„Inspiracje”, 23.10.2006
Za kurtyną mass mediów istnieje teatralny świat, tak różnorodny, jak różne bywają teatry. Są tam szukający aktualności dziennikarze, opracowujący materiał redaktorzy i opisujący świat reporterzy. W innym miejscu kręcą się komentujący wydarzenia publicyści, wydający oceny krytycy bądź też elokwentni telewizyjni spikerzy. Teatralna garderoba jest duża i swoje miejsce ma tam również dziennikarstwo interwencyjne.
Sygnał
– Zawsze dostajemy informację, że coś się dzieje, ktoś do nas przychodzi – Sylwestra Strzałkowskiego, szefa newsroomu Radia eM w Katowicach, zastałem przy pracy nad kolejnym serwisem informacyjnym. Szczupły brunet, zarost, serdeczny uśmiech. Zapewnia, że rozgłośnia jest bardziej edukacyjna niż interwencyjna, z założenia bez sensacji: – Robimy raczej reportaże, tym niemniej duża część emitowanych materiałów jest pokrewna interwencjom.
W mediach istnieje wiele programów, audycji i rubryk przeznaczonych na materiały interwencyjne. Telewizja Polska emituje „Ekspres Reporterów” w TVP 2, „Ludzi i Sprawy” zobaczymy w Telewizji Katowice, a o „Waszych Sprawach” przeczytamy w „Dzienniku Zachodnim”. W „Dużym Formacie”, poniedziałkowym dodatku do „Gazety Wyborczej”, ruszył właśnie nowy dział „Interwencje”.
Czym jest interwencja? Sylwester mówi bez wahania: – To reakcja na biedę. Przypominam sobie reportaż Lidii Dudy z Telewizji Katowice, „Herkules”. Chłopiec przysłał list, w którym opisał trudną sytuacje materialną w swojej rodzinie i biedne, patologiczne środowisko w Bytomiu. Jego mama z trudem zarabiała na życie. Wtedy pojawiła się reporterka Telewizji Katowice i dla tej rodziny znalazła się pomoc.
Interwencje mogą zaczynać się od takiego właśnie listu. Następnie robi się dokumentację i szuka drugiej strony konfliktu. Zgłoszenie tematu nie oznacza jednak od razu potraktowania go jako interwencji: – Ludzie często nie mają racji, kiedy do nas przychodzą – Katarzyna Wolnik jest dziennikarką interwencyjną działu „Wasze Sprawy”. Trzymając wczorajsze wydanie „Dziennika Zachodniego” pokazuje w nim swój ostatni tekst o mężczyźnie, który znalazł się w trudnej sytuacji materialnej: – Kiedy jadę do kogoś zebrać materiał, nie zawsze wiem, co z tym zrobię, czy będzie to reportaż, interwencja czy zwykły artykuł. Tak było w tym przypadku.
W „Dzienniku Zachodnim” obowiązuje zasada, że warunkiem interwencji jest opublikowanie zdjęcia i nazwiska osoby, której tekst dotyczy. Ponadto, co ważne i praktyczne dla czytelników, w publikacji zawsze podana jest informacja, jak radzić sobie w podobnych sytuacjach.
Co można osiągnąć?
Skutki interwencji dziennikarskich malują się w różnych odcieniach szarości. Jednym razem materiał o dzieciach z domów dziecka pomoże w znalezieniu rodziny zastępczej, a innym razem publikacja na temat skorumpowanego polityka czy niekompetentnego urzędnika będzie miała efekt w postaci procesu sądowego, bądź też utraty przez niego stanowiska. Dzieje się tak, pomimo iż dana osoba godzi się na publikację swojego nazwiska, zdjęcia czy materiału wideo. Fotograf lub operator kamery za każdym razem muszą mieć na to pozwolenie. – Robiliśmy kiedyś materiał o dwóch mężczyznach z Bytomia – mówi Sylwester. – Był to ojciec z synem. Chodziło o to, że ojca wyrzuciła z domu żona i we dwoje zamieszkali na działce. Była zima i pamiętam, że wykuli studnię w lodzie, bo nie mieli skąd brać wody. To był ciekawy materiał, ale kiedy już ich nagraliśmy, nie zgodzili się na emisję.
Rozgłos, zwłaszcza, kiedy chodzi o problemy dotykające spraw bardzo osobistych, trudnej sytuacji materialnej, jest krępujący, ale zawsze są dwie strony konfliktu. Po jednej z nich stoją pokrzywdzeni, a po drugiej krzywdzący. Ci ostatni czwartej władzy nierzadko boją się jak ognia: – W radiu często mamy zgłoszenia do interwencji – Monika Krasińska, dziennikarka Radia Katowice, odpala papierosa przed budynkiem rozgłośni. – Często, kiedy dzwonię do urzędu lub innej instytucji, przedstawiam się jako dziennikarka i pytam o jakąś sprawę, to słyszę, że problemu już nie ma albo jest rozwiązany. Milczenie i unikanie kontaktów z mediami stawia osoby w niekorzystnym świetle. Można wtedy zrobić podkładkę, nagrywając odmowę rozmowy, gdyby ktoś później temu zaprzeczył.
Interwencja może przyspieszyć pracę sądu lub wywołać szeroką dyskusję, jak np. sprawa kosza włożonego przez uczniów na głowę nauczyciela. Może również uświadomić ludziom ich prawa, kiedy zawodzą inne instytucje, jak np. rzecznik praw konsumenta.
Publikacja dziennikarska przyspiesza przede wszystkim bieg wydarzeń. W Tychach-Czułowie, gdzie unoszący się w powietrzu smród bezustannie gnębił mieszkańców, przyjezdnych dziennikarzy powitano jak wybawców.
