31 grudnia 2014

22 grudnia 2014

Szemrany

"Gazeta Mysłowicka", nr 12/2014 (42)

9 grudnia 2014

Gogol pokazał, co to rock'n'roll

www.suplement.us.edu.pl, grudzień 2014


Amerykańska grupa Gogol Bordello wystąpiła 2 grudnia w krakowskiej Rotundzie. Zaskoczyła wykonaniem coveru Breakoutu „Ona poszła inną drogą”, w którym wokalista Eugene Hutz śpiewał po polsku.


Gogol Bordello w Krakowie

fot. Justyna Kamińska, dlastudenta.pl

Mieszkający w Nowym Jorku emigranci z Europy Wschodniej grają punk rock z dodatkiem muzyki cygańskiej i bałkańskiej. Od 1999 r. na koncie mają dziewięć albumów. Ich dyskografię zamyka krążek „Pura Vida Conspiracy” (2013). Wokalista zespołu zagrał też główną rolę w – niestety słabo przyjętym – debiucie reżyserskim Madonny „Mądrość i seks” z 2008 r.

Muzycy przyjechali pod Wawel w ramach trasy Crack the Case. Wypełniona po brzegi sala bawiła się m.in. do piosenek: „Illumination”, „Immigraniada”, „Immigrant Punk”, „My Companjero”, „Not a Crime”, „Pala Tute”, „Start Wearing Purple” oraz coverów Fugazi „Blueprint” i polskiego Beakoutu.

– Ogień! – komentował jeden z uczestników. I miał rację. Dzięki Gogol Bordello rock'n'roll żyje.


BK

8 grudnia 2014

Krakowski jubileusz L.U.C. 11 lat na scenie

www.suplement.us.edu.pl, grudzień 2014

Przekrojowy koncert wrocławskiego rapera miał odbyć się już w kwietniu. 7 grudnia muzyk dotarł w końcu do stolicy Małopolski.


L.U.C w Krakowie

fot. Ewa Łamacz

Łukasz „L.U.C” Rostkowski, to osoba działająca na wielu artystycznych płaszczyznach. Pierwszą płytę nagrał w 2004 r. w Kanale Audytywnym. Współpracował m.in. ze Zbigniewem Namysłowskim, Leszkiem Możdżerem, Marią Peszek i Abradabem. Laureat wielu nagród. W ramach akcji Pospolite Ruszenie sprzeciwia się kiczowatym remontom budynków.

W marcu podczas występu we Wrocławiu raper spadł do zapadni sceny, uszkodził kręgosłup, później miał gorączkę. Dlatego ponad pół roku temu koncert L.U.C w krakowskich Fortach Kleparz został odwołany. Chociaż od tamtego czasu muzyk nagrał już kolejny album, „REFlekcje o miłości apdejtowanej selfie”, do Fortów przyjechał ze starszymi piosenkami, m.in. „Sesja nie procesja – sesja poczeka”, „Kapitan życiowa gleba”, „Morał – instrukcja obsługi życia”, „Porwano ludzi z miasta Stumostów”, „Pukagastrofazy godzina”, „Co z tą Polską?”, „O Witu, o izolofoteliku i o ślepym śledziu”, „O półobrocie Czaka, czyli o przyczynie pędu” i na bis z „Happy End and Up Happy Hands”.

– Od roku chciałam go zobaczyć. Teraz, z radości, chce mi się płakać – mówiła jedna z uczestniczek.

BK

7 grudnia 2014

Skubasa miłość do muzyki. Na koncertach

www.suplement.us.edu.pl, grudzień 2014

Autor jednej z najciekawszych piosenek tego roku, „Nie mam dla ciebie miłości”, zagrał w Krakowie.


Skubas w Krakowie

fot. Marta Madeja

Lubelski muzyk był studentem Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Jego debiutancki album „Wilczełyko” ukazał się w 2012 r. W tym roku nagrał drugą płytę „Brzask”.

6 grudnia w krakowskiej Rotundzie publiczność usłyszała m.in. piosenki: „Nie pytaj”, „Wilczełyko”, „Diabeł”, „Rejs”, „Linoskoczek”, „Kołysanka”, „Brzask”, cover Daabu „Moje paranoje” oraz utwory „Mgła”, „Wyspa nonsensu”, wyjątkowy „Nie mam dla ciebie miłości”, a także „Wątpliwość” i „Rain Song”. Artysta wychował się w Krakowie – piosenkę „Więcej nieba” zadedykował Nowej Hucie.

– Szkoda, że według plakatów koncert miał zacząć się o godz. 20, a zaczął się z ponad godzinnym opóźnieniem – komentował jeden z uczestników. – Jego występy oczyszczają duszę – dodał inny.

Śpiewał: „Nie mam dla ciebie miłości. Ktoś tu był przed tobą. Nie ma we mnie miłości. Odchodząc zabrała ją ze sobą”.

Dzięki prostocie rockowych melodii i trafnym tekstom Skubas to jeden z najbardziej interesujących muzyków ostatnich lat w Polsce.

BK

2 grudnia 2014

Szemrany

"Gazeta Mysłowicka", nr 11/2014 (41)

5 listopada 2014

Usłysz Swoje Miasto. Kielce

"Godziny szczytu", TOK FM, 5 listopada 2014

Co tydzień do listopada będziemy nadawać program z innego miasta w Polsce, zapraszając jego mieszkańców do rozmowy o tym, z czego są dumni, a co chcieliby zmienić w swoim otoczeniu.

fot. TOK FM

Pomysł budowy lotniska w podkieleckich Obicach powraca od kilku lat. Pierwszy samolot odlecieć miał w 2013 r. Na przeszkodzie stanęły służby chroniące środowisko, które nie zgodziły się na rozpoczęcie prac budowlanych. Według dzisiejszych szacunków najwcześniejszy termin rozpoczęcia budowy to koniec przyszłego roku – tak przynajmniej zapowiada prezydent. Jednak pomysł takiej inwestycji dzieli mieszkańców miasta.


BK

2 listopada 2014

Szemrany

"Gazeta Mysłowicka", nr 10/2014 (40)

29 października 2014

Fotoenergia miast w Londynie

Zdjęcia składające się na pracę „The Pop City” Polki Karoliny Sobel znalazły się na wystawie „Metodologia miast” na Uniwersytecie Londyńskim. – Wysłałam do znajomych z różnych części świata aparat-zabawkę z prośbą o zdjęcia przestrzeni miejskiej. Zestawiłam fotografie w utopijne, popartowskie miasto – mówi fotograf. Wernisaż miał miejsce 28 października.


Karolina Sobel z pop cam na tle „The Pop City” w Londynie

fot. Edyta Krzetowska

Zapoczątkowana w 2009 r. inicjatywa Uniwersytetu Londyńskiego pokazuje innowacyjne spojrzenie na badanie miast przez sztukę – od studiowania archiwów do eksperymentów medialnych, sztukę światła, prac architektonicznych i projektowych, filmu, dźwięku, gier, rzeźby i zdjęć. W tym roku organizatorzy dostali rekordową liczbę zgłoszeń. Na wystawie można zobaczyć prace obejmujące Indie, Hong Kong, Japonię, Kenię, Liban, Włochy, Turcję, Brazylię, Etiopię, Grecję, Stany Zjednoczone i Polskę.

Prace nad „The Pop City” trwały ponad pół roku. – To eksperyment – mówi Karolina. – Do rozsianych po świecie zaprzyjaźnionych artystów, dziennikarzy i antropologów wysłałam aparaty-zabawki z dwoma filmami, kopertą zwrotną i prośbą o fotografowanie przestrzeni miejskiej. Aparaty pop cam zbudowane są z czterech obiektywów w czterech kolorach. Zrobione nimi zdjęcia nawiązują do estetyki popartowskiej. Dają pole do analiz postrzegania przestrzeni miejskiej. Na fotografiach pojawiają się środki transportu, fasady budynków, atrakcje turystyczne, przyjaciele, prywatne przedmioty, fontanny i jarzębiny.

– Były problemy – przyznaje fotograf. – Na przykład z wysłaniem aparatu do Afryki. Do tego paczki z Barcelony i Nowego Jorku szły miesiąc. Negatywy z Rumunii trzeba było wysłać ekspresem. Aparat w Paryżu został zniszczony przez nieuważne traktowanie plastikowej korbki, a w Brazylii zgubiony w czasie mistrzostw świata w piłce nożnej.

– Cieszę się, że na wernisaż przyszło dużo osób. W ciągu roku planuję popracować nad przedstawieniem rezultatów eksperymentu w bardziej analityczny sposób, w książce lub przez stworzenie animacji, które pokażą każde miasto oddzielnie – mówi Karolina.

Pochodząca z Polski 27-letnia tyszanka mieszka w Niemczech. Zdobyła tam dyplom z urbanistyki. Aktualnie studiuje sztukę mediów.

Wystawa w Londynie potrwa do 31 października.

BK

27 października 2014

Szemrany

Sopot

Usłysz Swoje Miasto. Kraków

"Godziny szczytu", TOK FM, 22 października 2014

Co tydzień do listopada będziemy nadawać program z innego miasta w Polsce, zapraszając jego mieszkańców do rozmowy o tym, z czego są dumni, a co chcieliby zmienić w swoim otoczeniu.

fot. TOK FM

Równie głośny, jak problem smogu, stał się w ostatnim czasie pomysł wybudowania w stolicy Małopolski metra. Temat ten wcale nie jest jednak nowy. Powraca regularnie od kilkudziesięciu lat. Budowy metra chcą mieszkańcy. Na razie mają szybki tramwaj. Jednak zdaniem części krakowian szybki jest on co najwyżej tylko z nazwy.

W stolicy Małopolski przypada najmniej zieleni w przeliczeniu na jednego mieszkańca. Tymczasem Kraków miał być miastem zieleni. Tak przynajmniej obiecywali urzędnicy.

http://audycje.tokfm.pl/odcinek/19695

BK

15 października 2014

Koteluk śpiewa nowe piosenki

www.suplement.us.edu.pl, październik 2014

Cudnie, pięknie, fantastycznie – tak publiczność komentowała koncert Meli Koteluk 12 października w krakowskim klubie Forty Kleparz.


Mela Koteluk w Krakowie

fot. Forty Kleparz

Artystka karierę rozpoczęła w chórkach w zespole Scorpions oraz u Gaby Kulki. Zadebiutowała fonograficznie bardzo dobrze przyjętym albumem „Spadochron” (2012). Rok później nagrodzona została za niego dwoma Fryderykami.

Publiczność pod Wawelem usłyszała nowe i starsze kompozycje, m.in. „Melodię ulotną”, „Wolną” i „Wielkie nieba”. Na bis zabrzmiał znany od czerwca i promujący nową płytę singiel „Fastrygi”.

Drugi album Koteluk zapowiadany jest na jesień. Tymczasem na zaproszenie producenta herbaty Dilmah polscy muzycy piszą i nagrywają piosenki inspirowane zmieniającymi się porami roku. W ramach cyklu artystka nagrała piosenkę „Na wróble”.

BK

1 października 2014

Szemrany

"Gazeta Mysłowicka", nr 9/2014 (39)

25 września 2014

Ostatni dzwonek na wynajęcie mieszkań przez studentów

"Godziny szczytu", TOK FM, 25 września 2014

Zbliża się początek roku akademickiego. To ostatni dzwonek na wynajęcie przez studentów mieszkań. Dla osób, które nie znalazły jeszcze lokum, to gorący okres.


fot. freeimages

http://audycje.tokfm.pl/odcinek/18878

BK

17 września 2014

W Mysłowicach zagrali za drzewami

www.suplement.us.edu.pl, wrzesień 2014

13 września odbyła się pierwsza edycja festiwalu Behind the Trees. Wystąpili m.in. Kaliber 44, Smolik i Artur Rojek. Miasto chce przypomnieć, gdzie w Polsce brzmi dobra muzyka.

Smolik w Mysłowicach

fot. Ewa Łamacz

Jako pierwszy na scenie w Parku Słupna pojawił się Terrific Sunday – poznański zespół pracuje nad debiutancką płytą – po nim Organek, którego „Ta nasza młodość” od 8 tygodni gości na „Liście Przebojów Trójki”, następnie The Dumplings. Nie mogło zabraknąć ich „Technicolor Yawn” (15 tygodni na „Liście”).

Koncert „za drzewami” dał też reaktywowany w 2013 r. Kaliber 44. Hiphopowa grupa powstała w 1994 r. Wydała trzy albumy, trzeci bez Magika, ponieważ muzycy zakończyli współpracę (Magik popełnił samobójstwo w 2000 r.). Działalność zawiesiła po 9 latach. Na scenie w Mysłowicach pojawili się: Abradab, Joka i DJ Feel-X. Na 2014 r. zapowiadany jest ich nowy album.

Producent muzyczny Andrzej Smolik wystąpił m.in. z Kevem Foksem, który zaśpiewał w „50 tysięcy 881” – piosence, która ukazała się na pierwszej płycie artysty „Smolik” z 2001 r. z wokalem Artura Rojka.

Występ Rojka był z kolei pierwszym w rodzinnym mieście, odkąd nie jest członkiem Myslovitz. Tym samym po raz pierwszy zaprezentował w Mysłowicach piosenki z solowego debiutu „Składam się z ciągłych powtórzeń”, który ukazał się w 2014 r.

Na scenie pojawił się też łódzki Young Stadium Club, laureat festiwalowego konkursu „Fresh Blood in the Forest”.

– Koncerty były bardzo dobre, zwłaszcza Rojka – mówił jeden z uczestników. – Festiwalowi brakuje charakteru – mówił inny. – Na razie to tylko kolejna impreza muzyczna, ale może w przyszłych latach to się zmieni.

W latach 2006-2008 odbywał się w Mysłowicach OFF Festival. Organizatorzy mają nadzieję, że dzięki Behind the Trees miasto powróci na festiwalową mapę Polski. Czy tak będzie, zobaczymy.

BK

1 września 2014

Szemrany

"Gazeta Mysłowicka", nr 8/2014 (38)

21 sierpnia 2014

Szemrany. Koszulki

fot. Julie Shop

Koszulki z Szemranym dostępne w Julie Shop.

5 sierpnia 2014

Legendy zagrały na OFF

www.gazetamyslowicka.com, 5 sierpnia 2014

Kilkudziesięciu wykonawców muzyki alternatywnej i nie tylko wystąpiło między 1 a 3 sierpnia na katowickim OFF Festivalu. Impreza odbyła się po raz 9. Bawiło się na niej prawie 15 tys. osób.


Belle and Sebastian w Katowicach

fot. Bogumił Stoksik

W Dolinie Trzech Stawów wystąpili m.in. The Notwist, „najlepszy brytyjski z niemieckich zespołów” – wykonał m.in. piękny „Pick Up the Phone” z albumu „Neon Golden” (2002) – szkocki The Jesus and Mary Chain, jeden z pionierów stylu shoegaze, dyrektor festiwalu i były wokalista Myslovitz Artur Rojek, angielski Slowdive, z pięknym coverem Manual „Blue Skied an' Clear” i cudowny szkocki Belle and Sebastian.

Po raz kolejny festiwal zorganizował konkurs, w którym młodzi, debiutujący artyści mogli wystąpić w Katowicach. Przeciwko zasadom konkursu zaprotestował poznański Szezlong. Nie chciał wystąpić za darmo. „Zapłacenie zagranicznemu wykonawcy, jak My Boody Valentine, 150 tys. euro [MVB wystąpił w 2013 r. – red.] nie stanowiło najmniejszego problemu (...) konkursom na śmiesznych zasadach, w których nie liczy się muzyka, a jedynie popularność wykonawcy – mówimy stanowcze NIE” – podaje grupa w serwisie Facebook.

– Widzę tu dużo obcokrajowców, więcej niż w ubiegłych latach. To chyba znaczy, że festiwal zyskuje na popularności – mówił jeden z uczestników.

Lubię tę imprezę, bo na żywo mogę posłuchać zespołów, których słuchałem z kaset w latach 90.

BK

1 sierpnia 2014

Męskie Granie w Chorzowie. Niespodzianką utwory Koli

www.suplement.us.edu.pl, sierpień 2014

5. trasa koncertowa Męskie Granie 26 lipca ponownie zawitała do Sztygarki. Wystąpili m.in. Dezerter z Lechem Janerką, Pablopavo ze Skubasem, Makowiecki ze Skrzekiem, Waglewski Fisz Emade i Męskie Granie Orkiestra pod kierownictwem Smolika.


Jazzombiie w Chorzowie

fot. Damian Kramski, Agencja LIVE

Koncert rozpoczął się od występu zwycięzcy konkursu Nowe Męskie Granie The Freuders. Następnie na scenie pojawiły się Pustki.

Dużą atrakcją był koncert Jazzombie, jedyny na trasie, czyli Lao Che i Pink Freud, który wykonał piosenki z albumu Koli. Zespół, zanim przekształcił się w Lao Che, wydał jedną płytę, w 1999 r. – Grałem kiedyś fragment Koli, rymowałem – mówił dla „Suplementu” w 2011 r. o jednym z solowych koncertów Spięty, wokalista Lao Che. – Trudno powiedzieć, czy będzie jeszcze można to usłyszeć. Są zakusy, w ramach Lao Che, na podstawie sugestii z zewnątrz, próśb, ale nie czuję tego na tę chwilę. – Teraz Lao Che wykonuje utwory Koli z Pink Freud.

Zwieńczeniem koncertu był występ zespołu Męskie Granie Orkiestra – grupy utworzonej specjalnie na tegoroczną trasę. Artyści zinterpretowali jedne z najważniejszych utworów polskiej sceny muzycznej.

– Miałem nadzieję, że Pustki, jako znany zespół, wystąpią o późniejszej godzinie – mówił jeden z uczestników. – Ale, jak przed rokiem w Chorzowie, Męskie Granie to dobrze zorganizowany i brzmiący koncert.

Występ zakończyło wykonanie singla promującego tegoroczną trasę „Elektryczny”.

BK

Szemrany

"Gazeta Mysłowicka", nr 7/2014 (37)

19 lipca 2014

"Broad Peak. Niebo i piekło"

"Przed hejnałem", Radio Kraków, 28 maja 2013

5 marca 2013 r. czterech Polaków – Adam Bielecki, Artur Małek, Tomasz Kowalski i Maciej Berbeka – weszło na położony w Karakorum ośmiotysięcznik Broad Peak. Było to pierwsze zimowe zdobycie szczytu. Podczas zejścia Kowalski i Berbeka zginęli.


fot. Wikipedia

W 2001 r. himalaista Krzysztof Wielicki ogłosił „Manifest zimowy”. Odpowiedzią na wezwanie stał się program Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015, kierowany przez Artura Hajzera. Miał wyławiać młode talenty, zdolne do zdobycia ostatnich niezdobytych zimą ośmiotysięczników. W ramach tego programu Bielecki, Małek, Kowalski i Berbeka dokonali pierwszego zimowego wejścia na znajdujący się na granicy Chin i Pakistanu Broad Peak. Śmierć Kowalskiego i Berbeki wywołała burzę. Dla niektórych był to koniec polskiego himalaizmu.

Co powoduje, że człowiek wystawia swoje ciało na granice wytrzymałości i ryzykując życie wspina się na szczyty wysokich gór? Jak zmienia się himalaizm? Jak z tragedii na Broad Peak powstał "medialny serial"? O wyprawie na szczyt łańcucha górskiego Karakorum 28 maja Sylwia Paszkowska rozmawiała z Przemysławem Wilczyńskim, który wraz z Bartkiem Dobrochem jest autorem książki „Broad Peak. Niebo i Piekło”.

http://www.radiokrakow.pl/audycje/przed-hejnalem/broad-peak-niebo-i-pieklo

wydawca: BK

3 lipca 2014

Łzy w niebie, czyli Clapton w Oświęcimiu

www.suplement.us.edu.pl, czerwiec 2014

20 tys. osób bawiło się na zakończenie Life Festivalu 2014. Główną gwiazdą był brytyjski muzyk Eric Clapton.


Eric Clapton w Oświęcimiu

fot. Konrad Kubuśka, LFO

– Jednym z elementów, które wpisuje się w ideę, którą chciałem uwiarygodnić i wprowadzić w życie, jest próba odczarowywania Oświęcimia, żeby nie kojarzył się tylko i wyłącznie z obecnym Muzeum Auschwitz-Birkenau i z historią, od której festiwal nie ucieka – mówił przed festiwalem w Radiu Kraków Darek Maciborek, dyrektor trwającego między 25 a 28 czerwca wydarzenia i dziennikarz radia RMF FM.

26 czerwca w ramach imprezy wystawiony został spektakl warszawskiego Teatru 6.piętro „Słoneczni chłopcy” Neila Simona w reżyserii Olgi Lipińskiej. W tytułowe role wcielili się m.in. Krzysztof Kowalewski i Piotr Fronczewski.

Dzień później na stadionie MOSiR wystąpiły m.in. amerykańsko-izraelska grupa Balkan Beat Box i legenda grunge z Seattle Soundgarden.

Ostatniego dnia festiwalu wystąpiła m.in. Edyta Bartosiewicz. Artystka po kilkunastu latach przerwała fonograficzne milczenie wydanym w ubiegłym roku albumem „Renovatio”. Na koncercie zabrzmiały m.in. „Sen”, „Szał”, „Zegar”, cover Joy Division „Love Will Tear Us Apart” i na bis wzruszający „Ostatni”.

O godz. 21 na scenie pojawił się Eric Clapton. 69-letni dzisiaj muzyk karierę rozpoczął w latach 60. Już wtedy nazywano go bogiem gitary. Grał m.in. w zespołach The Yardbirds, Cream i Derek and the Dominos. Jego pierwszy solowy album ukazał się w 1971 r. Dyskografię najlepszego białego bluesmana, jak o nim mówią, zamyka wydana w ubiegłym roku płyta z coverami utworów innych wykonawców „Old Sock”.

Podczas koncertu w Oświęcimiu publiczność usłyszała m.in. „Pretending”, „Tell the Truth”, „Crossroads” i „Cocaine”. Po spokojniejszej, bardziej bluesowej pierwszej części występu poruszenie wywołały przeboje „Tears in Heaven” i „Layla”. Występujący z Brytyjczykiem klawiszowiec Paul Carrack zaśpiewał swoją piosenkę „How Long”, którą w latach 70. wykonywał z grupą Ace. Zaśpiewał również piosenkę wykonaną na bis – cover Joe Cockera „High Time We Went”.

– Miałam problem z pieniędzmi, bo na terenie festiwalu nie znalazłam bankomatu, a po wejściu nie można było wyjść za bramę. Szkoda też, że na bis Clapton zagrał tylko jedną piosenkę. Ale to nic – mówiła jedna z uczestniczek. – Koncert bardzo mi się podobał i cały czas nucę „Cocaine”!

Chociaż Brytyjczyk nie zagrał „Wonderful Tonight”, to i tak tego wieczoru było pięknie.

BK

1 lipca 2014

Szemrany

"Gazeta Mysłowicka", nr 6/2014 (36)

29 czerwca 2014

W Bieruniu kształcą górników od 35 lat

Fragmenty artykułu ukazały się w „Dzienniku Zachodnim” 27 czerwca 2014 r.

Na początku było jeszcze trochę bałaganu. Było 15 nauczycieli, a uczniów nie było nawet 200. Dzisiaj do Powiatowego Zespołu Szkół, jednej z największych tego typu placówek w kraju, uczęszcza ponad 1 100 osób, w tym 560 na kierunki górnicze, na które z roku na rok wzrasta zainteresowanie. W tym roku szkolnym PZS obchodzi swój jubileusz.

Uczniowie PZS po wyjeździe z dołu kopalni w 1982 r.

fot. PZS Bieruń

„Był chłodny, kwietniowy poranek, ćwierć wieku temu. Z autobusu wysiadł młody, zaspany synek. (...) Idąc ścieżką pomiędzy łąkami spoglądał na nowe bloki widniejące opodal i ogromny szyb nowoczesnej, jednej z największych w Europie, kopalni. (...) Po chwili marszu ukazał mu się wielki, jak na owe czasy, budynek szkoły. (...) Tak pamiętam moje pierwsze wspomnienie związane z Bieruniem i szkołą. Ten młody synek to ja (...) Drugi obraz przywołany z pamięci to konferencja nauczycieli przed rozpoczęciem roku szkolnego. Pachnący farbą (jeszcze przez kilka następnych miesięcy) budynek internatu. Mała świetlica. Dyrektor, nauczyciele. Można ich policzyć na palcach obu rąk. (...) Trzecia odsłona to początki nowego roku szkolnego. Nie ma jeszcze auli, nie ma hali sportowej” – wspominał nauczyciel Szczepan Ścisłowicz w publikacji „Srebrny Jubileusz”, przygotowanej w 2003 r. na 25-lecie placówki.

– Pracowałem w szkole górniczej w Chorzowie – mówi nauczyciel. – Dyrektorem był tam Stanisław Sępa, który zorientował się, że w Bieruniu Nowym powstaje szkoła górnicza przy kopalni Piast. Przeniósł się tutaj. W trakcie luźnej rozmowy wyszło na to, że potrzebują tutaj elektryka i mówi: „Ja bym się na pana miejscu nie zastanawiał, tym bardziej, że będzie miał pan nową szkołę i szansę na mieszkanie” i przyjechałem na rozmowę. Okazało się, że rzeczywiście nie mają elektryka i tak zostałem przez pierwszy rok.

Ścisłowicz jest najdłużej pracującym nauczycielem szkoły.

Na mocy decyzji kuratora oświaty 1 września 1978 r. w Zasadniczej Szkole Górniczej KWK Piast 176 uczniów, pod okiem 15 nauczycieli, rozpoczęło naukę na kierunkach: górnik technicznej eksploatacji złóż, mechanik maszyn i urządzeń górnictwa podziemnego oraz elektromonter górnictwa podziemnego.

„Pierwszego września gotowych było tylko kilka sal lekcyjnych, wszędzie kręcili się jeszcze robotnicy, pracowały maszyny, było trochę bałaganu”. Tak o początku pierwszego roku szkolnego w placówce mówił w wywiadzie dla „Srebrnego Jubileuszu” pierwszy dyrektor Czesław Dziubek.

„Szkoła była częścią inwestycji KWK »Piast« i na wyposażenie klas w niezbędne sprzęty, w pomoce naukowe, książki do biblioteki itd. pieniądze, właściwie bez ograniczeń, dawała kopalnia – mówił Dziubek. – Nie było więc problemu braku środków. Uczniowie otrzymywali znaczącą pomoc materialną, byli wyposażeni w ubranie – kurtki, garnitury, koszule, buty itd. Nie musieli kupować podręczników, zeszytów, przyborów szkolnych. Najlepsi dostawali mundury galowe. Wszystko fundowała im kopalnia”.

„Uczniowie byli wtedy bardziej dorośli, wiedzieli, po co przyjechali na Śląsk – żeby zdobyć zawód, mieszkanie, żeby się urządzić. Nie widzieli przyszłości w swoich stronach i dlatego podchodzili do życia poważniej” – mówił były dyrektor.

Kolejnymi dyrektorami byli Stanisław Sender, Henryk Kossowski i Mieczysław Zimirski. Od 2006 r. funkcję tę pełni Teresa Horst. – Przez pierwsze lata dobrze się czułam jako polonista, chętnie uczyłam, ale uznałam, że nic ciekawego już w tej dziedzinie nie zrobię – mówi Horst. – Podczas konkursu na dyrektora jury, złożone w dużej mierze z mężczyzn, wyrażało obawy czy refleksje, jak kobieta poradzi sobie z prowadzeniem szkoły technicznej, kobieta z wykształceniem humanistycznym. Powiedziałam wtedy, że liczą się umiejętności managerskie, czyli korzystanie z wiedzy ludzi, którzy znają się na konkretnych dziedzinach, w tym naszych inżynierów.

Horst mówi o początkach szkoły: – Piast to była nowa kopalnia, powstała dwa lata wcześniej. Plany były bardzo poważne i w tamtym czasie to był bardzo duży zakład. Pracowało tam ponad 11 tys. ludzi. Potrzeba było wykwalifikowanych pracowników. Wówczas wybudowano szkołę.

Strajk w kopalni

Kiedy 13 grudnia 1981 r. wprowadzono w Polsce stan wojenny, na kopalni rozpoczął się strajk. Górnicy Piasta i pracownicy Przedsiębiorstwa Robót Górniczych w Mysłowicach zaprotestowali w ten sposób przeciwko internowaniu ich kolegów. Żądali uwolnienia aresztowanych działaczy związkowych i zniesienia stanu wojennego.

„Podczas rozpoczętej jeszcze przed północą 12 grudnia, specjalnej akcji »Jodła« internowano większość działaczy NSZZ »Solidarność« – piszą w książce »Historia Górnego Śląska« Adam Dziurok i Bernard Linek – do końca 1982 roku w ośrodkach internowania osadzono ponad 1900 osób tylko z województwa katowickiego. Proponowano im często paszporty i sugerowano wyjazd do Niemiec. W proteście przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego od 13 do 28 grudnia w blisko 50 zakładach (głównie kopalniach) w województwie katowickim podjęto akcje strajkowe (...) Większość strajków zakończyła dopiero interwencja wojska oraz Zmotoryzowanych Oddziałów Milicji Obywatelskiej (ZOMO)”.

„Nawet bardzo pogłębiona analiza wydarzeń poprzedzających wybuch strajku na kopalni »Piast« nie prowadzi do jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, co było jego przyczyną” – pisze Andrzej Sznajder w publikacji „14 dni pod ziemią”, wydanej przez IPN i Kompanię Węglową, właściciela kopalni.

Na poziomie 650 m pod ziemią protest rozpoczęło ok. 2 tys. górników. Był przygotowany plan pacyfikacji. – Od podobnej tragedii, jak na kopalni Wujek uratował nas prawdopodobnie fenomen tego strajku, prowadzenia go na dole kopalni – mówił Augustyn Czarnynoga z NSZZ „Solidarność” w filmie „Najdłuższa szychta”, przygotowanym przez kopalnię na 25. rocznicę strajku.

– Nikt z nas zjeżdżając na dół nie myślał, że będzie to trwało tak długo – mówił w filmie Kazimierz Graca, w 1981 r. górnik oddziału robót przygotowawczych. Protestujący przedstawili trzy warunki zakończenia strajku: bezpieczeństwo dla strajkujących, opieka lekarska i gwarancja dalszej pracy. Na warunki zgodzili się dyrektor kopali i komisarz wojskowy. Strajk zakończyło ok. 1 tys. pracowników. 28 grudnia ok. godz. 20 wszyscy protestujący byli już na powierzchni. Był to najdłuższy strajk po wprowadzeniu stanu wojennego.

Aresztowania i internowania osób uznanych przez władzę za przywódców protestu rozpoczęły się jeszcze tego samego wieczoru. Wyroki w procesach były uniewinniające, ale po wypuszczeniu aresztowanych czekały na nich kolejne zatrzymania. Większość protestujących zwolniono z pracy.
Jak śpiewał Jak Krzysztof Kelus słowa Jana Michała Zazuli:

Wyjeżdżajcie już chłopcy od Piasta
Pora chłopcy opuścić tę dziurę
Baby płaczą, napiekły wam ciasta
Złota klatka uniesie was w górę
Wyjeżdżajcie, już szychta skończona

– W trakcie stanu wojennego nie było większych problemów w funkcjonowaniu szkoły i we współpracy z kopalnią – mówi Ścisłowicz. – Jedynie w początkowym okresie uczniowie nie mogli wyjeżdżać do domów i upuszczać internatu po godzinie policyjnej. – W trakcie strajku szkolne warsztaty na kopalni zostały zawieszone. Zostały wznowione po jego zakończeniu.

Jak czytać internetowe rankingi lekarzy

"Przed hejnałem", Radio Kraków, 24 kwietnia 2014

Podobno ponad 20% pacjentów przy wyborze lekarza kieruje się opiniami w internetowych serwisach rankingowych. Można w nich przeczytać, że neurolog z Krakowa jest dobry, bo jest miły.
 

fot. freeimages

Wybieramy się do restauracji i sprawdzamy w sieci, jak oceniają ją internauci, sprawdzamy też opinie o hotelach, wykładowcach i pracy innych osób czy instytucji. Podobnie jest z wyborem lekarza. Podobno co piąty pacjent kieruje się komentarzem przeczytanym w internecie. O tym, jak czytać takie rankingi, Sylwia Paszkowska rozmawiała 24 kwietnia z dr Katarzyną Turek-Fornelską, pediatrą i Rzecznik Praw Lekarza Okręgowej Izby Lekarskiej w Krakowie i dr. Zbigniewem Okoniem, prawnikiem oraz specjalistą od prawa komputerowego, zwalczania nieuczciwej konkurencji i reklamy.

http://www.radiokrakow.pl/audycje/przed-hejnalem/jak-czytac-internetowe-rankingi-lekarzy

wydawca: BK

22 czerwca 2014

Tadeusz Huk gościem programu "Przed hejnałem"

"Przed hejnałem", Radio Kraków, 1 maja 2014

Aktor teatralny, kinowy i telewizyjny. Twórca ok. stu ról. Absolwent Wydziału Aktorskiego krakowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. Po studiach związany z Teatrem im. Słowackiego, a następnie z Teatrem Starym.


fot. materiały prasowe

„Teatralny arbiter elegantiarum, o zniewalającym męskim uroku, łączy intelektualny dystans, dyscyplinę i precyzję z siłą ekspresji, autoironią, wyrafinowanym poczuciem humoru. Jest aktorem o bardzo szerokim emploi, zaskakuje różnorodnością teatralnych wcieleń – klasyczny i nowoczesny, formalny i emocjonalny, tragik i komik” – m.in. tak mówią o dzisiejszym gościu Sylwii Paszkowskiej. Zapraszamy na spotkanie.

http://www.radiokrakow.pl/audycje/przed-hejnalem/tadeusz-huk-gosciem-programu-przed-hejnalem

wydawca: BK

18 czerwca 2014

Chorzy na niejedzenie

"Przed hejnałem", Radio Kraków, 12 maja 2014

Anoreksja dotyka rocznie 1 na 10 tys. osób, głównie poniżej 25. roku życia.



fot. freeimages

Nieleczona anoreksja może prowadzić do śmierci nawet 10% chorych. Jak ją rozpoznać, jakie są jej przyczyny, jak możemy pomóc, kiedy zachoruje ktoś z naszego otoczenia i na co powinni zwracać uwagę rodzice, aby uchronić dzieci przed chorobą?

12 maja gośćmi Sylwii Paszkowskiej byli dr Maciej Pilecki, psychiatra i ordynator Oddziału Psychiatrii Dzieci i Młodzieży Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, Anna Grabowska, psycholog i psychodietetyk oraz pani Ewelina, która z chorobą zmagała się przez 10 lat.

http://www.radiokrakow.pl/audycje/przed-hejnalem/chorzy-na-niejedzenie

wydawca: BK

11 czerwca 2014

"Długi film o miłości. Powrót na Broad Peak". Jacek Hugo-Bader w Radiu Kraków

"Przed hejnałem", Radio Kraków, 11 czerwca 2014

Kiedy reporter Jacek Hugo-Bader zadzwonił do Jacka Berbeki z prośbą, aby zabrał go na Broad Peak, usłyszał w słuchawce krzyk i odmowę. Jacek Berbeka planował wyruszyć na poszukiwanie ciał swojego brata Macieja i Tomasza Kowalskiego, którzy w marcu 2013 r. zginęli schodząc ze szczytu.


Jacek Hugo-Bader podczas wyprawy na Broad Peak

fot. archiwum Jacka Hugo-Badera

Reporter postanowił napisać: „Niech mnie Pan weźmie na tę wyprawę! Błagam”. Udało się. W czerwcu 2013 r. wyruszyli w składzie: Jacek Berbeka, Jacek Jawień, Krzysztof Tarasiewicz, Jacek Hugo-Bader. Towarzyszyli im Alicja i Marek Kowalscy, rodzice Tomasza i Agnieszka Kopral, jego narzeczona. Ciało Tomasza udało się odnaleźć.

5 marca 2013 r. Adam Bielecki, Artur Małek, Tomasz Kowalski i Maciej Berbeka dokonali pierwszego zimowego wejścia na Broad Peak w górach Karakorum. Podczas zejścia Kowalski i Berbeka zginęli.

Z wyprawy poszukiwawczej powstała książka „Długi film o miłości. Powrót na Broad Peak”, która w 2014 r. ukazała się nakładem wydawnictwa Znak i którą czytamy na antenie Radia Kraków. Z autorem Sylwia Paszkowska rozmawiała 11 czerwca.


Zapis fragmentów rozmowy Sylwii Paszkowskiej z Jackiem Hugo-Baderem

W książce stawia pan tezę, że himalaiści są jak współcześni gladiatorzy, uzależnieni od tego, co robią.

Jacek Hugo-Bader: Gladiatorzy od niczego nie byli uzależnieni, to byli niewolnicy.

A uzależnienie od pasji to nie jest jakaś niewola?

Można by było nad tym dyskutować, ale to byłaby głęboka filozoficzna dyskusja, a ja jestem prostym człowiekiem, wolałbym na troszkę niższych rewirach się poruszać. Jest to z pewnością rodzaj uzależnienia, sami himalaiści o tym mówią. Każda duża pasja uzależnia, więc jest to też rodzaj ograniczenia wolności podobnie jak hazard, alkohol itd.

Napisał pan w swojej książce, że dzisiaj himalaiści robią spektakl dla wszystkich, który można obserwować online.

Tak, i to nie jest tak, że oni nie mają na to wpływu, gdyż z nimi nie wchodzą na górę paparazzi, oni sami biorą ze sobą aparaty i wysyłają zdjęcia na każdym kroku. Himalaiści chcą celebrować swoje zdobywanie gór, chcą być gwiazdami. Chcą też mieć tę wartość reklamową, bo kto zapłaci za wyczyn, którego nikt nie zobaczy. Chodzi o to, że musisz być zobaczony. Oni się sami sprzedali, sami zamienili ten sport z niestadionowego na stadionowy. Nie mogą grymasić, że media pchają się im z buciorami w życie, bo to nie ja zgwałciłem himalaistów, ich rodziny, ich bliskich z tym, że wszedłem w ich życie. Nie, na to się nigdy nie zgodzę. To oni mnie zaprosili do swojego życia, do sportu. Ja tylko wykonuję swoją pracę. To było ich zaproszenie, ja tylko z niego skorzystałem.

W swojej książce pisze pan o pracy Zdzisława Jana Ryna mówiącej o tym, że osoby, które raz wyjdą na taką wysokość i coś pójdzie nie tak, już nigdy nie będą normalne.

Tak, osoby, które przejdą deteriorację, tę chorobę wysokogórską, muszą liczyć się z tym, że każda taka choroba pozostawia trwałe ślady w psychice człowieka. On już zawsze będzie miał zmienioną psychikę. Nikt tego tak do końca nie zbadał, pan profesor miał 40 pacjentów. 11 z nich miało trwałe ślady w mózgu, zmiany w kierunku psychopatycznym. Oczywiście nie chodzi o to, że te osoby są chore psychicznie, są to tylko zmiany w tym kierunku.

To się bardzo nie spodobało w środowisku.

To nie ja robiłem te badania, ja tylko o nich napisałem. Reportaż jest od tego, żeby coś znalazł i przedstawił swoim czytelnikom.

Czytając pana książkę można się naprawdę wzruszyć. Pisze pan np. o motywacji pozasportowej, która pchała Tomasza Kowalskiego na górę.

Himalaiści mówią, że oni pakują się tam z miłości do gór. To jest taka miłość, bez której nie można już żyć.

Stawia pan tezę, że oni uciekają od zwykłego życia.

Właśnie tak. Dla nich fikcyjne życie to jest to, kiedy oni wracają na nizinę do domów, do swoich rodzin, a prawdziwe życie mają tylko tam. My jedziemy na wakacje, żeby tam pobyć, ale wracamy później do naszego prawdziwego życia – oni mają na odwrót. To jest moja prywatna teoria na ten temat.

Dla mnie postać Tomasza Kowalskiego była tą najbardziej tragiczną, ponieważ to był człowiek, który znakomicie funkcjonował w tym normalnym świecie. Miał bardzo wielu przyjaciół, wszyscy go uwielbiali.

Tak. Dlatego, że on miał życie poza górami. 

http://www.radiokrakow.pl/audycje/przed-hejnalem/dlugi-film-o-milosci-powrot-na-broad-peak-jacek-hugo-bader-w-radiu-krakow-23265

wydawca: BK

9 czerwca 2014

Zegarek. Co mówi o właścicielu?

"Przed hejnałem", Radio Kraków, 9 czerwca 2014

Jest pierwszą rzeczą, po którą sięgamy po przebudzeniu i ostatnią, którą ściągamy przed snem – zegarek. Jego cyferblat zdradza zaskakująco wiele o swoim właścicielu.


fot. BK

Zegary są wszędzie. Gdziekolwiek się nie znajdziemy, to gdzieś w pobliżu na pewno możemy sprawdzić godzinę. Zegarki mamy w komputerach, na tablicach ogłoszeniowych, w biurach, a w przestrzeni publicznej Krakowa mamy prawdziwe cuda – niestety coraz częściej z elektronicznymi mechanizmami. 9 czerwca w „Przed hejnałem” Sylwia Paszkowska rozmawiała o tym z Wojciechem Strojnym, zegarmistrzem i Michałem Rzepką, również zegarmistrzem i wieloletnim konserwatorem zegarów antycznych w Muzeum Historycznym Miasta Krakowa.

http://www.radiokrakow.pl/audycje/przed-hejnalem/zegarek-co-mowi-o-wlascicielu

wydawca: BK

2 czerwca 2014

Kim jest współczesny młody mężczyzna?

"Przed hejnałem", Radio Kraków, 2 czerwca 2014

Czy tradycyjny typ mężczyzny odchodzi do lamusa?


fot. archiwum RK

Typów jest wiele. Trzeba je zaakceptować i szukać alternatyw w znalezieniu z nimi wspólnego języka? Taką tezę postawił miesięcznik „Znak” publikując kilka miesięcy temu „Atlas polskich mężczyzn”.

Jak młody mężczyzna może pokazać dzisiaj swoją męskość? O tym Sylwia Paszkowska rozmawiała dzisiaj z Martą Duch-Dyngosz z miesięcznika „Znak” i dr Anną Tylikowską, psychologiem z Uniwersytetu Jagiellońskiego.


Zapis fragmentów rozmowy Sylwii Paszkowskiej z Martą Duch-Dyngosz i dr Anną Tylikowską

Z sondażu wyborczego Ipsos wynikało, że ponad 74% głosujących na Korwin-Mikkego i Nową Prawicę to mężczyźni, a 3/4 z nich to wyborcy w wieku 18-39 lat. Po zobaczeniu tych sondaży zaczęłam się zastanawiać, kim dzisiaj jest młody mężczyzna. Czy takie wyniki oznaczają, że młodzi mężczyźni mają skrajnie konserwatywne poglądy, są męskimi szowinistami, że faszyzują, a kobietę widzą w kuchni i sypialni? Czy może jest tak, jak napisał nasz słuchacz, że w tej grupie wiekowej są ludzie, którzy właśnie założyli i prowadzą własną działalność gospodarczą i głosowali na Korwin-Mikkego dla poparcia jego programu w zakresie gospodarki i podatków, a tak naprawdę cała reszta tego, co mówi, ich nie interesuje?

Anna Tylikowska: Myślę, że nie do końca tak jest, ludzie wybierają polityków głównie według kryteriów światopoglądowych, a nie gospodarczych. W Korwin-Mikkem atrakcyjne jest to, że jest politykiem bardzo szczególnym w takim sensie, że jest wyrazisty, zbuntowany, oryginalny, a to są wzorcowe cechy dorastającego młodego człowieka, nie tylko mężczyzny, ale może u mężczyzn jest to bardziej widoczne. Janusz Korwin-Mikke jest w moich oczach takim „Piotrusiem Panem” w tym sensie, że jest wiecznym chłopcem nieakceptującym pewnych norm, które są ustalone i które wszyscy akceptują. Nic dziwnego, że może podobać się młodym mężczyznom, imponować im dlatego, że wielu mężczyzn jest na etapie poszukiwań, na które sposobem jest bunt łamiący normy.

W swoim „Atlasie mężczyzn” napisała pani, że ten dawny, tradycyjny model mężczyzny odchodzi do lamusa. Nie ma co po nim płakać, gdyż świat się zmienia i musi się zmienić też mężczyzna. Ten tradycyjny typ to tylko jeden z wielu.

Marta Duch-Dyngosz: Tak. Celem tego „Atlasu” było pokazanie, jak różnie możemy popatrzeć na męskość, jak różne są jej definicje. Wydaje mi się, że tradycyjny wzorzec mężczyzny jest tym nadal obowiązującym. Wciąż się do niego odwołujemy i stąd też wynika cała dyskusja o kryzysie męskości, w której mężczyzna przedstawiany jest jako słaby, niepotrafiący podołać swoim obowiązkom, mający problem z wzięciem na siebie odpowiedzialności za rodzinę, pracę. Pojawia się więc to pytanie, gdzie się podziali prawdziwi mężczyźni. Wydaje mi się, że to budzi pewien protest wśród samych mężczyzn, gdyż w ostatnich latach cały czas dyskutujemy o kobietach, natomiast takiej dyskusji o mężczyznach, ich roli i jej zmieniających się wizerunkach nie ma.

Czy mężczyzna poczuł się osaczony przez kobietę?

Marta Duch-Dyngosz: Myślę, że można tak powiedzieć. Część mężczyzn mogła poczuć się w jakiś sposób dotknięta tym obrazowaniem. Rozmowa o mężczyźnie w Polsce jest zupełnie czymś nowym. Patrząc na reakcję czytelników na numer „Znaku”, w którym opublikowany został „Atlas polskich mężczyzn”, zauważyłam, jak trudno było ich przekonać, że jest to poważny temat, którym należy się zająć nie tylko w kolorowych pismach, ale poddać również poważnej refleksji.

Kiedy pierwszy raz zobaczyłam wyniki wyborów i sukces Nowej Prawicy Korwin-Mikkego, doszłam do wniosku, że być może to jest reakcja młodych mężczyzn na genderyzm, którym wszystkich się straszy.

Anna Tylikowska: Gender, jako pewna problematyka naukowa, zajmuje się znaczeniem spraw związanych z płcią, ale też z męskością i z kobiecością. Pomaga rozpoznać to, co wyróżnia, dzieli, łączy m.in. kobiety i mężczyzn. Faktem jest, że ludzie nie za bardzo wiedzą, co to jest gender, gdyż wyjaśnienie tego terminu nie pojawia się w naszej publicznej dyskusji, dlatego może to być dla nich groźne. Przemiany społeczno-kulturowe związane z gender służą też mężczyznom. Nie sądzę więc, żeby była to kwestia osaczenia jakimś genderem, tylko tego, że nasze czasy są trudne. Jesteśmy przeładowani informacjami i mało kto sobie z tym radzi, więc szukamy jakichś prostych, wyrazistych rozwiązań, a Janusz Korwin-Mikke jest właśnie taki prosty i wyrazisty. Nasza teraźniejszość jest ciężka, jest pełno niejasnych ról. Kiedyś było inaczej, człowiek od dziecka miał jasno określoną rolę, czy to zawodową, czy społeczną. Teraz musi on definiować siebie właściwie od zera, a możliwości definicyjnych jest mnóstwo. To wymaga podejmowania decyzji, a każda z nich jest dla nas bolesna i problematyczna. W związku z tym brakuje nam poczucia bezpieczeństwa, dlatego szukamy czegoś trwałego.

http://www.radiokrakow.pl/audycje/przed-hejnalem/kim-jest-wspolczesny-mlody-mezczyzna

wydawca: BK

30 maja 2014

Szemrany. Konkurs

"Gazeta Mysłowicka", nr 5/2014 (35)

Konkurs. Minął rok od debiutu Szemranego w "Gazecie Mysłowickiej". Z tej okazji wśród osób, które do 26 czerwca wyślą na adres redakcja@gazetamyslowicka.com wiadomość z dopiskiem "Szemrany", redakcja rozlosuje koszulkę z jego podobizną.

27 maja 2014

Krakowskie neony. Sentymentalne pamiątki powracają

"Przed hejnałem", Radio Kraków, 27 maja 2014

Cukiernia Markiza, motel Krak, restauracja Jubilatka, bar Smok, hotel Polonia. Neony z tych miejsc cały czas są w pamięci krakowian. Po kilkudziesięciu latach zainteresowanie nimi powraca.


Neon sklepu Świat dziecka w Nowej Hucie

fot. Muzeum Historyczne Miasta Krakowa

W Warszawie powstało Muzeum Neonów, m.in. we Wrocławiu i w Katowicach działają organizacje, które starają się o ich remonty, neony są tematem dwóch wydanych albumów autorstwa Ilony Karwińskiej. W wielu miastach remontuje się te, które pamiętają PRL. Remontowane są jako sentymentalne pamiątki minionej epoki i nowe symbole miast również w Krakowie.

Świecą dzięki wyładowaniom elektrycznym w oparach metali. Neony. Te, które znamy dzisiaj opracował w 1910 r. Francuz Georges Claude. W latach 30. pisał już o nich Julian Tuwim. Od lat 60. do 80. przeżywały swój złoty okres, a na ich produkcję mogło się czekać 3 lata. Stare neony z sentymentem wracają do łask. 27 maja Sylwia Paszkowska rozmawiała o tych krakowskich. Gośćmi programu „Przed hejnałem” byli: dr Wojciech Szymański, kurator wystaw i historyk sztuki z Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, Artur Michałowski z klubu Forum Przestrzenie i Paweł Bochenek, właściciel firmy produkującej neony.

Czy można wskazać pierwszy krakowski neon? Najstarszym, który Bochenek widział na fotografii z 1935 r., jest neon „Ilustrowanego Kuryera Codziennego” przy ul. Wielopole. – To bardzo ładny neon. Jego zdjęcie jest w zasobach Narodowego Archiwum Cyfrowego, świecące, dlatego wiadomo, że to na pewno neon – mówił.

10 czerwca o godz. 21, w ramach festiwalu ArtBoom, będzie miało miejsce ponowne uruchomienie neonu cukierni Markiza przy pl. Centralnym w Nowej Hucie. Powstał w latach 60. Za jego odnowienie odpowiedzialna jest Paulina Ołowska, a kuratorem wydarzenia jest dr Szymański. – Chcieliśmy dotrzeć do oryginalnej kolorystyki neonu. Ponieważ pamięć ludzka jest zawodna, świadectw zebraliśmy kilkanaście – mówił kurator. Wybrali róż i biel, które najczęściej pojawiały się w relacjach mieszkańców Nowej Huty. W takich barwach świecić będzie odnowiona Markiza. – Jeżeli ktoś ma kolorową fotografię, bo np. Muzeum Historyczne Miasta Krakowa, Muzeum Historii Fotografii w Krakowie nie posiadają takiej fotografii, to byłoby bezcenne, żeby ją zobaczyć – zaapelował gość.

– Nie jest to tania technologia. Lata 80. to jest czas, kiedy musiały odejść w masowym zastosowaniu – mówił o neonach Bochenek. – W latach 90. się dźwignęły.

Skąd dzisiejszy powrót i fascynacja neonami? – Chyba są dwa źródła. To nostalgia wśród ludzi, którzy pamiętają lata 70., może nawet początek 80. – mówił historyk sztuki. – To staje się przedmiotem zainteresowania w takim stopniu, w jakim architektura późnego modernizmu czy powojenna, socmodernistyczna, jest przedmiotem zainteresowania.

Jednym z bardziej rozpoznawalnych neonów w Krakowie był neon na dachu hotelu Polonia „Korzystaj z usług kolei radzieckich”, ściągnięty w 1990 r. i przekazany na złom.

Prowadzący klub Forum Przestrzenie rozpoczęli kolekcjonowanie neonów, aby w przyszłości otworzyć muzeum. Jak dotąd mają neony wyburzonego motelu Krak. – Udostępniamy przestrzeń do prezentacji tych neonów, którymi jesteśmy zafascynowani, których dziedzictwo kulturowe szanujemy. Dlatego chcielibyśmy, żeby one nie zniknęły, nie zaginęły, nie zostały zezłomowane – mówił Michałowski. Z liter neonów motelu powstały w Forum „mozaiki” – ze słowa „Krak” powstało „Krk”, a z pozostałych liter „lato”. „Recepcja” pozostała bez zmian.

Dr Szymański jest krytyczny wobec umieszczania neonów w muzeach. Jak mówił ratowanie neonów, jak przez klub Forum Przestrzenie, jest cenne. – Plus jest taki, że są zachowane. Minus jest taki, że nie ma ich w przestrzeni, są oderwane od miejsca i od historii miejsca, z którym były od początku projektowane, związane – mówił gość.

– Może ktoś ma neony w piwnicach, przez przypadek znalezione czy na strychach, to prosimy o informacje. Wiele osób nie wie, że można z tym coś zrobić, że to nie jest złom. Z chęcią się tym zaopiekujemy – mówił Michałowski.

Bocheński jest autorem nowego neonu nowohuckiego oddziału Muzeum Historycznego Miasta Krakowa. Jak zgodzili się goście dzielnica wyróżniała się na tle innych bogactwem neonów. Kolekcję przedstawiających je fotografii posiada oddział muzeum w Nowej Hucie.

http://www.radiokrakow.pl/audycje/przed-hejnalem/krakowskie-neony-sentymentalne-pamiatki-powracaja


wydawca: BK

21 maja 2014

Dlaczego się obrażamy?

"Przed hejnałem", Radio Kraków, 20 maja 2014

„Obrażalski” – zdecydowanie nie jest miło usłyszeć coś takiego o sobie. A przecież chyba każdemu zdarza się czasem obrazić. Albo udawać, że się obrazi, jeśli ktoś czegoś dla nas nie zrobi.


fot. Pixabay

Słowo obraza ma dwa podstawowe znaczenia: jako akcja i reakcja, jako czyn i jego skutek. W pierwszym znaczeniu obraza jest świadomym działaniem polegającym na obelżywym zachowaniu, uchybieniu czyjejś godności osobistej, zniesławieniu czy wyszydzeniu kogoś. Obraza w drugim znaczeniu – to obrażenie się – jest reakcją na obrazę w pierwszym znaczeniu. Ale czy zawsze? Bo przecież obrażanie się to także znakomite narzędzie do manipulacji i szantażu emocjonalnego. Kto i kiedy się obraża? Od czego zależy skłonność do obrażania się? Jak budować w sobie cenny dystans? O tym 20 maja Sylwia Paszkowska rozmawiała z dr. Mariuszem Makowskim, psychologiem społecznym z Uniwersytetu Ekonomicznego.

Jak działa mechanizm obrażania się? – Z punktu widzenia komunikacyjnego możemy spojrzeć na obrażanie się, jako zakamuflowany komunikat, przekaz: coś się stało, co mnie zraniło, ubodło, skrzywdziło – mówił dr Makowski. – Tyle, że dana osoba nie bardzo potrafi otwartym, jasnym komunikatem tego wyrazić i kamufluje to. „Jestem obrażona. Nie rozmawiam z tobą. Nie odzywaj się do mnie. Nie dzwoń”. Czyli to jest przekaz: ja nie akceptuję ciebie, odsuwam się dalej, teraz zrób coś, żeby zasłużyć na moją akceptację, moje zbliżenie.

Gość mówił o tym, z czego wynika skłonność do obrażania się, do braku umiejętności wyrażania swoich odczuć: – Obrażanie się jest deficytem umiejętności społecznych.

Jak radzić sobie z kimś, kto stosuje wobec nas manipulację przed obrażanie się? – Rozbroić ukryty komunikat, nazwać sprawy po imieniu: „O co ci naprawdę chodzi? Co chcesz w ten sposób uzyskać?” – mówił psycholog. – Dopiero wtedy obrazimy tę osobę – mówiła prowadząca. Zdaniem dr. Makowskiego zależy to od samoświadomości lub dojrzałości drugiej osoby. – Jak się jeszcze bardziej obrazi, to nie jesteśmy psychologiem albo psychoterapeutą. Pytanie, czy mamy w to wchodzić, czy nie zostawić sprawy po drugiej stronie, żeby ta osoba się tym sama zajęła – mówił.

„Na nałogowych »gniewaczy« jest tylko jeden sposób: nie wyjaśniać, nie tłumaczyć się, nie okazywać nadmiernego zmartwienia, odwrotnie, robić minę »przejdzie ci«. Wówczas zaczynają się gniewać rzadziej” – pisał Jan Kamyczek (pseudonim Janiny Ipohorskiej z „Przekroju”) w „Grzeczności na co dzień”. – Jeżeli relacja między nami jest naszą wspólną, to to już nie jest problem tej osoby, tylko to jest problem nasz – komentował dr. Makowski.

Gość zgodził się, że obrażają się najczęściej dzieci, skłonność do tego to dowód niedojrzałości, przewrażliwienia na swoim punkcie, kompleksów.

Prowadząca poruszyła temat obrazy uczuć religijnych: – Tutaj też jest ukryta komunikacja – mówił psycholog. – Ktoś odwołuje się do wyższej instancji, tutaj zwanej sacrum, niedyskutowalnej, absolutnej, o szczególnych prawach i mówi: obraziłeś to coś, co jest święte, wyjątkowe, tabu, tego nie wolno dotykać. W ten sposób ktoś się podłącza pod tę sferę i mówi: mnie też nie możesz w ten sposób dotykać.

Jak mówił dr Makowski nie obrażają się tylko dzieci i manipulujący rodzice, ale też osoby z zaburzeniami osobowości.
wydawca: BK

13 maja 2014

Ryszard Horowitz: "Nowoczesne malarstwo zaistniało także dzięki fotografii"

www.radiokrakow.pl, 12 maja 2014

Znakomity fotografik Ryszard Horowitz, krakowianin z urodzenia, Amerykanin z wyboru, świętuje 75-lecie urodzin. – Wszystko co wyniosłem z Krakowa udało mi się wykorzystać w późniejszym życiu – mówi artysta. 7 maja fotografik był gościem w programie Jolanty Drużyńskiej.


fot. Marta Wojtal, materiały prasowe Pałacu Sztuki

Horowitz urodził się 5 maja 1939 r. w Krakowie w rodzinie żydowskiej. W czasie II wojny światowej wraz z rodziną był więziony w obozach koncentracyjnych. Dzięki Oskarowi Schindlerowi, jako jeden z ponad tysiąca osób, ocalał z hitlerowskiego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Po wojnie ukończył krakowskie Liceum Plastyczne, studiował też na Wydziale Malarstwa ASP w Krakowie. W 1959 r. wyjechał na stałe do USA. Od 1967 r. ma własną agencję fotograficzną. Uznawany jest za prekursora cyfrowego przetwarzania fotografii. Jego prace są publikowane i wystawiane na całym świecie.

Przyszły guru światowej fotografii reklamowej miał zaledwie 20 lat, kiedy opuszczał Kraków, ale zdążył nie tylko zaistnieć w środowisku artystycznym miasta, ale wywołać nawet zamieszanie i związać się z powstałym na fali październikowych przemian 1956 r. słynnym kabaretem Piwnica pod Barnami. To zamieszanie, a nawet można powiedzieć mały skandal, wywołała wystawa jednej fotografii aktu pt. „Nagi krajobraz”, prezentowana w Teatrze Ludowym na Nowej Hucie. – To rzeczywiście było dla mnie duże przeżycie – wyjaśniał Horowitz – nagłe zamknięcie wystawy i to jeszcze przez tak prominentną postać, jaką była Krystyna Skuszanka [reżyser, wówczas kierująca wraz z mężem Jerzym Krasowskim Teatrem Ludowym – red.], która uważana była, czy też uważała się za postać awangardy.

– Ale czasy się jednak nie zmieniają – dodał artysta – bowiem niedawno miałem podobną sytuację związaną z firmą Canon, która zmusiła mnie do wykonania nowej wersji zdjęcia, na którym było widać sutek.

Nim opuścił Polskę w 1959 r. Horowitz zdążył pokazać swoje prace na wielu wystawach organizowanych m.in. w Klubie Jazzowym (ówczesny klub Helikon przy ul. św. Marka 15), Teatrze 38, czy Piwnicy pod Baranami. Były to zarówno fotografie, jak i prace malarskie. Kraków żegnał Horowitza żartobliwą wystawą przygotowaną przez Piotra Skrzyneckiego w Piwnicy pod Baranami w czasie specjalnego balu pożegnalnego.

– Głównym powodem wyjazdu z Polski – mówił artysta – była chęć rozwijania talentu. Zdawaliśmy sobie sprawę z rodzicami, że rozwinięcie artystycznych skrzydeł nie będzie tu możliwe.

Dwa lata trwały zabiegi, aby zgromadzić potrzebne na wyjazd dokumenty. W końcu udało się, chociaż wyjazd do USA, głośnego, mimo młodego wieku, artysty spowodował nie tylko jego inwigilację ze strony peerelowskich służb specjalnych, działających także poza granicami kraju, ale również przez CIA, dla której przyjazd młodego człowieka z komunistycznego kraju i to w okresie zimnej wojny był sprawą wielce podejrzaną. – Uznawany byłem za potencjalnego szpiega – wyznał Horowitz. – Niedawno uzyskałem nawet kopie dokumentów, które to potwierdzają.

Ważną postacią, która wpłynęła na wybór jego drogi artystycznej był Roman Polański, wówczas starszy kolega z „Plastyka”. – Romek twierdzi – mówił Horowitz – że poszedłem nie tylko w kierunku fotografii, ale także plastyki ponieważ on będąc starszy ode mnie o parę lat, wykonał pewne kroki w tym kierunku. Najpierw było to Liceum Plastyczne. Potem zainteresowanie fotografią w tym sensie, że obaj byliśmy szalenie zainteresowani filmem i nawet próbowaliśmy znaleźć jakąś metodę nauczenia się tego medium.

– Traktowałem wtedy fotografię jako coś niezwykle dla mnie ciekawego – mówił Horowitz – i robiłem zdjęcia, bardzo osobiste. Pokazywałem moich przyjaciół z Piwnicy, jazzmanów i oczywiście fotografowałem Kraków. Jeszcze przed samym wyjazdem udało mi się zrobić krótkometrażowy film o Krakowie. Jedno z moich pierwszych zdjęć zostało wykonane w piwnicy w domu, w którym mieszkaliśmy. Trzymaliśmy tam węgiel, a piwnica miała cudowne gotyckie krzyżowo-beczkowe sklepienie z piękną maszkarą. Sfotografowałem ją przy pomocy jednej żarówki, która tam wisiała i która rzuciła bardzo głębokie cienie, więc na tym zdjęciu ujawnia się wielki dramat. Ten negatyw odkryłem wiele lat później, także jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że kiedy mnie pytają o pierwsze zdjęcie, to mogę o nim naprawdę opowiedzieć.

Wielki wpływ na twórczość artysty wywarli także m.in. nieprzepadający za fotografią znany krakowski rysownik, profesor ASP Adam Hoffman i mistrz fotografii Alexey Brodowitch, dyrektor słynnego amerykańskiego magazynu mody „Harper Bazaar”. – Adam Hoffman już tego nie dożył, ale teraz są już dowody na to, że wielcy mistrzowie malarstwa w średniowieczu, renesansie i później korzystali z camera obscura czy innych urządzeń optycznych w celu uzyskania np. idealnej perspektywy czy rozłożenia światła na płótnie. Nie wiedziałem o tym wtedy, gdy zaczynałem pracę z fotografią, ale intuicyjnie to wyczuwałem i nie miałem wątpliwości, że tak było. Zdawałem sobie także sprawę z różnic pomiędzy tym, jak obiektyw aparatu fotograficznego odbiera świat i jak odbiera go oko ludzkie. Gdy zacząłem pracować przy komputerze, to też byłem szkalowany przez innych fotografów, krytyków, którzy nagle odkryli, że fotografia i komputer to dwa różne światy i uważali, że nie da się tych dwóch mediów połączyć. Teraz znów się to wszystko odwróciło do góry nogami.

11 maja 2014

Off Plus Camera. Filmowe święto w Krakowie

11 maja zakończyła się 7. edycja festiwalu. W konkursie głównym zwyciężył francuski dramat „Eastern Boys”. Jednym z ważniejszych punktów programu była twórczość reżysera Stanleya Kubricka.


Kim Cattrall w Krakowie

fot. Dominika Jaruga/Off Plus Camera


Christiane Kubrick w Krakowie

fot. archiwum Radia Kraków

Wizyta Christiane'y Kubrick, wdowy po Stanleyu Kubricku, Jana Harlana, brata Christiane'y i producenta filmów reżysera oraz Kathariny Kubrick, córki Stanleya połączona była z otwarciem 4 maja wystawy „Stanley Kubrick” w Muzeum Narodowym w Krakowie. Wystawa potrwa do 14 września. W ramach festiwalu rodzina Kubricka spotkała się z jego wielbicielami w krakowskiej księgarni Matras. Harlan mówił o planach serialowej ekranizacji niezrealizowanego filmu Kubricka „Napoleon” przez HBO. „Był bezkompromisowy, gdy szło o przesłanie jego filmów, ale zawsze wiedział, że muszą one na siebie zarobić. To dawało mu wolność tworzenia” – mówiła Kubrick o mężu dla Radia Kraków.

Gośćmi festiwalu byli też m.in. Juliet Taylor, odpowiedzialna za casting w filmach Woody'ego Allena, Benedict Cumberbatch, aktor i producent, Mike Newell, twórca m.in. filmów „Cztery wesela i pogrzeb” (1994), „Donnie Brasco” (1997) i „Harry Potter i Czara Ognia” (2005) oraz Jean-Marc Barr, czyli Jacques Mayol z „Wielkiego błękitu” Luka Bessona i stały aktor Larsa von Triera.

Podczas 10 festiwalowych dni publiczność obejrzała ponad 100 filmów. Jury pod przewodnictwem Jerzego Stuhra wybrało najlepszy film w ramach konkursu głównego – „Eastern Boys” (reż. Robin Campillo), z kolei jury pod przewodnictwem Kim Cattrall, znanej m.in. z roli Samanthy Jones w serialu „Seks w wielkim mieście”, wybrało najlepszy film w konkursie polskim – „Ida” (reż. Paweł Pawlikowski).

BK

2 maja 2014

Czy potrzebne są panteony narodowe?

"Przed hejnałem", Radio Kraków, 2 maja 2014

Pierwszym panteonem narodowym – miejscem pochówku wielkich Polaków – stał się Wawel. Od końca XIX w. funkcję tę przejęła krypta kościoła na Skałce. Jako ostatni został tam pochowany 10 lat temu Czesław Miłosz. Aby pochować tam kolejne osoby, krypta miała zostać rozbudowana. Tak się jednak nie stało. Funkcję panteonu przejęła krypta kościoła św. Piotra i Pawła.


Krypta w kościele św. Piotra i Pawła

fot. fundacja Panteon Narodowy

Do czego potrzebne są panteony wielkich Polaków i jak tę wielkość określić? 2 maja Sylwia Paszkowska rozmawiała o tym z Markiem Wasiakiem, prezesem fundacji Panteon Narodowy opiekującej się kryptą w krakowskim kościele św. Piotra i Pawła.

Krypta kościoła ojców paulinów na Skałce miała zostać rozbudowana, aby w panteonie mogły zostać pochowane następne osoby. W 2009 r. ojcowie wycofali się jednak z tego przedsięwzięcia. – Nie wiemy, dlaczego – mówił Wasiak. – Stąd pomysł byłego rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego prof. Ziejki, aby misję skałeczną kontynuować w podziemiach kościoła Piotra i Pawła.

– W grudniu zakończyliśmy prace w części memornialnej, czyli pochówkowej – mówił gość. – Panteon został otwarty decyzją kapituły, która zdecydowała, że może tam spocząć Sławomir Mrożek. 17 września odbył się pierwszy pogrzeb w tym współczesnym panteonie.

W skład kapituły wchodzi siedmiu reprezentantów instytucji: minister kultury, prezesi Polskiej Akademii Nauk i Polskiej Akademii Umiejętności, rektor UJ, prezydent Krakowa, metropolita krakowski i przewodniczący rady fundacji. – Pierwszym elementem, który wyznacza, że kapituła podejmuje decyzję, jest testament lub wola zmarłego – mówił Wasiak. Jak mówi prezes fundacji pod uwagę brana jest pozycja, jaką dana osoba osiągnęła w swojej dziedzinie i jej konsekwencja w dążeniu w życiu do prawdy.

Fundacja ma w planach m.in. wybudowanie osobnego wejścia do krypty kościoła św. Piotra i Pawła, aby odwiedzający nie zakłócali mszy. Poza opieką nad panteonem instytucja prowadzi również działalność edukacyjną skierowaną m.in. do młodzieży – organizuje konkursy, spotkania, głównie z uczonymi, a także przyznaje stypendia.

Zdaniem Wasiaka szczególna pamięć o odchodzących jest pisana w naszą kulturę, zarówno odchodzących w rodzinie, jak i innych osobach, to tradycja, chęć zachowania ich dorobku i tego, jakimi byli ludźmi. – To pomnik narodowej kultury – mówił prezes fundacji.

http://www.radiokrakow.pl/audycje/przed-hejnalem/czy-potrzebne-sa-panteony-narodowe

wydawca: BK

1 maja 2014

Mistrzowie królewskiego retuszu

www.radiokrakow.pl, 17 kwietnia 2014

Tomasz Kozakiewicz i Krzysztof Gadomski z House of Retouching, którzy zajmowali się postprodukcją zdjęć rodziny królewskiej, mają ręce pełne roboty.


fot. Jason Bell

Po raz kolejny postanowiliśmy odwiedzić panów w ich pracowni. 17 kwietnia w "Przed hejnałem" relacja z wizyty Sylwii Paszkowskiej w tym niezwykłym miejscu.

Kilka tygodni temu po raz kolejny retuszowali zdjęcia rodziny królewskiej autorstwa Jasona Bella. Tym razem księżna Kate i książę William z synem Jerzym pozowali mniej formalnie niż przy poprzedniej sesji i fotograf uwiecznił ich w oknie, w towarzystwie psa.

Aktualnie panowie pracują nad zdjęciami Angeliny Jolie. – To sesja do filmu „Maleficent” Disneya – mówili. Film będzie można zobaczyć w Polsce pod koniec maja pod nazwą „Czarownica”.

House of Retuoching prowadzi też szkolenia. Planuje zorganizowanie warsztatów w Krakowie.

W pracowni na krakowskim Zabłociu Kozakiewicz i Gadomski pokazali prowadzącej swoją pracę. Rozpoczynają od negatywów cyfrowych. Pracują nad ekspozycją, kontrastem, saturacją. Następnie korygują drobne rzeczy i budują scenerię.

Zdaniem Gadomskiego, jeśli zdjęcie jest złe, to już nic nie da się z nim zrobić. – Jeśli zostało np. mocno prześwietlone, niedoświetlone, są elementy, których nie powinno być, np. statyw, czasami ciężko to usunąć, chociaż to wydaje się łatwe – mówił.

– Często mamy do czynienia z osobami charakterystycznymi. Jeśli model jest rozpoznawalny, jak np. Cindy Crawford, która ma znany pieprzyk, gdybyśmy usunęli ten pieprzyk, to byłoby faux pas – dodał Kozakiewicz.

BK, MZ

30 kwietnia 2014

Szemrany

"Gazeta Mysłowicka", nr 4/2014 (34)

29 kwietnia 2014

Szlakiem krakowskich kopców

"Przed hejnałem", Radio Kraków, 29 kwietnia 2014

Przed nami weekend majowy. Z tej okazji zachęcamy państwa do wycieczki i proponujemy odwiedzenie kopców Krakowa - najlepiej pieszo lub na rowerze.


Widok z kopca Wandy

fot. BK

Czy kopiec Krakusa to miejsce pochówku założyciela miasta? Czy kopiec Wandy to miejsce spoczynku jego córki, wyłowionej z Wisły Wandy, która nie chciała Niemca? O kopcach Krakowa, faktach i legendach z nimi związanymi, 29 kwietnia Sylwia Paszkowska rozmawiała z miejskim przewodnikiem Stanisławem Jarosem.

– Kopce ludzie sypali od zawsze i wszędzie, to znaczy od młodszej epoki kamienia, 6-7 tys. lat temu. Sypano je z różnych powodów, kultowych, pochówków wielkich przywódców – mówił Jaros. – Sypano je również jako punkty orientacyjne, obserwacyjne. Znamy je od tysięcy lat w Polsce, Europie i na świecie.

Na ile to prawda, że kopce Krakusa i Wandy to miejsce pochówku założyciela miasta i jego córki? Jak mówił przewodnik należy traktować to, jak legendę. – Żadnych pochówków tam nie stwierdzono – mówił.

Istnieje teoria łącząca powstanie kopców Krakusa i Wandy z obecnością Celtów na obszarze dzisiejszego Krakowa. – Chyba nie z Celtami. Musiałyby być usypane 2 000-2 100 lat temu, a nie są. Kopiec Krakusa to VII, może VIII w. – Stojąc na kopcu Krakusa 2 maja lub 10 sierpnia podobno można zobaczyć słońce wschodzące nad kopcem Wandy, z kolei stojąc na kopcu Wandy 6 lutego lub 4 listopada można zobaczyć zachodzące słońce nad kopcem Krakusa. To przybliżone daty celtyckich świąt. – Ponoć najpewniej jest to oglądać 21 czerwca. Stoimy na kopcu Krakusa, patrzymy, jest ładna pogoda i słoneczko nam wschodzi nad kopcem Wandy. Mija ładny dzionek i jesteśmy pod wieczór na kopcu Wandy, patrzymy, pięknie, słoneczko nam zachodzi dokładnie nad kopcem Krakusa. Nie stwierdziłem tego, chociaż dzisiaj to by było trudno, w związku z zabudową miasta albo trzeba by mieć pomoce, przyrządy optyczne.

Jaros zgodził się, że największym jest kopiec Piłsudskiego, a najbardziej znanym kopiec Kościuszki, przy którym funkcjonuje muzeum z kilkoma wystawami. Od maja możliwe będzie jego nocne zwiedzanie.

Gość mówił też o prawdopodobnym kopcu na Wawelu obok nieistniejącego kościoła św. Michała. Kopiec być może przestał istnieć w XVIII w. Przewodnik mówił też o nieistniejącym kopcu Esterki na Łobzowie. Został zniszczony podczas budowy boiska klubu Wawel w latach 50. Kim była Esterka? – Opowieści, legendy i kronikarze chcą, żeby to była piękna dama, Żydówka, w której nieprawdopodobnie kochał się król Kazimierz Wielki – mówił Jaros. – Jedna z opowieści mówi, że kiedy piękna Esterka dowiedziała się, że nie jest jedyną wybranką króla, w rozpaczy miała skakać z okiem pałacyku do stawu. Utopiła się. Pochowano ją. Zrozpaczony król postanowił upamiętnić tę piękną damę usypaniem kopca. Trzeba wierzyć, że piękna była, chociaż dziś trudno nam powiedzieć. Na pewno król miał dobry gust.

Proponowana trasa
1. Kopiec Kościuszki, dojście od al. Waszyngtona na Zwierzyńcu (przystanek Kopiec Kościuszki)
2. Kopiec Piłsudskiego w północnej części Lasu Wolskiego na Zwierzyńcu (przystanek ZOO; pieszo ok. 5 km od kopca Kościuszki)
3. Kopiec Jana Pawła II, dojście od ul. ks. Pawlickiego na Dębnikach (przystanek Kapelanka; pieszo ok. 3 km od kopca Piłsudskiego)
4. Kopiec Krakusa, dojście od ul. Maryewskiego na Podgórzu (przystanki Cmentarz Podgórski lub Powstańców Wielkopolskich; pieszo ok. 4 km od kopca Jana Pawła II)
5. Kopiec Wandy, dojście od ul. Ujastek Mogilski na Nowej Hucie (przystanki Kopiec Wandy lub Fort Mogiła; rowerem ok. 11 km od kopca Krakusa)


wydawca: BK