27 stycznia 2012

Pablopavo z mocnym bitem

www.suplement.us.edu.pl, styczeń 2012

– To muzyka „up the time”, jak to się ładnie mówi na Jamajce – o nagranej wspólnie z Praczasem płycie „Głodne kawałki” mówi Pablopavo. W Vavamuffin wokalista wykonuje reggae, raggamuffin i dancehall. Od czasu pierwszej solowej płyty „Telehon” zachwyca nie tylko krytyków. Paweł Sołtys poczuł głód mocnego bitu.


Pablopavo podczas koncertu Vavamuffin 21 stycznia w sosnowieckim MKD Kazimierz

fot. KM

W grudniu ukazała się płyta, którą nagrałeś wspólnie z Praczasem. Album zbiera dobre recenzje. Jak wyglądała praca nad krążkiem?

Specyficznie. Nie siedzieliśmy razem. Praczas przygotowywał szkielety muzyczne, ja pisałem do nich teksty i w drugim studiu z realizatorem nagrywałem wokale. Później wróciliśmy do Praczasa i dogrywaliśmy żywe instrumenty. Jest ich sporo – etniczne, sekcja dęta. Nadawaliśmy kawałkom ostateczny kształt.

Mówiłeś, że chciałeś zrobić coś lekko popieprzonego, z mocnym bitem, a żona była przerażona tym, co przynosiłeś do domu. Czym płyta różni się od tego, co do tej pory zrobiłeś?

To nowoczesna muzyka. „Up the time”, jak to ładnie się mówi na Jamajce. Nie jest to płyta pop. Większość utworów nie nadaje się do puszczania w radiach komercyjnych. Jest na niej szybko i gęsto. Z każdego utworu można zrobić kilka innych. Zmienia się tempo i tonacja. Teksty i wokale trzeba było zrobić tak, żeby współgrały. Nie ma tam klasycznych układów zwrotka-refren, w tej samej tonacji, które można nagrać w 5 minut. Dużo kombinowania.

Od marca będziemy to promować na koncertach. Przygotowujemy się na próbach. Materiał jest trudny. Będziemy grać w czteroosobowym składzie: Praczas, ja, Radek Polakowski na wielu instrumentach i perkusista Mysza. Jeden koncert na pewno zagramy na Śląsku, może więcej.

W solowej twórczości często nawiązujesz do Warszawy.

Mam nadzieję, że przy ostatniej płycie uciekłem od tego, bo zrobiła się z tego szufladka. To niebezpieczne dla artysty. Warszawa jest dla mnie ważna i kocham to miasto. Gdybym urodził się w Poznaniu i mieszkał tam całe życie, prawdopodobnie pisałbym o Poznaniu, jeśli w Sosnowcu, to o Sosnowcu. Pisze się o tym, co się zna. Łatwiej mi umiejscowić akcję piosenki na warszawskim Grochowie niż na sosnowieckim Kazimierzu, bo go nie znam na tyle. Nie wiem, gdzie się chodzi na piwko, nie wiem, gdzie się spotykają dziewczyny. Poza tym, jestem fanem ludowej muzyki warszawskiej, miejskiej, która istnieje od stu parudziesięciu lat. Słychać u mnie nawiązania do tych piosenek. Dwie płyty, które nagrałem z zespołem Ludziki, były bardzo warszawskie. Druga mniej. Płyta z Praczasem jest warszawska już mało, ale nie ucieknę od tego. Tam się urodziłem, tam mieszkam i tam mam zamiar umrzeć.

Na 2012 rok planowane są reedycje płyt Vavamuffin. Coś jeszcze?

Zaczynamy już robić nowe piosenki. Za niedługo pojawią się na koncertach. Nie wiem, czy płyta pojawi się w tym roku. Nagrywanie Vavamuffin to duża praca. Jest nas ośmiu. Musimy się zgrać.

W styczniu rusza cykl koncertów Trzy Niezwykłe Spotkania. Bierzesz w nich udział. Co to takiego?

Na pierwszym koncercie gra zespół R.U.T.A. z zespołem Paprika Korps. My, jako Pablopavo i Ludziki, będziemy grali z zespołem Świetliki. To nie będą koncerty, na których jedna kapela gra swój materiał, druga swój, dziękuję, do widzenia. Pomiędzy dwoma zespołami ma nastąpić interakcja. Świetliki wykonają dwie nasze piosenki, my wykonamy dwie ich piosenki, nasz akordeonista zagra z nimi, ich altowiolistka zagra z nami. Ze spotkania ma powstać nowa jakość. Cieszę się, bo Świetliki to dla mnie ważny zespół. Prawdopodobnie będziemy to rejestrować. Nie wykluczam, chociaż nie obiecuję, że będzie z tego wydawnictwo.

Twoje płyty zbierają dobre recenzje, ale twoje solowe koncerty nie zawsze cieszą się dużą popularnością. To zniechęcające?

Gram z zespołem Vavamuffin, który jest dosyć popularny. Zdarza mu się grać na ogromnych imprezach. W Warszawie nie narzekam. Tam przychodzi 500-600 osób. Muzyka, którą robię jako Pablopavo i Ludziki, jest trudniejsza. To nie jest muzyka z list przebojów. Mniej taneczna i energetyczna niż Vavamuffin. Lubię to, co robię i fajnie jest, kiedy na sali jest 400 osób, ale kiedy jest 50 i koncert jest dobry, to nie ma to dla mnie większego znaczenia. Dopiero później martwię się z żoną przy rachunkach. Pablopavo i Ludziki nigdy nie będą popularni tak, jak Vavamuffin. W ciągu półtora roku będzie nowa płyta z Ludzikami. Nie poddajemy się. Gramy dalej.

Gdybyś dostał propozycję zostania jurorem w programie typu „Mam talent”, zastanowiłbyś się?

Nie widzę się w tym. Nie wyobrażam sobie, że wychodzi facet czy dziewczyna, śpiewa piosenkę, następnie stoi jak idiota, a tu siedzą jacyś ludzie, którzy z niewiadomych powodów mają mu powiedzieć, czy jest fajny czy nie. Muzyka, to nie wyścigi. W Polsce wszystko się do tego sprowadziło. Musisz wygrać program i nie da się inaczej promować muzyki. Zupełnie mi się to nie podoba. Nie oglądam tych programów. Obejrzałem dwa-trzy odcinki i czułem się zażenowany, nie obrażając tych, którzy tam występują czy tych, którzy są w jury. To może są i będą fantastyczni artyści, ale nie odpowiada mi formuła. Wyznacznikiem powinna być publiczność. Idziesz, grasz koncert i albo to się ludziom podoba, albo nie. Na pewno bym odmówił, ale gdyby się okazało, że moja żona jest chora i potrzebuję pieniędzy, zgodziłbym się. Są rzeczy ważniejsze od dumy i tego, co o sobie myślisz.

BK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz