27 kwietnia 2010

Rozmowa o modernizmie

Sztuka nowoczesna to nie chaos

"Suplement", nr 1/2008

Neomoderniści mówią: nie kwestionujmy sensu życia, żyjmy w takich warunkach, w jakich możemy i miejmy świadomość, że istnieje jeszcze wiele pięknych rzeczy, które możemy odkryć i prób, które warto podejmować – z historykiem sztuki i pracownikiem Uniwersytetu Śląskiego, dr Irmą Koziną rozmowa o sztuce współczesnej i planach przebudowy katowickiego dworca PKP.


Dr Irma Kozina

fot. Joanna Nowicka

Czy sztuka współczesna jest dla ludzi?


Jest tworzona przez ludzi i dla ludzi. Studenci niemal żądają ode mnie zajmowania się współczesnością. To jest coś, co im bardziej odpowiada i jest ich życiem.

Kant jako pierwszy udowodnił, że piękno i dobro nie muszą iść ze sobą w parze. „Artyści wyciągnęli z tego wnioski dla siebie – pisze Karol Estreicher w swojej »Historii sztuki w zarysie«. – Co było zabawą dadaistów i surrealistów w 1920 roku, w pięćdziesiąt lat później stało się groźnym społecznie ruchem otumanionej młodzieży, snującej się po drogach i miastach świata”. Jak wobec tego powinniśmy szukać piękna w sztuce współczesnej?

Karol Estreicher to nie jest literatura, na którą można się powołać. Piękno nie jest kategorią sztuki, tylko estetyki. Ostatnia teoria estetyczna powstała w XVIII w. Kiedy Francisco Goya namalował na ścianie swojego domu fresk przedstawiający Saturna pożerającego swoje dzieci, pojawiły się wątpliwości, czy można analizować to w kategoriach piękna. Wobec tego środkiem wyrazu jest również ekspresja. Historyk sztuki nie śledzi wyobrażeń piękna i brzydoty, ale sposób komunikowania się artystów z odbiorcami i wyraz artystyczny. Nawet jeśli dzieło sztuki jest obojętne pod względem ekspresji, to pozostaje przekazem pewnego status quo, sposobu myślenia o świecie, który uzewnętrznia się w dziełach sztoki. Jestem przeciwniczką posługiwania się osiemnastowiecznymi kategoriami piękna w odniesieniu do sztuki współczesnej, ale nie podważam ich istnienia, bo nie ma jednoznacznego pojęcia piękna i nie może być ono przyjmowane jako kryterium oceny wartości dzieła.

Jak w epoce postmodernizmu można odróżnić dzieło sztuki od kiczu? Ryszard Kapuściński pisze w swoich ostatnich "Lapidariach", że „sztuka współczesna rozpięta jest między klasycyzmem a skandalem”, a „jednym z niebezpieczeństw postmodernizmu jest to, że jest to raj dla beztalenci”.

Jeśli Ryszard Kapuściński krytykuje, to powinien określić punkt wyjścia. Postmodernizm został tutaj spłycony do zasady, którą sformułował Paul Feyerabend: anything goes – wszystko ujdzie, a tak nie jest. Trzeba by to rozwarstwić i zanalizować. Okaże się, że to, co jest dzisiaj, nie jest już postmodernizmem, a neomodernizmem.


Właśnie, neomodernizm – to chyba nowe określenie dla naszych czasów?

Trzeba wyjść od modernizmu. Był to nurt, w którym zakwestionowano przeszłość i poszukiwano remedium na to, co się wydarzy. W odniesieniu do sztuki modernizm cechuje się koncepcją ulepszenia świata i objawia się np. w architekturze, która dąży do wytworzenia mieszkania jako tzw. egzistenz minimum. Jest to nieco socjalistyczna idea, w której tworzy się najlepszą przyszłość dla człowieka, jaką można sobie wyobrazić w oparciu o najnowsze osiągnięcia techniki. Zakłada a priori, że istnieje elita, która buduje człowiekowi raj na ziemi. W tym ujęciu nawet wizja marksistowska jest modernistyczna. Analitycy zauważyli, że w latach 60. była ona tak samo realizowana w krajach kapitalistycznych, jak i socjalistycznych. Tylko nikt nie pytał, jak w tym wszystkim odnajduje się człowiek. Postmodernizm wydobył więc stwierdzenie, że nie ma stałego przepisu na życie. Zygmunt Bauman [socjolog i teoretyk postmodernizmu] zaangażował się po wojnie w socjalizm i chciał, aby młodym żyło się lepiej. U kresu życia stwierdził, że młodzi mają inną wizję przyszłości, nie można jej modernistycznie projektować i że lepsza jest postawa ad hoc, która jest reakcją na to, co zaistnieje.

W postmodernizmie, jeżeli nie można stworzyć tej wizji, to pozbawia się świat teleologii [pogląd, wg którego rozwój świata zmierza do jakiegoś celu]. Ta ekstremalna postawa każe myśleć o tym, co tu i teraz, a życie nie ma celu i sensu, kwestionuje religię i system etyczny. Postmodernizm powoduje niechęć do życia i wielu jego teoretyków popełniało samobójstwa.

I odpowiedzią na ten problem jest neomodernizm.


Tak, człowiek zareagował na to mechanizmem samoobrony: może wielkie perspektywy nie mają racji bytu, ale jest coś pięknego – życie jednego człowieka. Neomodernizm zwrócił się ku innemu projektowaniu – już nie będę budować wielkich wizji dla mas, ale małe wizje dla jednostek wraz z systemami teleologicznymi. Tolerancja dopuszcza wiele różnych systemów. Miałam studenta, który był satanistą i nie podejmowałam z nim dyskusji, ale sama opowiadam się za systemem, w którym nadrzędną wartością jest dobro.

Jest jeszcze druga strona neomodernizmu, która wiąże się z teorią chaosu. W wizji modernistycznej zakładano istnienie praw newtonowskich, które opierają się na idealnych modelach. Postmoderniści zauważyli, że takie modele nie istnieją. Ogromne znaczenie dla pojawienia się koncepcji neomodernistycznej miał wynalazek fraktali przez Benoita Mandelbrota. Pozwoliły one stwierdzić, że zasady istnieją, ale są tak skomplikowane, że umysł ludzki często nie jest ich w stanie pojąć. Neomoderniści mówią, że życie ma sens, ale nie podążajmy za mirażami, których nie jesteśmy w stanie zrozumieć i zrealizować, realizujmy się tu, gdzie możemy, nie kwestionujmy sensu życia, żyjmy w takich warunkach, w jakich możemy i miejmy świadomość, że istnieje jeszcze wiele pięknych rzeczy, które możemy odkryć i prób, które warto podejmować.

Wracając do poprzedniego pytania, jak można odróżnić dzieło sztuki od kiczu?

Wyczuwam u Kapuścińskiego, że on nie jest z pokolenia, które tworzy tę sztukę, nie rozumie jej i jest ona dla niego chaosem, bo on się do niej nie zbliża, żeby ją zrozumieć. Otwarty człowiek nie generalizuje, że wszystko jest złe, tylko traktuje z szacunkiem człowieka, który tę sztukę tworzy. Jeśli traktuje go z szacunkiem, to go wysłucha. Podziwiałam tę cechę w Janie Pawle II.

Porozmawiajmy jeszcze o architekturze Katowic, a konkretnie o budynku dworca PKP. Trwają rozmowy z inwestorami na temat jego przebudowy i najprawdopodobniej do 2012 roku na jego miejscu powstanie nowy obiekt. Słyszy się, że obecny budynek jest wstrętny, a jednak architekci i historycy sztuki stają murem w jego obronie, pani również, dlaczego?

Często pytam studentów o ich opinie o dworcu. Jedna studentka powiedziała mi, że dworzec jest brzydki, więc poprosiłam ją, żeby mi go narysowała. Pokazała mi prostokąt i powiedziała: „Jaki brzydki – taki prostokąt!”, a przecież dworzec tak nie wygląda! On się składa z szesnastu filarów, ale ona ich nie widziała, bo budynek jest zaniedbany. Ponadto ma bardzo skomplikowaną strukturę. Kiedy powstawał, pod spodem trwały wydobycia górnicze, a na zewnątrz miały jeździć pociągi i na takim trudnym terenie architekt robi rzecz niewiarygodną, stawia filar!

Czy jest już pewne, że dworzec zostanie zburzony?


Trwa badanie, na ile można zmanipulować opinię publiczną. Nikt nie jest zwiedzającym dworzec, tylko jego użytkownikiem, który kupuje bilet w kasie i ma do czynienia – jak mój znajomy – z niemiłą panienką w kasie, która nie mówi po angielsku. „Okropny dworzec!” – powiedział znajomy, ale on nie popatrzył na formę architektoniczną, bo nie miał czasu i zauważył tylko bród, bo on jest widoczny. Większość tych, którzy są przeciwko dworcowi, nie sprzeciwia się jego formie architektonicznej, tylko jego stanowi użytkowania. Gdyby go wyremontować, to na pewno byłby to piękny gmach. Tylko na przeszkodzie stoi rachunek ekonomiczny. Obliczono, że rocznie przez dworzec przechodzi 3 mln podróżnych korzystających z kolei, a oprócz tego codziennie przechodzą przez niego ludzie, którzy przemieszczają się z północy na południe miasta. To idealne miejsce dla supermarketu, bo ponad 3 mln osób zostawi tam grube pieniądze. Dworzec trzeba zburzyć, bo on nie nadaje się na supermarket. Jakiś ekonomista obliczył, że inwestycja zwróciłaby się w ciągu roku. Biznes to jest wielki kapitał i on nie ma problemu z kupieniem dziennikarza, który napisze, jak to społeczeństwo Katowic nienawidzi dworca i wszyscy, którzy to przeczytają, a mają w sobie negatywne emocje, zaraz to podchwycą i będą krzyczeć: „Precz z tym dworcem! Zniszczmy go!”. Nie zastanawiają się nad tym, że wystarczy remont. Czy ktoś zadaje pytanie, jaka forma ma stanąć na miejscu dworca? Nikt. I może tam powstać pudło z metaloplastiku i wszyscy będą zadowoleni, bo to pudło będzie czyste. Tylko, że to nie będzie forma wartościowa estetycznie i będzie stała w centrum miasta.

Czy jest jakaś nadzieja na ocalenie dworca?

To, co się teraz dzieje, należy sobie wyobrazić, jako ring bokserski gdzie jest biznesmen, który ma swoją ekonomiczną koncepcję i jest Kozina, która ma koncepcję wynikającą z wartości kulturowych. Społeczeństwo jest sędzią, który zadecyduje, za którą z nich się opowiedzieć.

Osoby w Warszawie, które zadecydują o przebudowie, wyjadą sobie do Malezji i będą oglądać wieżowce w Kuala Lumpur – im nie zależy na tym, żeby nowoczesne dzieła sztuki były w Polsce, a mnie na tym zależy. Żeby wyeksponować dworzec, wystarczy zaangażować kilku dobrych artystów i architektów, a katowiczanie będą mogli przed nim klęczeć. To nie jest problem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz