17 stycznia 2013

Konserwator, który uratował Giszowiec

"Śląsk", nr 1 (207)

Być może Adam Kudla zostałby zawodowym piłkarzem. Wybrał jednak konserwatorstwo. Dzięki jego inicjatywie uratowano część zabytkowej zabudowy katowickiej dzielnicy. I nie tylko. O jego dokonaniach i wspólnym życiu opowiada Irena Kudla, wdowa po zmarłym 31 sierpnia ubiegłego roku wojewódzkim konserwatorze zabytków w latach 1961-1983.


Adam Kudla z żoną Ireną (2011 r.)

fot. archiwum Ireny Kudli

Naprawdę nazywał się Kudła, ale w wyniku pomyłki w urzędzie, oficjalnie pozostał przy nazwisku Kudla, choć w materiałach pisanych przez niego do Wojewódzkiej Rady Narodowej w latach 70. i 80. widać wybite na maszynie podpisy z nazwiskiem rodziców.

Przez dwie dekady organizował prace i prowadził nadzór konserwatorski m.in. nad zamkiem w Ogrodzieńcu, pałacem w Sośnicowicach, zamkiem w Toszku, dworkiem w Dobieszowicach, pałacem i parkiem w Pszczynie, pałacem w Ogrodzieńcu oraz skansenem w Chorzowie.

Doczekał się uznania nie tylko w kraju. Znał dobrze język angielski i niemiecki, co pozwalało delegować go przez ministra kultury na zagraniczne konferencje konserwatorskie.

– Adam często wyjeżdżał, brał udział w sympozjach – mówi Irena Kudla.

Napisał szereg artykułów. Dotyczyły one m.in. parków w ówczesnym województwie katowickim, obiektów Wyżyny Krakowsko-Częstochowskiej, byłych budynków przemysłowych, ochrony i adaptacji zabytków dla celów rekreacyjnych.

Od 1973 roku Adam był też wykładowcą na Wydziale Architektury Politechniki Śląskiej w Gliwicach. Być może stało się to, jak mówi Irena Kudla, za pośrednictwem architekta prof. Franciszka Maurera, wykładowcy Politechniki. Adam pracował tam przez sześć lat.

W obronie Giszowca

W ramach swojej pracy konserwatorskiej zainteresował się kolonią Giszowiec. Osiedlem robotniczym koncernu Georg von Giesches Erben (Spadkobiercy Gieschego) zbudowanym w latach 1907-1910. Projekt wykonali architekci z Charlottenburga koło Belina – Georg i Jerzy Zillmannowie. Zaprojektowali oni dzielnicę mieszkaniową wzorując się na idei miasta-ogrodu, której twórcą był brytyjski urbanista Ebenezer Howard. Kolonia nosiła początkowo nazwę „Gieschewald” i służyć miała niemieckim górnikom, którzy jednak szybko opuścili Górny Śląsk. Robotnicze osiedle w gminie Janów, na leśnej parceli hrabiego Tiele-Wincklera, polecił zbudować naczelny dyrektor spółki Anthon Uthemann.

W 1964 roku w pobliżu osiedla rozpoczęła wydobycie węgla kopalnia Staszic. Aby zakwaterować pracujących w niej górników, w 1969 roku ówczesne władze podjęły decyzje o wyburzeniu zabytkowej części Giszowca. Sekretarzem KW PZPR był wtedy Zdzisław Grudzień. Na wyburzonym obszarze miały powstać liczące 10-11 pięter bloki osiedla Staszica.

„Ambicje odgrywania awangardy nowoczesności – pisze Elżbieta Kaszuba w Historii Śląska z 2002 roku – przywodziło aparatczyków Grudnia do decyzji i działań skandalicznych, powodujących nieodwracalne szkody. Przykładów dostarczał barbarzyński stosunek do śląskich zabytków kultury materialnej. Na wyburzenie skazywane bywały historyczne obiekty z przełomu wieków XIX/XX, z lekceważeniem fachowej ekspertyzy. Szopienicki Giszowiec [zanim w 1960 roku stał się dzielnicą Katowic, w latach 1951-1960 należał do powiatu Szopienice], już wówczas architektoniczna rzadkość w kategorii zabytków osiedlowego budownictwa robotniczego, w Polsce porównywany z Witominem wzniesionym w okresie międzywojennym dla zasłużonych budowniczych Gdyni, w dwóch trzecich zrównany został z ziemią (wyburzenia przerwały wypadki 1980 r.). Zalesiony azyl w środku zadymionego górniczego miasta, z ogrodami wokół domków ostatnio zamieszkałych przez Ślązaków emerytów z kopalni Wieczorek, jako kapitalistyczny relikt poświęcono wraz z nazwą na rzecz betonowego nowoczesnego osiedla mieszkaniowego”.

Wyburzanie osiedla stało się tematem filmu Kazimierza Kutza „Paciorki jednego różańca” (1979). Obraz opowiada historię mieszkających w jednorodzinnym domku Habryków, którzy nie chcą opuścić swojej ojcowizny.

Działania władz przerwano po interwencji Adama Kudli w Ministerstwie Kultury i jego decyzji z 1978 roku, jako wojewódzkiego konserwatora zabytków. Układ urbanistyczno-przestrzenny Giszowca wpisany został do rejestru zabytków ówczesnego województwa katowickiego. Znalazł się tam fragment osiedla – rynek, szkoła, dawny budynek administracyjny, dawne nadleśnictwo, park centralny, dawna gospoda, budynek łaźni, pralni, magla, dawny zespół domów noclegowych, poczta oraz osiem kwartałów zabudowy mieszkaniowej.

Władze zdążyły jednak wyburzyć 2/3 zabytkowej zabudowy.

Za objęcie ochroną konserwatorską starego Giszowca Adama spotkała polityczna kara.

Ale udało się. Część zachowano. Przypomniano sobie o „Mieście Ogrodów”, kiedy Katowice starały się o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016.


Szkoła

W czasie II wojny światowej Adam i Irena chodzili do szkoły. Oboje mieszkali w Mysłowicach, znali się jednak tylko z widzenia. On, 5 lat starszy, w 1942 roku rozpoczął naukę w niemieckiej szkole średniej Fridericus Rex Oberschule. Zainteresował się piłką nożną, grał w drużynie kolejowej. Ona, z domu Ścigała, chodziła wtedy do szkoły powszechnej. Członkowie jej rodziny zapisali się na kartach historii. Jej krewnym był ks. Franciszek Ścigała, zmarły w 1940 roku w łagrze Mauthausen proboszcz parafii w Katowicach-Bogucicach. Zdjęcie księdza widnieje dzisiaj na ścianie mieszkania pani Ireny. Jego nazwiskiem nazwana została jedna z bogucickich ulic.

W 1950 roku Adam zdał maturę w mysłowickim Liceum im. Tadeusza Kościuszki. W tym samym roku Irena starała się o przyjęcie do liceum. – Mój ojciec miał prywatną inicjatywę, nie dostałam się – mówi. – Tam wtedy przesiewali. Poza tym pytali o dom. Mieliśmy wtedy dwa domy. To zaważyło. Chciałam jeszcze rozpocząć naukę w Szopienicach. Oczywiście były miejsca, ale znowu po wywiadzie mnie nie przyjęli. Zostałam przyjęta do Państwowego Technikum Administracyjno-Gospodarczego w Mysłowicach.

W rok później spotkali się w pociągu. Odwiedzali swojego wspólnego znajomego w szpitalu w Katowicach. Tak zaczęła się ich znajomość.

Studia

– Nie będziemy cię wiecznie utrzymywać! – mówili rodzice Adama. Ojciec Roman pracował na kolei. Mama Rozalia była krawcową. Był ich jedynym dzieckiem. Nie zgadzali się, żeby studiował anglistykę czy germanistykę. Nie chcieli mieć nauczyciela w rodzinie. Dla nich to nie był konkretny zawód.

– Adam zaprosił mnie na spotkanie w kawiarni, później pojechaliśmy do Planetarium do Chorzowa, byłam tam po raz pierwszy życiu.

Był już 1955 rok. Dwa lata wcześniej Irena zdała maturę. – Dostałam nakaz pracy na kopalni w Zabrzu. Szkoła podlegała Ministerstwu Górnictwa. Dostawaliśmy tam stypendium, dosyć wysokie, i trzeba to było odpracować po jakimś czasie. Udało mi się zamieszkać w Zabrzu, ale po pół roku przeniosłam się do Mysłowic i pracowałam jako planista w PSS „Społem”.

W tym samym roku Adam skończył studia i rozpoczął pracę w bydgoskim Miastoprojeckie. Irena spotkała go ponownie pod koniec 1957 roku, po jego powrocie do Mysłowic. Przypadkowo, na ulicy. Ich znajomość się odnowiła.

Opowiadał o studiach, o tym, jak startował najpierw na prawo, później na Akademię Wychowania Fizycznego. Ponieważ został przyjęty na obu uczelniach, w efekcie studiował na pięciu wydziałach. Dużo mówił o problemach mieszkaniowych. W końcu przyjaciel namówił go na konserwatorstwo i zabytkoznawstwo na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu. Jak się okazało, był to trafny wybór. Nie tylko samą nauką się fascynował, dzięki grze w piłkę nożną w klubie sportowym Pomorzanin Toruń miał co jeść.

Konserwator

Po powrocie do rodzinnego miasta rozpoczął pracę jako asystent w Dziale Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Katowicach.

Pobrali się w 1959 roku. Irena nadal pracowała w PSS „Społem”. Adam od roku był zastępcą wojewódzkiego konserwatora zabytków. Pracował na tym stanowisku przez trzy lata, po czym awansował.

W 1963 roku, po przyjściu na świat jedynego ich dziecka, Tomasza, Irena przerwała pracę. Do lat 80. pracowała jedynie przez dwa lata jako kalkulator w Rzemieślniczej Spółdzielni „Metal” w Katowicach.

Muzeum Pożarnictwa

We wrześniu 1982 roku w Muzeum Pożarnictwa w Mysłowicach otwarto Dział Historii Miasta. – Wspólnie z mężem pomagaliśmy dyrektorowi w jego organizowaniu – mówi pani Irena. Dyrektorem muzeum był wtedy Henryk Chruzik. Dział powstał w miejskiej „Przewiązce”, nadziemnym przejściu dawnego biura emigracyjnego Maksa Weichmanna.

– Jakieś zbiory już były. Mieliśmy zwłaszcza dużo starych fotografii, zbieraczem był nawet mój kolega szkolny Zbigniew Górecki, wielki miłośnik Mysłowic, który miał bardzo bogatą kolekcję starych widokówek. Natomiast nie wiem skąd pochodziły sztandary, urządzenia, zabytkowe monety. Wiele dodali członkowie Towarzystwa Miłośników Mysłowic. Pracowałam tam jako przewodnik. Musiałam poznać dokładnie historię Mysłowic. Musiałam włożyć w to dużo pracy, wiele czytać.

Adam nie był pracownikiem muzeum. – Pomagał, żeby mnie wprowadzić – mówi Irena Kudla – należał do Towarzystwa Miłośników Muzeum Pożarnictwa. Zachowały się jego podziękowania dla Towarzystwa za znaczne przyczynienie się do powstania muzeum. Dyrektorowi pomagały w muzeum znane osoby, m.in. prof. Alfred Sulik.

Zemsta Grudnia

Tymczasem, jak podaje historyk prof. A. Sulik, przyjaciel Adama, za objęcie ochroną konserwatorską starego Giszowca, mściwy I sekretarz KW PZPR Zdzisław Grudzień wydał decyzję zawieszenia Adama Kudli w czynnościach konserwatorskich na dwa lata. Jak mówi pani Irena – Adam był rozgoryczony, nie mógł podpisywać żadnych dokumentów.

W 1983 roku został dyrektorem Górnośląskiego Parku Etnograficznego w Chorzowie (otwartego w 1975 roku). – Zapoczątkował budowę „chorzowskiego skansenu”, był jego fundatorem – mówi Irena Kudla.

Po roku z Muzeum Pożarnictwa odeszła sekretarka. – Pisałam dobrze na maszynie, wobec tego przeniesiono mnie i pracowałam tam jako kierownik kancelarii – mówi – a po skończeniu kursu archiwisty założyłam archiwum i byłam jego kierownikiem.

– Bardzo aktywny był mój dyrektor, płk Henryk Chruzik – mówi Irena Kudla. – Często miał kontakt z komendą główną, organizował m.in. spotkania z pożarnikami z całej Polski, byli to przeważnie pułkownicy pożarnictwa. Często musieliśmy brać udział w przygotowaniach tych spotkań, zazwyczaj towarzyszył im poczęstunek. Pamiętam przemarsz pochodu pierwszomajowego przez teren muzeum. Było o tym głośno, przewinęło się tam wówczas bardzo dużo ludzi.

Adam Kudla, choć nie był pracownikiem muzeum, nadal brał udział w jego pracach. Jednocześnie jako dyrektor skansenu sprowadzał do Chorzowa nowe obiekty, szukał spichlerzy, domów na terenie Śląska. Za jego czasów sprowadzona została tam chata ostatniego sołtysa Katowic.

Dyrektorem skansenu był do 1991 roku. Wtedy przeszedł na emeryturę. Irena pracowała w Muzeum Pożarnictwa 14 lat, do przejścia na emeryturę w 1996 roku. – Akurat, kiedy skończyłam 60 lat. Był tam już wtedy inny dyrektor. Prowadziłam jeszcze akta personalne, a jak trzeba było, w ramach dyżuru, oprowadzałam po muzeum.

Za swoją pracę Adam Kudla otrzymał wiele nagród. Został odznaczony m.in. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

– Miał duże problemy ze zdrowiem, co chwilę chorował. Ale posiadał ogromną wolę życia. Nawet wtedy, kiedy był już w hospicjum. Miał swoje wady, jak każdy. Ale jako towarzysz życia był wspaniały, zrównoważony. Prowadził mnie.

We wspomnieniu pracownicy Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Katowicach napisali: „Był osobą ogromnie zasłużoną dla ochrony dziedzictwa kulturowego regionu i nie sposób w kilku słowach wymienić jego choćby tylko najważniejsze dokonania”.

Ryszard Ścigała, bratanek pani Ireny i prezydent Tarnowa, mówił podczas pogrzebu: – Nie ma w województwie zabytku, którego Adam by nie dotknął.

Tego dnia przypomniała o sobie pomyłka z urzędu. Na klepsydrze widniały dwa nazwiska: Kudla i Kudła.

BK

7 komentarzy:

  1. Ciekawy człowiek. Szkoda że dowiaduję się o nim dopiero po jego śmierci.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że pisze się o takich ludziach. gratuluję tematu. A swoją drogą, gdzie można kupić "Śląsk"? bo w kioskach nie widzę...

    OdpowiedzUsuń
  3. "Śląsk" powinien być w kioskach na terenie Śląska.

    BK

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz naprawdę świetnego bloga :)
    Mam do Ciebie ogromną prośbę, może proszę o zbyt wiele, ale to bardzo ważne.
    Wymyśliłam pewną akcję na moim blogu, tak właściwie cały ten blog to już jedna wielka akcja!
    Jeśli zechcesz mi pomóc, albo przynajmniej się przyłączyć - obserwując, będę Ci niezmiernie wdzięczna. Wszystko jest napisane w najnowszej notce.
    Mogę zmienić świat tylko z tobą :)
    f-me-i-am-famous.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja znałem pana Adama osobiście, bo to kuzyn mojego śp. dziadka. Szalenie mądry, a jednocześnie skromny i sympatyczny człowiek .

    OdpowiedzUsuń
  6. Bywałem u państwa Kudłów, bo pan Adam był kuzynem mego dziadka. Bardzo sympatyczni ludzie , a jednocześnie wielka kultura i erudycja.

    OdpowiedzUsuń