
wzięciem na siebie odpowiedzialności za rodzinę, pracę. Pojawia
się więc to pytanie, gdzie się podziali prawdziwi mężczyźni.
Wydaje mi się, że to budzi pewien protest wśród samych mężczyzn,
gdyż w ostatnich latach cały czas dyskutujemy o kobietach,
natomiast takiej dyskusji o mężczyznach, ich roli i jej
zmieniających się wizerunkach nie ma.
Czy mężczyzna poczuł się
osaczony przez kobietę?
Marta Duch-Dyngosz: Myślę, że można
tak powiedzieć. Część mężczyzn mogła poczuć się w jakiś
sposób dotknięta tym obrazowaniem. Rozmowa o mężczyźnie w Polsce
jest zupełnie czymś nowym. Patrząc na reakcję czytelników na
numer „Znaku”, w którym opublikowany został „Atlas polskich
mężczyzn”, zauważyłam, jak trudno było ich przekonać, że
jest to poważny temat, którym należy się zająć nie tylko w
kolorowych pismach, ale poddać również poważnej refleksji.
Kiedy pierwszy raz zobaczyłam
wyniki wyborów i sukces Nowej Prawicy Korwin-Mikkego, doszłam do
wniosku, że być może to jest reakcja młodych mężczyzn na
genderyzm, którym wszystkich się straszy.
Anna Tylikowska: Gender, jako pewna
problematyka naukowa, zajmuje się znaczeniem spraw związanych z
płcią, ale też z męskością i z kobiecością. Pomaga rozpoznać
to, co wyróżnia, dzieli, łączy m.in. kobiety i mężczyzn. Faktem
jest, że ludzie nie za bardzo wiedzą, co to jest gender, gdyż
wyjaśnienie tego terminu nie pojawia się w naszej publicznej
dyskusji, dlatego może to być dla nich groźne. Przemiany
społeczno-kulturowe związane z gender służą też mężczyznom.
Nie sądzę więc, żeby była to kwestia osaczenia jakimś genderem,
tylko tego, że nasze czasy są trudne. Jesteśmy przeładowani
informacjami i mało kto sobie z tym radzi, więc szukamy jakichś
prostych, wyrazistych rozwiązań, a Janusz Korwin-Mikke jest właśnie
taki prosty i wyrazisty. Nasza teraźniejszość jest ciężka, jest
pełno niejasnych ról. Kiedyś było inaczej, człowiek od dziecka
miał jasno określoną rolę, czy to zawodową, czy społeczną.
Teraz musi on definiować siebie właściwie od zera, a możliwości
definicyjnych jest mnóstwo. To wymaga podejmowania decyzji, a każda
z nich jest dla nas bolesna i problematyczna. W związku z tym
brakuje nam poczucia bezpieczeństwa, dlatego szukamy czegoś
trwałego.
http://www.radiokrakow.pl/audycje/przed-hejnalem/kim-jest-wspolczesny-mlody-mezczyzna
wydawca: BK
30 maja 2014
Szemrany. Konkurs
"Gazeta Mysłowicka", nr 5/2014 (35)
Konkurs. Minął rok od debiutu Szemranego w "Gazecie Mysłowickiej". Z tej okazji wśród osób, które do 26 czerwca wyślą na adres redakcja@gazetamyslowicka.com wiadomość z dopiskiem "Szemrany", redakcja rozlosuje koszulkę z jego podobizną.
Konkurs. Minął rok od debiutu Szemranego w "Gazecie Mysłowickiej". Z tej okazji wśród osób, które do 26 czerwca wyślą na adres redakcja@gazetamyslowicka.com wiadomość z dopiskiem "Szemrany", redakcja rozlosuje koszulkę z jego podobizną.
27 maja 2014
Krakowskie neony. Sentymentalne pamiątki powracają
"Przed hejnałem", Radio Kraków, 27 maja 2014
Cukiernia Markiza, motel Krak, restauracja Jubilatka, bar Smok, hotel Polonia. Neony z tych miejsc cały czas są w pamięci krakowian. Po kilkudziesięciu latach zainteresowanie nimi powraca.
Neon sklepu Świat dziecka w Nowej Hucie
fot. Muzeum Historyczne Miasta Krakowa
W Warszawie powstało Muzeum Neonów, m.in. we Wrocławiu i w Katowicach działają organizacje, które starają się o ich remonty, neony są tematem dwóch wydanych albumów autorstwa Ilony Karwińskiej. W wielu miastach remontuje się te, które pamiętają PRL. Remontowane są jako sentymentalne pamiątki minionej epoki i nowe symbole miast również w Krakowie.
Świecą dzięki wyładowaniom elektrycznym w oparach metali. Neony. Te, które znamy dzisiaj opracował w 1910 r. Francuz Georges Claude. W latach 30. pisał już o nich Julian Tuwim. Od lat 60. do 80. przeżywały swój złoty okres, a na ich produkcję mogło się czekać 3 lata. Stare neony z sentymentem wracają do łask. 27 maja Sylwia Paszkowska rozmawiała o tych krakowskich. Gośćmi programu „Przed hejnałem” byli: dr Wojciech Szymański, kurator wystaw i historyk sztuki z Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, Artur Michałowski z klubu Forum Przestrzenie i Paweł Bochenek, właściciel firmy produkującej neony.
Czy można wskazać pierwszy krakowski neon? Najstarszym, który Bochenek widział na fotografii z 1935 r., jest neon „Ilustrowanego Kuryera Codziennego” przy ul. Wielopole. – To bardzo ładny neon. Jego zdjęcie jest w zasobach Narodowego Archiwum Cyfrowego, świecące, dlatego wiadomo, że to na pewno neon – mówił.
10 czerwca o godz. 21, w ramach festiwalu ArtBoom, będzie miało miejsce ponowne uruchomienie neonu cukierni Markiza przy pl. Centralnym w Nowej Hucie. Powstał w latach 60. Za jego odnowienie odpowiedzialna jest Paulina Ołowska, a kuratorem wydarzenia jest dr Szymański. – Chcieliśmy dotrzeć do oryginalnej kolorystyki neonu. Ponieważ pamięć ludzka jest zawodna, świadectw zebraliśmy kilkanaście – mówił kurator. Wybrali róż i biel, które najczęściej pojawiały się w relacjach mieszkańców Nowej Huty. W takich barwach świecić będzie odnowiona Markiza. – Jeżeli ktoś ma kolorową fotografię, bo np. Muzeum Historyczne Miasta Krakowa, Muzeum Historii Fotografii w Krakowie nie posiadają takiej fotografii, to byłoby bezcenne, żeby ją zobaczyć – zaapelował gość.
– Nie jest to tania technologia. Lata 80. to jest czas, kiedy musiały odejść w masowym zastosowaniu – mówił o neonach Bochenek. – W latach 90. się dźwignęły.
Skąd dzisiejszy powrót i fascynacja neonami? – Chyba są dwa źródła. To nostalgia wśród ludzi, którzy pamiętają lata 70., może nawet początek 80. – mówił historyk sztuki. – To staje się przedmiotem zainteresowania w takim stopniu, w jakim architektura późnego modernizmu czy powojenna, socmodernistyczna, jest przedmiotem zainteresowania.
Jednym z bardziej rozpoznawalnych neonów w Krakowie był neon na dachu hotelu Polonia „Korzystaj z usług kolei radzieckich”, ściągnięty w 1990 r. i przekazany na złom.
Prowadzący klub Forum Przestrzenie rozpoczęli kolekcjonowanie neonów, aby w przyszłości otworzyć muzeum. Jak dotąd mają neony wyburzonego motelu Krak. – Udostępniamy przestrzeń do prezentacji tych neonów, którymi jesteśmy zafascynowani, których dziedzictwo kulturowe szanujemy. Dlatego chcielibyśmy, żeby one nie zniknęły, nie zaginęły, nie zostały zezłomowane – mówił Michałowski. Z liter neonów motelu powstały w Forum „mozaiki” – ze słowa „Krak” powstało „Krk”, a z pozostałych liter „lato”. „Recepcja” pozostała bez zmian.
Dr Szymański jest krytyczny wobec umieszczania neonów w muzeach. Jak mówił ratowanie neonów, jak przez klub Forum Przestrzenie, jest cenne. – Plus jest taki, że są zachowane. Minus jest taki, że nie ma ich w przestrzeni, są oderwane od miejsca i od historii miejsca, z którym były od początku projektowane, związane – mówił gość.
– Może ktoś ma neony w piwnicach, przez przypadek znalezione czy na strychach, to prosimy o informacje. Wiele osób nie wie, że można z tym coś zrobić, że to nie jest złom. Z chęcią się tym zaopiekujemy – mówił Michałowski.
Bocheński jest autorem nowego neonu nowohuckiego oddziału Muzeum Historycznego Miasta Krakowa. Jak zgodzili się goście dzielnica wyróżniała się na tle innych bogactwem neonów. Kolekcję przedstawiających je fotografii posiada oddział muzeum w Nowej Hucie.
http://www.radiokrakow.pl/audycje/przed-hejnalem/krakowskie-neony-sentymentalne-pamiatki-powracaja
wydawca: BK
Cukiernia Markiza, motel Krak, restauracja Jubilatka, bar Smok, hotel Polonia. Neony z tych miejsc cały czas są w pamięci krakowian. Po kilkudziesięciu latach zainteresowanie nimi powraca.
Neon sklepu Świat dziecka w Nowej Hucie
fot. Muzeum Historyczne Miasta Krakowa
W Warszawie powstało Muzeum Neonów, m.in. we Wrocławiu i w Katowicach działają organizacje, które starają się o ich remonty, neony są tematem dwóch wydanych albumów autorstwa Ilony Karwińskiej. W wielu miastach remontuje się te, które pamiętają PRL. Remontowane są jako sentymentalne pamiątki minionej epoki i nowe symbole miast również w Krakowie.
Świecą dzięki wyładowaniom elektrycznym w oparach metali. Neony. Te, które znamy dzisiaj opracował w 1910 r. Francuz Georges Claude. W latach 30. pisał już o nich Julian Tuwim. Od lat 60. do 80. przeżywały swój złoty okres, a na ich produkcję mogło się czekać 3 lata. Stare neony z sentymentem wracają do łask. 27 maja Sylwia Paszkowska rozmawiała o tych krakowskich. Gośćmi programu „Przed hejnałem” byli: dr Wojciech Szymański, kurator wystaw i historyk sztuki z Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, Artur Michałowski z klubu Forum Przestrzenie i Paweł Bochenek, właściciel firmy produkującej neony.
Czy można wskazać pierwszy krakowski neon? Najstarszym, który Bochenek widział na fotografii z 1935 r., jest neon „Ilustrowanego Kuryera Codziennego” przy ul. Wielopole. – To bardzo ładny neon. Jego zdjęcie jest w zasobach Narodowego Archiwum Cyfrowego, świecące, dlatego wiadomo, że to na pewno neon – mówił.
10 czerwca o godz. 21, w ramach festiwalu ArtBoom, będzie miało miejsce ponowne uruchomienie neonu cukierni Markiza przy pl. Centralnym w Nowej Hucie. Powstał w latach 60. Za jego odnowienie odpowiedzialna jest Paulina Ołowska, a kuratorem wydarzenia jest dr Szymański. – Chcieliśmy dotrzeć do oryginalnej kolorystyki neonu. Ponieważ pamięć ludzka jest zawodna, świadectw zebraliśmy kilkanaście – mówił kurator. Wybrali róż i biel, które najczęściej pojawiały się w relacjach mieszkańców Nowej Huty. W takich barwach świecić będzie odnowiona Markiza. – Jeżeli ktoś ma kolorową fotografię, bo np. Muzeum Historyczne Miasta Krakowa, Muzeum Historii Fotografii w Krakowie nie posiadają takiej fotografii, to byłoby bezcenne, żeby ją zobaczyć – zaapelował gość.
– Nie jest to tania technologia. Lata 80. to jest czas, kiedy musiały odejść w masowym zastosowaniu – mówił o neonach Bochenek. – W latach 90. się dźwignęły.
Skąd dzisiejszy powrót i fascynacja neonami? – Chyba są dwa źródła. To nostalgia wśród ludzi, którzy pamiętają lata 70., może nawet początek 80. – mówił historyk sztuki. – To staje się przedmiotem zainteresowania w takim stopniu, w jakim architektura późnego modernizmu czy powojenna, socmodernistyczna, jest przedmiotem zainteresowania.
Jednym z bardziej rozpoznawalnych neonów w Krakowie był neon na dachu hotelu Polonia „Korzystaj z usług kolei radzieckich”, ściągnięty w 1990 r. i przekazany na złom.
Prowadzący klub Forum Przestrzenie rozpoczęli kolekcjonowanie neonów, aby w przyszłości otworzyć muzeum. Jak dotąd mają neony wyburzonego motelu Krak. – Udostępniamy przestrzeń do prezentacji tych neonów, którymi jesteśmy zafascynowani, których dziedzictwo kulturowe szanujemy. Dlatego chcielibyśmy, żeby one nie zniknęły, nie zaginęły, nie zostały zezłomowane – mówił Michałowski. Z liter neonów motelu powstały w Forum „mozaiki” – ze słowa „Krak” powstało „Krk”, a z pozostałych liter „lato”. „Recepcja” pozostała bez zmian.
Dr Szymański jest krytyczny wobec umieszczania neonów w muzeach. Jak mówił ratowanie neonów, jak przez klub Forum Przestrzenie, jest cenne. – Plus jest taki, że są zachowane. Minus jest taki, że nie ma ich w przestrzeni, są oderwane od miejsca i od historii miejsca, z którym były od początku projektowane, związane – mówił gość.
– Może ktoś ma neony w piwnicach, przez przypadek znalezione czy na strychach, to prosimy o informacje. Wiele osób nie wie, że można z tym coś zrobić, że to nie jest złom. Z chęcią się tym zaopiekujemy – mówił Michałowski.
Bocheński jest autorem nowego neonu nowohuckiego oddziału Muzeum Historycznego Miasta Krakowa. Jak zgodzili się goście dzielnica wyróżniała się na tle innych bogactwem neonów. Kolekcję przedstawiających je fotografii posiada oddział muzeum w Nowej Hucie.
http://www.radiokrakow.pl/audycje/przed-hejnalem/krakowskie-neony-sentymentalne-pamiatki-powracaja
wydawca: BK
21 maja 2014
Dlaczego się obrażamy?
"Przed hejnałem", Radio Kraków, 20 maja 2014
„Obrażalski” – zdecydowanie nie jest miło usłyszeć coś takiego o sobie. A przecież chyba każdemu zdarza się czasem obrazić. Albo udawać, że się obrazi, jeśli ktoś czegoś dla nas nie zrobi.
„Obrażalski” – zdecydowanie nie jest miło usłyszeć coś takiego o sobie. A przecież chyba każdemu zdarza się czasem obrazić. Albo udawać, że się obrazi, jeśli ktoś czegoś dla nas nie zrobi.
fot. Pixabay
Słowo obraza ma dwa podstawowe
znaczenia: jako akcja i reakcja, jako czyn i jego skutek. W pierwszym
znaczeniu obraza jest świadomym działaniem polegającym na
obelżywym zachowaniu, uchybieniu czyjejś godności osobistej,
zniesławieniu czy wyszydzeniu kogoś. Obraza w drugim znaczeniu –
to obrażenie się – jest reakcją na obrazę w pierwszym
znaczeniu. Ale czy zawsze? Bo przecież obrażanie się to także
znakomite narzędzie do manipulacji i szantażu emocjonalnego. Kto i
kiedy się obraża? Od czego zależy skłonność do obrażania się?
Jak budować w sobie cenny dystans? O tym 20 maja Sylwia Paszkowska
rozmawiała z dr. Mariuszem Makowskim, psychologiem
społecznym z Uniwersytetu Ekonomicznego.
Jak działa mechanizm obrażania się?
– Z punktu widzenia komunikacyjnego możemy spojrzeć na obrażanie
się, jako zakamuflowany komunikat, przekaz: coś się stało, co
mnie zraniło, ubodło, skrzywdziło – mówił dr Makowski. –
Tyle, że dana osoba nie bardzo potrafi otwartym, jasnym komunikatem
tego wyrazić i kamufluje to. „Jestem obrażona. Nie rozmawiam z
tobą. Nie odzywaj się do mnie. Nie dzwoń”. Czyli to jest
przekaz: ja nie akceptuję ciebie, odsuwam się dalej, teraz zrób
coś, żeby zasłużyć na moją akceptację, moje zbliżenie.
Gość mówił o tym, z czego wynika
skłonność do obrażania się, do braku umiejętności wyrażania
swoich odczuć: – Obrażanie się jest deficytem umiejętności
społecznych.
Jak radzić sobie z kimś, kto stosuje
wobec nas manipulację przed obrażanie się? – Rozbroić ukryty
komunikat, nazwać sprawy po imieniu: „O co ci naprawdę chodzi? Co
chcesz w ten sposób uzyskać?” – mówił psycholog. – Dopiero
wtedy obrazimy tę osobę – mówiła prowadząca. Zdaniem dr.
Makowskiego zależy to od samoświadomości lub dojrzałości drugiej
osoby. – Jak się jeszcze bardziej obrazi, to nie jesteśmy
psychologiem albo psychoterapeutą. Pytanie, czy mamy w to wchodzić,
czy nie zostawić sprawy po drugiej stronie, żeby ta osoba się tym
sama zajęła – mówił.
„Na nałogowych »gniewaczy«
jest tylko jeden sposób: nie wyjaśniać, nie tłumaczyć się, nie
okazywać nadmiernego zmartwienia, odwrotnie, robić minę »przejdzie
ci«. Wówczas zaczynają
się gniewać rzadziej” – pisał Jan Kamyczek (pseudonim Janiny
Ipohorskiej z „Przekroju”) w „Grzeczności na co dzień”. –
Jeżeli relacja między nami jest naszą wspólną, to to już nie
jest problem tej osoby, tylko to jest problem nasz – komentował
dr. Makowski.
Gość zgodził się, że obrażają
się najczęściej dzieci, skłonność do tego to dowód
niedojrzałości, przewrażliwienia na swoim punkcie, kompleksów.
Prowadząca poruszyła temat obrazy
uczuć religijnych: – Tutaj też jest ukryta komunikacja – mówił
psycholog. – Ktoś odwołuje się do wyższej instancji, tutaj
zwanej sacrum, niedyskutowalnej, absolutnej, o szczególnych prawach
i mówi: obraziłeś to coś, co jest święte, wyjątkowe, tabu,
tego nie wolno dotykać. W ten sposób ktoś się podłącza pod tę
sferę i mówi: mnie też nie możesz w ten sposób dotykać.
Jak mówił dr Makowski nie obrażają
się tylko dzieci i manipulujący rodzice, ale też osoby z
zaburzeniami osobowości.
wydawca: BK
13 maja 2014
Ryszard Horowitz: "Nowoczesne malarstwo zaistniało także dzięki fotografii"
www.radiokrakow.pl, 12 maja 2014
Znakomity fotografik Ryszard Horowitz, krakowianin z urodzenia, Amerykanin z wyboru, świętuje 75-lecie urodzin. – Wszystko co wyniosłem z Krakowa udało mi się wykorzystać w późniejszym życiu – mówi artysta. 7 maja fotografik był gościem w programie Jolanty Drużyńskiej.
fot. Marta Wojtal, materiały prasowe Pałacu Sztuki
Horowitz urodził się 5 maja 1939 r. w Krakowie w rodzinie żydowskiej. W czasie II wojny światowej wraz z rodziną był więziony w obozach koncentracyjnych. Dzięki Oskarowi Schindlerowi, jako jeden z ponad tysiąca osób, ocalał z hitlerowskiego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Po wojnie ukończył krakowskie Liceum Plastyczne, studiował też na Wydziale Malarstwa ASP w Krakowie. W 1959 r. wyjechał na stałe do USA. Od 1967 r. ma własną agencję fotograficzną. Uznawany jest za prekursora cyfrowego przetwarzania fotografii. Jego prace są publikowane i wystawiane na całym świecie.
Przyszły guru światowej fotografii reklamowej miał zaledwie 20 lat, kiedy opuszczał Kraków, ale zdążył nie tylko zaistnieć w środowisku artystycznym miasta, ale wywołać nawet zamieszanie i związać się z powstałym na fali październikowych przemian 1956 r. słynnym kabaretem Piwnica pod Barnami. To zamieszanie, a nawet można powiedzieć mały skandal, wywołała wystawa jednej fotografii aktu pt. „Nagi krajobraz”, prezentowana w Teatrze Ludowym na Nowej Hucie. – To rzeczywiście było dla mnie duże przeżycie – wyjaśniał Horowitz – nagłe zamknięcie wystawy i to jeszcze przez tak prominentną postać, jaką była Krystyna Skuszanka [reżyser, wówczas kierująca wraz z mężem Jerzym Krasowskim Teatrem Ludowym – red.], która uważana była, czy też uważała się za postać awangardy.
– Ale czasy się jednak nie zmieniają – dodał artysta – bowiem niedawno miałem podobną sytuację związaną z firmą Canon, która zmusiła mnie do wykonania nowej wersji zdjęcia, na którym było widać sutek.
Nim opuścił Polskę w 1959 r. Horowitz zdążył pokazać swoje prace na wielu wystawach organizowanych m.in. w Klubie Jazzowym (ówczesny klub Helikon przy ul. św. Marka 15), Teatrze 38, czy Piwnicy pod Baranami. Były to zarówno fotografie, jak i prace malarskie. Kraków żegnał Horowitza żartobliwą wystawą przygotowaną przez Piotra Skrzyneckiego w Piwnicy pod Baranami w czasie specjalnego balu pożegnalnego.
– Głównym powodem wyjazdu z Polski – mówił artysta – była chęć rozwijania talentu. Zdawaliśmy sobie sprawę z rodzicami, że rozwinięcie artystycznych skrzydeł nie będzie tu możliwe.
Dwa lata trwały zabiegi, aby zgromadzić potrzebne na wyjazd dokumenty. W końcu udało się, chociaż wyjazd do USA, głośnego, mimo młodego wieku, artysty spowodował nie tylko jego inwigilację ze strony peerelowskich służb specjalnych, działających także poza granicami kraju, ale również przez CIA, dla której przyjazd młodego człowieka z komunistycznego kraju i to w okresie zimnej wojny był sprawą wielce podejrzaną. – Uznawany byłem za potencjalnego szpiega – wyznał Horowitz. – Niedawno uzyskałem nawet kopie dokumentów, które to potwierdzają.
Ważną postacią, która wpłynęła na wybór jego drogi artystycznej był Roman Polański, wówczas starszy kolega z „Plastyka”. – Romek twierdzi – mówił Horowitz – że poszedłem nie tylko w kierunku fotografii, ale także plastyki ponieważ on będąc starszy ode mnie o parę lat, wykonał pewne kroki w tym kierunku. Najpierw było to Liceum Plastyczne. Potem zainteresowanie fotografią w tym sensie, że obaj byliśmy szalenie zainteresowani filmem i nawet próbowaliśmy znaleźć jakąś metodę nauczenia się tego medium.
– Traktowałem wtedy fotografię jako coś niezwykle dla mnie ciekawego – mówił Horowitz – i robiłem zdjęcia, bardzo osobiste. Pokazywałem moich przyjaciół z Piwnicy, jazzmanów i oczywiście fotografowałem Kraków. Jeszcze przed samym wyjazdem udało mi się zrobić krótkometrażowy film o Krakowie. Jedno z moich pierwszych zdjęć zostało wykonane w piwnicy w domu, w którym mieszkaliśmy. Trzymaliśmy tam węgiel, a piwnica miała cudowne gotyckie krzyżowo-beczkowe sklepienie z piękną maszkarą. Sfotografowałem ją przy pomocy jednej żarówki, która tam wisiała i która rzuciła bardzo głębokie cienie, więc na tym zdjęciu ujawnia się wielki dramat. Ten negatyw odkryłem wiele lat później, także jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że kiedy mnie pytają o pierwsze zdjęcie, to mogę o nim naprawdę opowiedzieć.
Wielki wpływ na twórczość artysty wywarli także m.in. nieprzepadający za fotografią znany krakowski rysownik, profesor ASP Adam Hoffman i mistrz fotografii Alexey Brodowitch, dyrektor słynnego amerykańskiego magazynu mody „Harper Bazaar”. – Adam Hoffman już tego nie dożył, ale teraz są już dowody na to, że wielcy mistrzowie malarstwa w średniowieczu, renesansie i później korzystali z camera obscura czy innych urządzeń optycznych w celu uzyskania np. idealnej perspektywy czy rozłożenia światła na płótnie. Nie wiedziałem o tym wtedy, gdy zaczynałem pracę z fotografią, ale intuicyjnie to wyczuwałem i nie miałem wątpliwości, że tak było. Zdawałem sobie także sprawę z różnic pomiędzy tym, jak obiektyw aparatu fotograficznego odbiera świat i jak odbiera go oko ludzkie. Gdy zacząłem pracować przy komputerze, to też byłem szkalowany przez innych fotografów, krytyków, którzy nagle odkryli, że fotografia i komputer to dwa różne światy i uważali, że nie da się tych dwóch mediów połączyć. Teraz znów się to wszystko odwróciło do góry nogami.
Znakomity fotografik Ryszard Horowitz, krakowianin z urodzenia, Amerykanin z wyboru, świętuje 75-lecie urodzin. – Wszystko co wyniosłem z Krakowa udało mi się wykorzystać w późniejszym życiu – mówi artysta. 7 maja fotografik był gościem w programie Jolanty Drużyńskiej.
fot. Marta Wojtal, materiały prasowe Pałacu Sztuki
Horowitz urodził się 5 maja 1939 r. w Krakowie w rodzinie żydowskiej. W czasie II wojny światowej wraz z rodziną był więziony w obozach koncentracyjnych. Dzięki Oskarowi Schindlerowi, jako jeden z ponad tysiąca osób, ocalał z hitlerowskiego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Po wojnie ukończył krakowskie Liceum Plastyczne, studiował też na Wydziale Malarstwa ASP w Krakowie. W 1959 r. wyjechał na stałe do USA. Od 1967 r. ma własną agencję fotograficzną. Uznawany jest za prekursora cyfrowego przetwarzania fotografii. Jego prace są publikowane i wystawiane na całym świecie.
Przyszły guru światowej fotografii reklamowej miał zaledwie 20 lat, kiedy opuszczał Kraków, ale zdążył nie tylko zaistnieć w środowisku artystycznym miasta, ale wywołać nawet zamieszanie i związać się z powstałym na fali październikowych przemian 1956 r. słynnym kabaretem Piwnica pod Barnami. To zamieszanie, a nawet można powiedzieć mały skandal, wywołała wystawa jednej fotografii aktu pt. „Nagi krajobraz”, prezentowana w Teatrze Ludowym na Nowej Hucie. – To rzeczywiście było dla mnie duże przeżycie – wyjaśniał Horowitz – nagłe zamknięcie wystawy i to jeszcze przez tak prominentną postać, jaką była Krystyna Skuszanka [reżyser, wówczas kierująca wraz z mężem Jerzym Krasowskim Teatrem Ludowym – red.], która uważana była, czy też uważała się za postać awangardy.
– Ale czasy się jednak nie zmieniają – dodał artysta – bowiem niedawno miałem podobną sytuację związaną z firmą Canon, która zmusiła mnie do wykonania nowej wersji zdjęcia, na którym było widać sutek.
Nim opuścił Polskę w 1959 r. Horowitz zdążył pokazać swoje prace na wielu wystawach organizowanych m.in. w Klubie Jazzowym (ówczesny klub Helikon przy ul. św. Marka 15), Teatrze 38, czy Piwnicy pod Baranami. Były to zarówno fotografie, jak i prace malarskie. Kraków żegnał Horowitza żartobliwą wystawą przygotowaną przez Piotra Skrzyneckiego w Piwnicy pod Baranami w czasie specjalnego balu pożegnalnego.
– Głównym powodem wyjazdu z Polski – mówił artysta – była chęć rozwijania talentu. Zdawaliśmy sobie sprawę z rodzicami, że rozwinięcie artystycznych skrzydeł nie będzie tu możliwe.
Dwa lata trwały zabiegi, aby zgromadzić potrzebne na wyjazd dokumenty. W końcu udało się, chociaż wyjazd do USA, głośnego, mimo młodego wieku, artysty spowodował nie tylko jego inwigilację ze strony peerelowskich służb specjalnych, działających także poza granicami kraju, ale również przez CIA, dla której przyjazd młodego człowieka z komunistycznego kraju i to w okresie zimnej wojny był sprawą wielce podejrzaną. – Uznawany byłem za potencjalnego szpiega – wyznał Horowitz. – Niedawno uzyskałem nawet kopie dokumentów, które to potwierdzają.
Ważną postacią, która wpłynęła na wybór jego drogi artystycznej był Roman Polański, wówczas starszy kolega z „Plastyka”. – Romek twierdzi – mówił Horowitz – że poszedłem nie tylko w kierunku fotografii, ale także plastyki ponieważ on będąc starszy ode mnie o parę lat, wykonał pewne kroki w tym kierunku. Najpierw było to Liceum Plastyczne. Potem zainteresowanie fotografią w tym sensie, że obaj byliśmy szalenie zainteresowani filmem i nawet próbowaliśmy znaleźć jakąś metodę nauczenia się tego medium.
– Traktowałem wtedy fotografię jako coś niezwykle dla mnie ciekawego – mówił Horowitz – i robiłem zdjęcia, bardzo osobiste. Pokazywałem moich przyjaciół z Piwnicy, jazzmanów i oczywiście fotografowałem Kraków. Jeszcze przed samym wyjazdem udało mi się zrobić krótkometrażowy film o Krakowie. Jedno z moich pierwszych zdjęć zostało wykonane w piwnicy w domu, w którym mieszkaliśmy. Trzymaliśmy tam węgiel, a piwnica miała cudowne gotyckie krzyżowo-beczkowe sklepienie z piękną maszkarą. Sfotografowałem ją przy pomocy jednej żarówki, która tam wisiała i która rzuciła bardzo głębokie cienie, więc na tym zdjęciu ujawnia się wielki dramat. Ten negatyw odkryłem wiele lat później, także jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że kiedy mnie pytają o pierwsze zdjęcie, to mogę o nim naprawdę opowiedzieć.
Wielki wpływ na twórczość artysty wywarli także m.in. nieprzepadający za fotografią znany krakowski rysownik, profesor ASP Adam Hoffman i mistrz fotografii Alexey Brodowitch, dyrektor słynnego amerykańskiego magazynu mody „Harper Bazaar”. – Adam Hoffman już tego nie dożył, ale teraz są już dowody na to, że wielcy mistrzowie malarstwa w średniowieczu, renesansie i później korzystali z camera obscura czy innych urządzeń optycznych w celu uzyskania np. idealnej perspektywy czy rozłożenia światła na płótnie. Nie wiedziałem o tym wtedy, gdy zaczynałem pracę z fotografią, ale intuicyjnie to wyczuwałem i nie miałem wątpliwości, że tak było. Zdawałem sobie także sprawę z różnic pomiędzy tym, jak obiektyw aparatu fotograficznego odbiera świat i jak odbiera go oko ludzkie. Gdy zacząłem pracować przy komputerze, to też byłem szkalowany przez innych fotografów, krytyków, którzy nagle odkryli, że fotografia i komputer to dwa różne światy i uważali, że nie da się tych dwóch mediów połączyć. Teraz znów się to wszystko odwróciło do góry nogami.
11 maja 2014
Off Plus Camera. Filmowe święto w Krakowie
11 maja zakończyła się 7. edycja
festiwalu. W konkursie głównym zwyciężył francuski dramat
„Eastern Boys”. Jednym z ważniejszych punktów programu była
twórczość reżysera Stanleya Kubricka.
fot. Dominika Jaruga/Off Plus Camera
BK
Kim Cattrall w Krakowie
Christiane Kubrick w Krakowie
fot. archiwum Radia Kraków
Wizyta Christiane'y Kubrick, wdowy po
Stanleyu Kubricku, Jana Harlana, brata Christiane'y i producenta
filmów reżysera oraz Kathariny Kubrick, córki Stanleya połączona
była z otwarciem 4 maja wystawy „Stanley Kubrick” w Muzeum
Narodowym w Krakowie. Wystawa potrwa do 14 września. W ramach
festiwalu rodzina Kubricka spotkała się z jego wielbicielami w
krakowskiej księgarni Matras. Harlan mówił o planach serialowej
ekranizacji niezrealizowanego filmu Kubricka „Napoleon” przez
HBO. „Był bezkompromisowy, gdy szło o przesłanie jego filmów,
ale zawsze wiedział, że muszą one na siebie zarobić. To dawało
mu wolność tworzenia” – mówiła Kubrick o mężu dla Radia
Kraków.
Gośćmi festiwalu byli też m.in.
Juliet Taylor, odpowiedzialna za casting w filmach Woody'ego Allena,
Benedict Cumberbatch, aktor i producent, Mike Newell, twórca m.in.
filmów „Cztery wesela i pogrzeb” (1994), „Donnie Brasco”
(1997) i „Harry Potter i Czara Ognia” (2005) oraz Jean-Marc Barr,
czyli Jacques Mayol z „Wielkiego błękitu” Luka Bessona i stały aktor
Larsa von Triera.
Podczas 10 festiwalowych dni
publiczność obejrzała ponad 100 filmów. Jury pod przewodnictwem
Jerzego Stuhra wybrało najlepszy film w ramach konkursu głównego –
„Eastern Boys” (reż. Robin Campillo), z kolei jury pod
przewodnictwem Kim Cattrall, znanej m.in. z roli Samanthy Jones w
serialu „Seks w wielkim mieście”, wybrało najlepszy film w
konkursie polskim – „Ida” (reż. Paweł Pawlikowski).
2 maja 2014
Czy potrzebne są panteony narodowe?
"Przed hejnałem", Radio Kraków, 2 maja 2014
Pierwszym panteonem narodowym – miejscem pochówku wielkich Polaków – stał się Wawel. Od końca XIX w. funkcję tę przejęła krypta kościoła na Skałce. Jako ostatni został tam pochowany 10 lat temu Czesław Miłosz. Aby pochować tam kolejne osoby, krypta miała zostać rozbudowana. Tak się jednak nie stało. Funkcję panteonu przejęła krypta kościoła św. Piotra i Pawła.
Krypta w kościele św. Piotra i Pawła
fot. fundacja Panteon Narodowy
Do czego potrzebne są panteony wielkich Polaków i jak tę wielkość określić? 2 maja Sylwia Paszkowska rozmawiała o tym z Markiem Wasiakiem, prezesem fundacji Panteon Narodowy opiekującej się kryptą w krakowskim kościele św. Piotra i Pawła.
Krypta kościoła ojców paulinów na Skałce miała zostać rozbudowana, aby w panteonie mogły zostać pochowane następne osoby. W 2009 r. ojcowie wycofali się jednak z tego przedsięwzięcia. – Nie wiemy, dlaczego – mówił Wasiak. – Stąd pomysł byłego rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego prof. Ziejki, aby misję skałeczną kontynuować w podziemiach kościoła Piotra i Pawła.
– W grudniu zakończyliśmy prace w części memornialnej, czyli pochówkowej – mówił gość. – Panteon został otwarty decyzją kapituły, która zdecydowała, że może tam spocząć Sławomir Mrożek. 17 września odbył się pierwszy pogrzeb w tym współczesnym panteonie.
W skład kapituły wchodzi siedmiu reprezentantów instytucji: minister kultury, prezesi Polskiej Akademii Nauk i Polskiej Akademii Umiejętności, rektor UJ, prezydent Krakowa, metropolita krakowski i przewodniczący rady fundacji. – Pierwszym elementem, który wyznacza, że kapituła podejmuje decyzję, jest testament lub wola zmarłego – mówił Wasiak. Jak mówi prezes fundacji pod uwagę brana jest pozycja, jaką dana osoba osiągnęła w swojej dziedzinie i jej konsekwencja w dążeniu w życiu do prawdy.
Fundacja ma w planach m.in. wybudowanie osobnego wejścia do krypty kościoła św. Piotra i Pawła, aby odwiedzający nie zakłócali mszy. Poza opieką nad panteonem instytucja prowadzi również działalność edukacyjną skierowaną m.in. do młodzieży – organizuje konkursy, spotkania, głównie z uczonymi, a także przyznaje stypendia.
Zdaniem Wasiaka szczególna pamięć o odchodzących jest pisana w naszą kulturę, zarówno odchodzących w rodzinie, jak i innych osobach, to tradycja, chęć zachowania ich dorobku i tego, jakimi byli ludźmi. – To pomnik narodowej kultury – mówił prezes fundacji.
http://www.radiokrakow.pl/audycje/przed-hejnalem/czy-potrzebne-sa-panteony-narodowe
wydawca: BK
Pierwszym panteonem narodowym – miejscem pochówku wielkich Polaków – stał się Wawel. Od końca XIX w. funkcję tę przejęła krypta kościoła na Skałce. Jako ostatni został tam pochowany 10 lat temu Czesław Miłosz. Aby pochować tam kolejne osoby, krypta miała zostać rozbudowana. Tak się jednak nie stało. Funkcję panteonu przejęła krypta kościoła św. Piotra i Pawła.
Krypta w kościele św. Piotra i Pawła
fot. fundacja Panteon Narodowy
Do czego potrzebne są panteony wielkich Polaków i jak tę wielkość określić? 2 maja Sylwia Paszkowska rozmawiała o tym z Markiem Wasiakiem, prezesem fundacji Panteon Narodowy opiekującej się kryptą w krakowskim kościele św. Piotra i Pawła.
Krypta kościoła ojców paulinów na Skałce miała zostać rozbudowana, aby w panteonie mogły zostać pochowane następne osoby. W 2009 r. ojcowie wycofali się jednak z tego przedsięwzięcia. – Nie wiemy, dlaczego – mówił Wasiak. – Stąd pomysł byłego rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego prof. Ziejki, aby misję skałeczną kontynuować w podziemiach kościoła Piotra i Pawła.
– W grudniu zakończyliśmy prace w części memornialnej, czyli pochówkowej – mówił gość. – Panteon został otwarty decyzją kapituły, która zdecydowała, że może tam spocząć Sławomir Mrożek. 17 września odbył się pierwszy pogrzeb w tym współczesnym panteonie.
W skład kapituły wchodzi siedmiu reprezentantów instytucji: minister kultury, prezesi Polskiej Akademii Nauk i Polskiej Akademii Umiejętności, rektor UJ, prezydent Krakowa, metropolita krakowski i przewodniczący rady fundacji. – Pierwszym elementem, który wyznacza, że kapituła podejmuje decyzję, jest testament lub wola zmarłego – mówił Wasiak. Jak mówi prezes fundacji pod uwagę brana jest pozycja, jaką dana osoba osiągnęła w swojej dziedzinie i jej konsekwencja w dążeniu w życiu do prawdy.
Fundacja ma w planach m.in. wybudowanie osobnego wejścia do krypty kościoła św. Piotra i Pawła, aby odwiedzający nie zakłócali mszy. Poza opieką nad panteonem instytucja prowadzi również działalność edukacyjną skierowaną m.in. do młodzieży – organizuje konkursy, spotkania, głównie z uczonymi, a także przyznaje stypendia.
Zdaniem Wasiaka szczególna pamięć o odchodzących jest pisana w naszą kulturę, zarówno odchodzących w rodzinie, jak i innych osobach, to tradycja, chęć zachowania ich dorobku i tego, jakimi byli ludźmi. – To pomnik narodowej kultury – mówił prezes fundacji.
http://www.radiokrakow.pl/audycje/przed-hejnalem/czy-potrzebne-sa-panteony-narodowe
wydawca: BK
1 maja 2014
Mistrzowie królewskiego retuszu
www.radiokrakow.pl, 17 kwietnia 2014
Tomasz Kozakiewicz i
Krzysztof Gadomski z House of Retouching, którzy zajmowali się
postprodukcją zdjęć rodziny królewskiej, mają ręce pełne
roboty.
fot. Jason Bell
Po raz kolejny postanowiliśmy
odwiedzić panów w ich pracowni. 17 kwietnia w "Przed hejnałem"
relacja z wizyty Sylwii Paszkowskiej w tym niezwykłym miejscu.
Kilka tygodni temu po raz kolejny
retuszowali zdjęcia rodziny królewskiej autorstwa Jasona Bella. Tym
razem księżna Kate i książę William z synem Jerzym pozowali
mniej formalnie niż przy poprzedniej sesji i fotograf uwiecznił ich
w oknie, w towarzystwie psa.
Aktualnie panowie pracują nad
zdjęciami Angeliny Jolie. – To sesja do filmu „Maleficent”
Disneya – mówili. Film będzie można zobaczyć w Polsce pod
koniec maja pod nazwą „Czarownica”.
House of Retuoching prowadzi też
szkolenia. Planuje zorganizowanie warsztatów w Krakowie.
W pracowni na krakowskim Zabłociu
Kozakiewicz i Gadomski pokazali prowadzącej swoją pracę.
Rozpoczynają od negatywów cyfrowych. Pracują nad ekspozycją,
kontrastem, saturacją. Następnie korygują drobne rzeczy i budują
scenerię.
Zdaniem Gadomskiego, jeśli zdjęcie
jest złe, to już nic nie da się z nim zrobić. – Jeśli zostało
np. mocno prześwietlone, niedoświetlone, są elementy, których nie
powinno być, np. statyw, czasami ciężko to usunąć, chociaż to
wydaje się łatwe – mówił.
– Często mamy do czynienia z osobami
charakterystycznymi. Jeśli model jest rozpoznawalny, jak np. Cindy
Crawford, która ma znany pieprzyk, gdybyśmy usunęli ten pieprzyk,
to byłoby faux pas – dodał Kozakiewicz.
BK, MZ
30 kwietnia 2014
29 kwietnia 2014
Szlakiem krakowskich kopców
"Przed hejnałem", Radio Kraków, 29 kwietnia 2014
Przed nami weekend
majowy. Z tej okazji zachęcamy państwa do wycieczki i proponujemy
odwiedzenie kopców Krakowa - najlepiej pieszo lub na rowerze.
Widok z kopca Wandy
fot. BK
Czy kopiec Krakusa to miejsce pochówku
założyciela miasta? Czy kopiec Wandy to miejsce spoczynku jego
córki, wyłowionej z Wisły Wandy, która nie chciała Niemca? O
kopcach Krakowa, faktach i legendach z nimi związanymi, 29 kwietnia
Sylwia Paszkowska rozmawiała z miejskim przewodnikiem Stanisławem
Jarosem.
– Kopce ludzie sypali od zawsze i
wszędzie, to znaczy od młodszej epoki kamienia, 6-7 tys. lat temu.
Sypano je z różnych powodów, kultowych, pochówków wielkich
przywódców – mówił Jaros. – Sypano je również jako punkty
orientacyjne, obserwacyjne. Znamy je od tysięcy lat w Polsce,
Europie i na świecie.
Na ile to prawda, że kopce Krakusa i
Wandy to miejsce pochówku założyciela miasta i jego córki? Jak
mówił przewodnik należy traktować to, jak legendę. – Żadnych
pochówków tam nie stwierdzono – mówił.
Istnieje teoria łącząca powstanie
kopców Krakusa i Wandy z obecnością Celtów na obszarze
dzisiejszego Krakowa. – Chyba nie z Celtami. Musiałyby być
usypane 2 000-2 100 lat temu, a nie są. Kopiec Krakusa to VII, może
VIII w. – Stojąc na kopcu Krakusa 2 maja lub 10 sierpnia podobno
można zobaczyć słońce wschodzące nad kopcem Wandy, z kolei
stojąc na kopcu Wandy 6 lutego lub 4 listopada można zobaczyć
zachodzące słońce nad kopcem Krakusa. To przybliżone daty
celtyckich świąt. – Ponoć najpewniej jest to oglądać 21
czerwca. Stoimy na kopcu Krakusa, patrzymy, jest ładna pogoda i
słoneczko nam wschodzi nad kopcem Wandy. Mija ładny dzionek i
jesteśmy pod wieczór na kopcu Wandy, patrzymy, pięknie, słoneczko
nam zachodzi dokładnie nad kopcem Krakusa. Nie stwierdziłem tego,
chociaż dzisiaj to by było trudno, w związku z zabudową miasta
albo trzeba by mieć pomoce, przyrządy optyczne.
Jaros zgodził się, że największym
jest kopiec Piłsudskiego, a najbardziej znanym kopiec Kościuszki,
przy którym funkcjonuje muzeum z kilkoma wystawami. Od maja możliwe
będzie jego nocne zwiedzanie.
Gość mówił też o prawdopodobnym
kopcu na Wawelu obok nieistniejącego kościoła św. Michała.
Kopiec być może przestał istnieć w XVIII w. Przewodnik mówił
też o nieistniejącym kopcu Esterki na Łobzowie. Został zniszczony
podczas budowy boiska klubu Wawel w latach 50. Kim była Esterka? –
Opowieści, legendy i kronikarze chcą, żeby to była piękna dama,
Żydówka, w której nieprawdopodobnie kochał się król Kazimierz
Wielki – mówił Jaros. – Jedna z opowieści mówi, że kiedy
piękna Esterka dowiedziała się, że nie jest jedyną wybranką
króla, w rozpaczy miała skakać z okiem pałacyku do stawu. Utopiła
się. Pochowano ją. Zrozpaczony król postanowił upamiętnić tę
piękną damę usypaniem kopca. Trzeba wierzyć, że piękna była,
chociaż dziś trudno nam powiedzieć. Na pewno król miał dobry
gust.
Proponowana trasa
1. Kopiec Kościuszki, dojście od al.
Waszyngtona na Zwierzyńcu (przystanek Kopiec Kościuszki)
2. Kopiec Piłsudskiego w północnej
części Lasu Wolskiego na Zwierzyńcu (przystanek ZOO; pieszo ok. 5
km od kopca Kościuszki)
3. Kopiec Jana Pawła II, dojście od
ul. ks. Pawlickiego na Dębnikach (przystanek Kapelanka; pieszo ok. 3
km od kopca Piłsudskiego)
4. Kopiec Krakusa, dojście od ul.
Maryewskiego na Podgórzu (przystanki Cmentarz Podgórski lub
Powstańców Wielkopolskich; pieszo ok. 4 km od kopca Jana Pawła II)
5. Kopiec Wandy, dojście od ul.
Ujastek Mogilski na Nowej Hucie (przystanki Kopiec Wandy lub Fort
Mogiła; rowerem ok. 11 km od kopca Krakusa)
wydawca: BK
Subskrybuj:
Posty (Atom)