Pogoń za newsem
W „Dzienniku Zachodnim” słyszę, że telewizja rządzi się innymi prawami, bo musi zadbać o oglądalność. W TVN Marcin Wrona prowadził w latach 1998-2006 program „Pod napięciem”. Sylwester ma o nim swoją opinię: – To jest nierzetelne dziennikarstwo, a prowadzącemu zarzuca się stawianie ludzi pod murem przez najniższe metody dziennikarstwa.
W Radiu Lublin dziennikarze zastanawiali się, jak postąpić ze sprawą kobiety, która kupiła sok dla dziecka, a kapsel z butelki wybuchł i zranił niedoszłego konsumenta. Kobieta dostała odszkodowanie od producenta soku i zrezygnowała z publikacji materiału zebranego przez radio. W redakcji toczyła się akurat dyskusja na temat etyki dziennikarskiej. Zaproszony etyk, pracownik uniwersytetu, odradzał w tej sytuacji emisję nagrania.
Marek Piechniczek jest prezenterem Radia eM. Siedząc przed studyjnym mikrofonem mówi mi o dziennikarstwie kalkulowanym na pieniądze: – Czasopisma brukowe często uciekają się do podkolorowywania faktów dla zwiększenia sprzedaży. To jest pogoń za newsem. Czytelnik nie dowie się, jaki sprawa miała finał, ponieważ te gazety często nie doprowadzają tematów do końca, a problemy są nagłaśnianie tylko na chwilę, w momencie, w którym są najbardziej interesujące.
Sylwester: – Zawsze jest pokusa sensacji.
Monika: – Ludzie sami chcą coś nagłośnić. Show to obopólna korzyść, bo jednym się pomaga, a drugich ostrzega, ale nie należy przerysowywać. Wiem nie raz, że mój rozmówca to bydlę, ale nie mogę tego pokazać, ze względu na obiektywizm. Nie można patrzeć jednostkowo, trzeba mieć na uwadze słuchaczy. Jak to pogodzić, żeby było ciekawe? To nasza sprawa. Kiedy coś się dzieje, to zawsze jest atrakcyjnie.
Koleżanka Moniki dodaje: – Interwencje są atrakcyjne, bo bezpośrednio dotyczą pojedynczych osób, a pośrednio dużą grupę ludzi.
Specjaliści
Rozmawiam z dziennikarzami działu „Wasze Sprawy”. Do niewielkiego pokoju, w którym się znajdujemy, wchodzi mężczyzna w średnim wieku, z zarostem, skromnie ubrany. Zastanawia się, dlaczego nie dostaje renty. – Kiedy ostatnio zgłosił się pan po rentę? – pyta Anna Góra, jedna z czwórki pracujących w pokoju dziennikarzy. – Kilka miesięcy temu. – To sprawa jest prosta. W urzędzie myślą, że pan nie żyje. – Ale... – i dalej ciągnie się wyjaśnianie, doradzanie, rozwiewanie wątpliwości.
Ludzie ze swoimi problemami, wątpliwościami i pytaniami, zamiast iść do urzędów, dzwonić na infolinię lub szukać odpowiedzi w internecie, rozmawiają z dziennikarzami: – Dostaliśmy informację o strajku w hucie Łaziska – opowiada Monika. – Pojechałam tam zrobić materiał i poza mikrofonem mówiłam strajkującym, co mają robić. W tym przypadku trzeba było iść do właściciela, bo to on był winny. Teraz dzwonię tam co dwa dni i pytam co się dzieje.
Fakt, iż dziennikarze zajmują się wyłącznie określonymi tematami, prowadzą je od początku do końca, powoduje, że stają się kompetentni w danej materii. Stają się znawcami tematu i doradcami. – Nie jesteśmy zwykłymi dziennikarzami, jesteśmy dziennikarzami interwencyjnymi – zastrzega Anna.
Miara dobrego dziennikarstwa
Sylwester: – Interwencji dziennikarskich powinni podejmować się doświadczeni dziennikarze. Spotykają się przecież z biedą, nieszczęściem, cierpieniem. Ludzie płaczą im w twarz i oczekują pomocy.
Monika: – Uporanie się z interwencją przez dziennikarza nie może być miarą dobrego dziennikarstwa, bo to zależy od sprawy. Są „samograje”, czyli nagrany materiał, który „sam się dzieje”. Można zignorować problem, ale w większości się angażujemy i osobiście zajmujemy się nim do końca.
Marek: – Trudno powiedzieć czy przeprowadzenie interwencji jest miarą dziennikarstwa. Dziennikarz często reprezentuje pokrzywdzonych i trudno mówić o obiektywizmie, bo ci pozornie pokrzywdzeni ludzie mogą nie mieć racji, a jedynie chcieć załatwić prywatne sprawy. Trudno powiedzieć, czy interwencji powinien podejmować się tylko doświadczony dziennikarz.
Anna: – Można określić dziennikarza po tym, jak przeprowadza interwencje, ale często jedynym efektem jest to, że dla 5000 osób to będzie tylko przestroga, a tej jednej, poszkodowanej, się nie pomoże.
Monika: – Czasami nie da się nic zrobić, ale zawsze jednej na sto osób taka publikacja może pomóc. Mieliśmy przypadek kobiety, której córka wyszła z autobusu i przejechał ją samochód. Prawnie kierowca samochodu nie zawinił, bo kierowca autobusu już ruszył. W takich sytuacjach nie można przeskoczyć prawa. Dzisiaj pobito kobietę w ciąży. Co w takich sytuacjach zrobić? Chcemy pokazywać, że coś się zrobić da.
BK
1 maja 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz