fot. KM
Zbigniew Kot:
– Lubię malować i nie uważam się ani za grafficiarza, ani za streetartowca. Biorę puszkę w sprayu czy farbę emulsyjną i maluję.
– Lubię malować i nie uważam się ani za grafficiarza, ani za streetartowca. Biorę puszkę w sprayu czy farbę emulsyjną i maluję.
Zaczęło się od
lekcji plastyki. Był 1996 r. Podobało mi się rysowanie. Poznałem
kolegę, powiedział mi, że jego brat maluje i że jest coś
takiego, jak spraye. To było w szóstej klasie podstawówki.
Zakupiliśmy pierwsze spraye, mazaki. Pobazgraliśmy osiedle, potem
myłem połowę klatek schodowych. Tata zlał mi tyłek pasem, ale
było warto.
Nie wyobrażam
sobie nie malować. To całe moje życie. Jeśli nie maluję ściany,
a siedzę z dziewczyną w domu, to maluję na kartce albo maluję jej
ubrania. Na szczęście jest bardzo wyrozumiała.
Szwedzki:
– Graffiti i street art w moim przypadku to podobna technika, bo maluję, rzadziej wlepiam czy robię szablony lub plakaty, co jest domeną street artu. Maluję postacie, które ingerują w przestrzeń miejską i ludzi, więc uważam się bardziej za streetartowca, ale nazwa nie ma dla mnie większego znaczenia.
– Graffiti i street art w moim przypadku to podobna technika, bo maluję, rzadziej wlepiam czy robię szablony lub plakaty, co jest domeną street artu. Maluję postacie, które ingerują w przestrzeń miejską i ludzi, więc uważam się bardziej za streetartowca, ale nazwa nie ma dla mnie większego znaczenia.
Stworzyłem postać
Szwedzkiego i utożsamiam się z nią. Tekstami w dymkach lubię
ingerować w to, co dzieje się dookoła, do ludzi zwracać się
bezpośrednio albo opisywać miejsce, w którym się pojawiam, jako
postać.
Moje pierwsze
przygody zaczęły się od malowania liter. Było to w latach
2000-2003. Zacząłem kultywować to na własną rękę i w kręgu
znajomych. Nie obserwowałem sceny. Później zacząłem widzieć
ludzi z zagranicy i wtedy zainteresowałem się formą street artu, w
której tworzy się postać i powiela.
Czy któregoś
Szweda pamiętam albo lubię najbardziej? Kilka lat temu malowaliśmy
w Chorzowie. Był o tyle fajny, że miał dobre parę metrów
wysokości, ale nie uważam go za najlepszego. Po prostu był wysoki.
Korzystałem wtedy z trzech albo czterech stopni rusztowania. Mam
problem ze sklasyfikowaniem tego, który jest najlepszy, bo wszystkie
lubię. Bardzo podoba mi się Szwed koło Silesii City Center – z
napisem „Lubię często Fresco z Tesco”, bo sam lubię często
Fresco z Tesco. Samo życie.
BK
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz