13 marca 2013

„Suplement” ma 10 lat! Redaktorzy o piśmie

"Suplement", nr 1/2013

– Powstał na kartce papieru podczas ćwiczeń, chyba łaciny, na trzecim roku moich studiów historycznych – mówi Maciej Leśnik, pierwszy redaktor naczelny (2003-2005). – Robiliśmy wywiady z prostytutkami, ganiliśmy leniwych wykładowców, recenzowaliśmy posiłki na stołówce. Czasami dostawaliśmy za to po głowie, ale wiele osób ceniło nas za dziennikarski ząb. Zajęliśmy miejsce w pierwszej dziesiątce najlepszych magazynów studenckich w kraju.


Jubileuszowy numer

okładka: Kamil Walczak

Maciej mówi o początkach pisma: – Wspólnie z Robertem Lipką, kolegą z roku, pomyśleliśmy, że uniwersytet powinien mieć magazyn studencki, tworzony przez studentów i dla studentów. Ponieważ były to ćwiczenia, na których nie wolno gadać, swoje przemyślenia zapisywaliśmy na rzeczonej kartce. Po zakończeniu zajęć kartkę schowaliśmy, śmiejąc się, że jak już nasz wymyślony właśnie magazyn będzie świętował dziesięciolecie, to będzie niezła pamiątka. Dwa dni później kartka zginęła.

„Suplement” zadebiutował w druku w styczniu 2003 r. Po kilku miesiącach pojawiła się też jego strona internetowa. Za kadencji Macieja pismo wychodziło w nakładzie 5 tys. egzemplarzy.

Pierwszy i kolejne numery powstawały w pokoju, w którym redaktor naczelny mieszkał w domu studenckim nr 1 w Katowicach-Ligocie. Koledzy chcieli tworzyć prawdziwy, solidny magazyn. Mieli kolegia redakcyjne, planowali numery, szukali tematów. – Wokół „Suplementu” bardzo szybko zaczęła się gromadzić grupa dziennikarskich zapaleńców – mówi Maciej. – Wiele z tych osób spotkałem potem i nadal spotykam w pracy zawodowej. Poza tym walczyliśmy o pomieszczenie dla redakcji. Po około pół roku się udało i dostaliśmy pokój w budynku obecnie już byłej stołówki studenckiej obok Wydziału Prawa. Trzeba było się też nieźle napocić, żeby dostać pieniądze na działalność. Ale dzięki uprzejmości i wsparciu samorządu studenckiego, rektora i innych jakoś się udawało.

– Pismo było czymś ważnym – mówi. – W przeciwieństwie do większości ówczesnych magazynów studenckich „Suplement” nie był magazynem złożonym z felietonów o muzyce, filmie czy innych przemyśleń młodego autora, który chciał je przekazać światu. Wzorowaliśmy się na tygodnikach opinii.

W trakcie studiów Maciej został współpracownikiem „Dziennika Zachodniego”, potem był reporterem i wydawcą "Aktualności" TVP Katowice. W 2008 r. zaproponowano mu stanowisko zastępcy szefa redakcji informacyjnej w nowo powstającej telewizji TVS. Od 2010 r. prowadzi agencję reklamową Formind. – Pismo było fundamentem całej mojej przyszłej drogi zawodowej, ale i osobistej. To właśnie w „Suplemencie” poznałem kobietę mojego życia – mówi. – Doświadczenie wyniesione z tych czasów procentowało potem wiele razy. Działalność studencka, czy to w kołach naukowych, magazynach, samorządach, to doskonała podbudówka przed startem w dorosłe życie zawodowe. Taka działalność jest dla studenta niemal równie ważna, jak zdawanie kolejnych trudnych egzaminów podczas sesji.

Szlifowanie warsztatu

W 2005 r. Maciej przekazał redakcję Marcinowi Badorze, studentowi politologii na specjalności dziennikarskiej. Pierwszy zredagowany przez niego numer wydany został w maju 2005 r., a ostatni w czerwcu 2006 r.

Raz w miesiącu zespół spotykał się w redakcji, która mieściła się wówczas na Wydziale Fizyki. Przychodziło kilkanaście osób, ale skład nie był stały. Zawsze pojawiał się ktoś nowy, inni znikali. Najważniejszym zadaniem kolegium było zaplanowanie najbliższego numeru. – Przynosiłem szablon przedstawiający każdą z dwudziestu stron i wypełniałem go propozycjami tekstów – mówi Marcin.

Głównym punktem numeru był raport. W założeniu miał zajmować trzy strony i dać motyw okładki. To zawsze miał być nośny temat, który weźmie na siebie ciężar całego numeru. Zadanie sporządzenia go dostawały co najmniej dwie osoby spośród bardziej doświadczonych i zaufanych. – Raz zdarzyło się, że wyznaczone osoby zawiodły i to była sytuacja prawdziwie kryzysowa. Zazwyczaj jednak współpracownicy wywiązywali się z pracy bardzo profesjonalnie, mimo że nie mogli liczyć na nic oprócz satysfakcji. To była najłatwiejsza część przygotowywania pisma. Na tym przynajmniej się znałem, dzięki doświadczeniom ze współpracy z „Dziennikiem Zachodnim” – wspomina Marcin.

Trudności pojawiały się od strony technicznej. – Nie mieliśmy nikogo od składu DTP. Musiałem robić to sam, choć zupełnie się na tym nie znałem – mówi. – Współpraca z naświetlarnią i drukarnią to była męka. Przez pierwsze numery uczyłem się, jak dobrze przygotować dla nich pliki. Zaczynałem z wiedzą na poziomie zero. Z czasem się poprawiało, ale zawsze wyskakiwały nowe problemy. Najgorzej, kiedy wychodziły dopiero po wydrukowaniu. To przykre zobaczyć jakąś wadę psującą efekt całości, kiedy już nic nie da się z tym zrobić.

Problemem było też oprogramowanie. – Nie stać nas było na profesjonalne i to było, niestety, widać – mówi. – Często brakowało dobrych zdjęć. Wtedy aparaty cyfrowe nie były jeszcze powszechne. Mieliśmy jeden redakcyjny, ale trudno było nim zrobić dobre, wyraźne zdjęcie. Współpracowali z nami ludzie amatorsko zajmujący się fotografią, ale oni nie byli w stanie dotrzeć wszędzie tam, gdzie nasi reporterzy. To nawet w profesjonalnej redakcji jest trudne.

Marcin wspomina, że dla redakcji najgorsze było jednak zdobywanie pieniędzy. – To, na szczęście, nie było moje zadanie – mówi. – Spoczywało na Filipie Koprowskim i każdy kolejny wydany numer był jego wielkim sukcesem. Załatwiał kasę z uczelni, reklamy, kontaktował się z samorządem. Gdyby nie on, nie byłoby wtedy „Suplementu”.

W ciągu roku wydanych zostało dziewięć numerów. Redakcja dążyła do nakładu 3 tys. egzemplarzy, co ze względu na wysokie koszty druku było trudno osiągalne. Taka liczba była jednak potrzebna, by szczodrze obdzielić wszystkie wydziały.

Marcin cieszy się, że udało się płynnie przekazać „Suplement” następcom. – Dostali przy tym techniczne know-how, dzięki czemu mogli przeznaczyć energię na rozwijanie pisma, a nie na dorównywanie poprzednikom. Aż do końca studiów zachowałem kontakt z redakcją i czułem dużą satysfakcję z efektów ich pracy – mówi.

Były redaktor naczelny jest obecnie urzędnikiem. Magazyn dał mu jednak dużo. – Na pewno bardzo pomógł w szlifowaniu warsztatu – mówi. – Uniwersytet to nie jest szkoła zawodowa i nie mógł nauczyć dziennikarstwa. Od tego były praktyki w profesjonalnych redakcjach i działalność w „Suplemencie”. Magazyn studencki w tej parze wcale nie był mniej istotny. Adeptowi zawodu, który chciał pisać rzeczy ważne, dawał taką możliwość od razu. Autorzy sami byli dla siebie jedynym ograniczeniem. W profesjonalnych gazetach zaczyna się od pisania o tematach chodnikowych, a w „Suplemencie” można było brać się za dziennikarstwo śledcze, robić wywiady z czołowymi artystami i politykami. Można by długo mówić o tym, jak dużo daje takie doświadczenie. Wspominam ten czas jako bardzo intensywny. To była ciężka praca, właściwie wolontariat, bez limitu czasu. Przy okazji stresująca, bo nad każdym numerem pracowało sporo osób i odpowiadałem przed nimi za efekt.

Reportaż pełną gębą

Od 2006 do 2007 r. pismo prowadziła Katarzyna Wylon, studentka socjologii reklamy i komunikacji społecznej na Wydziale Nauk Społecznych.

Raz w miesiącu redakcja nadal starała się spotykać na kolegiach, by ustalić tematy do kolejnego numeru. Reszta współpracy odbywała się przez internet. Redakcję tworzyła grupa studentów różnych kierunków. Przeważali studenci z WNS, ale nie brakowało ludzi z fizyki, biologii, kulturoznawstwa czy polonistyki. Każdy miał tematy, o których chętnie pisał.

– Staraliśmy się, by „Suplement” był atrakcyjny dla każdego – mówi Katarzyna – dlatego zamieszczaliśmy zarówno newsy z życia uczelni, jak i tematy bardziej rozrywkowe, jak relacje z imprez, koncertów, tego co się działo w mieście. Najwięcej miejsca zajmował temat numeru: reportaż pełną gębą.

Problemem były nadal pieniądze. – Roczne dofinansowanie z uczelni nie wystarczało na druk chociażby jednego numeru, a bardzo nie chcieliśmy, żeby „Suplement” był obecny tylko w sieci – mówi. – Ówczesny nakład oscylował w okolicach 1-1,5 tys. egzemplarzy, które znikały po pierwszej przerwie. Zainteresowanie studentów było spore, ale my niestety nie mieliśmy pieniędzy na zwiększenie nakładu. Wszyscy pracowaliśmy w ramach wolontariatu, nawet składaliśmy magazyn własnymi siłami. Marcin Badora wciąż był naszym DTP-owcem.

Brak funduszy na druk zmusił redakcję do pozyskiwania reklamodawców, dlatego pojawiała się wszędzie tam, gdzie były firmy zainteresowane studentami, jako grupą docelową swoich produktów czy usług. Udawało się, ale kosztowało to sporo wysiłku. – Przy takich problemach finansowych wydanie każdego numeru było dla nas nie lada wydarzeniem – mówi Katarzyna.

– Do tworzenia „Suplementu” udało nam się zachęcić kadrę naukową. W każdym numerze publikowaliśmy felieton innego wykładowcy. Dzięki temu chcieliśmy pokazać, że pismo nie jest miejscem zamkniętym i tylko dla studentów. Wiedzieliśmy, że czyta nas kadra dydaktyczna, panie w dziekanacie i inni pracownicy. To sprawiało, że do realizacji każdego numeru podchodziliśmy bardzo serio – dodaje.

Po zakończeniu studiów Katarzyna zawodowo związała się z public relations i marketingiem. Obecnie jest dyrektorem oddziału Centrum Rozrywki Fantasy Park w Rudzie Śląskiej. – „Suplement”, w ogóle studia na WNS, to był genialny czas – mówi. – Byliśmy pełni entuzjazmu, chęci i zapału. Chcieliśmy robić coś ważnego, co dawało nam satysfakcję, a innym przynosiło radość. Mocno działaliśmy w kołach naukowych, organizowaliśmy konferencje, szkolenia, tworzyliśmy magazyn, a po godzinach spotykaliśmy się w klubie Kwadraty m.in. na zlotach nieoficjalnego forum studentów WNS, które, jak wiem, prężnie działa do tej pory.

– „Suplement” był dla mnie miejscem, gdzie zobaczyłam, jak wygląda praca w redakcji, mimo że nigdy nie studiowałam dziennikarstwa – mówi. – Był też pierwszym miejscem, gdzie zarządzałam pracą innych ludzi. To było fantastyczne doświadczenie, które wspominam z sentymentem i bardzo się cieszę, że magazyn przetrwał 10 lat.

O was i dla was

Czerwcowy numer w 2007 r. prowadziła już nowa redaktor naczelna Małgorzata Krupa, studentka Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych i członek Międzywydziałowego Stowarzyszenia Dziennikarzy „Mosty”.

W roku akademickim 2006/2007 ukazało się pięć numerów pisma. Do stycznia 2008 r. nowa redaktor wydała prowadzone przez siebie trzy numery. Nakład pisma wynosił wtedy ok. 1,5-3 tys. egzemplarzy.

„Gazeta, którą trzymacie w rękach, jest pierwszym dzieckiem przemian pokoleniowych w zespole redakcyjnym – pisała Małgorzata we wstępie do numeru październikowo-listopadowego w 2007 r. – Przyjmijcie ją więc, jak przyjmuje się niemowlaka – z troską i zachwytem. Strofujcie, kiedy coś wam się w niej nie podoba i nie szczędźcie pochwał, kiedy coś zrobimy dobrze. Pamiętajcie – »Suplement« jest o was i dla was”.

Na kadencję Małgorzaty przypadł jubileusz magazynu. Pisała w styczniu 2007 r.: „To wyjątkowy numer. Dokładnie pięć lat temu rozpoczęliśmy działalność. Dziękujemy wam, nasi Czytelnicy, że zawsze jesteście – szczerzy, otwarci, inteligentni. Że mamy do kogo pisać. Że każdy poważny dziennikarz z zazdrością mówi, że chciałby też mieć takich czytelników.

Ostatnio tradycją staje się, że każdy nowy numer »Suplementu« niesie jakąś zmianę. Czas na kolejną. Żegnam się z wami, od marca powita was nowa Redaktor – Olga Filipowska. Cześć i czołem!”.

Wykładowca kontra student

Olga była studentką filologii polskiej na specjalności komunikacja społeczna z fakultetem z krytyki literackiej. Pierwszy numer wydała w marcu 2008 r. Siedziba redakcji przeniosła się z Wydziału Fizyki do budynku przy ul. Bankowej 5, a później na Wydział Filologiczny w Katowicach, gdzie znajduje się do dzisiaj.

W roku akademickim 2007/2008 ukazało się pięć numerów pisma, w tym dwa prowadzone już przez Olgę. W kolejnym roku ukazało się ich sześć.

– „Suplement” wydawał się być zbieraniną różnych tekstów, często świetnych, ale nie powiązanych ze sobą tematycznie – mówi Olga o początkach swojej pracy jako redaktor naczelnej. – Magazyn był w swojej formie dosyć prosty, jego layout nie zaskakiwał. Wszystko trwało bardzo długo. Proces pisania zajmował prawie miesiąc, kolejne tygodnie zajmował skład, później jeszcze czekało się, aż numer ukaże się na serwerach uniwersyteckich. Mimo niewątpliwie wysokiego poziomu dziennikarstwa, magazyn nie zaskakiwał swoją formą.

Zdaniem Olgi ważną zmianą w okresie jej kierowania redakcją były nowa forma i uniezależnienie finansowe pisma od funduszy uniwersyteckich. – Kiedy w 2009 r. nie przyznano nam zbyt dużo pieniędzy na prowadzenie magazynu, trzeba było wziąć sprawy w swoje ręce – mówi. – Razem z Ewą M. Walewską, późniejszą redaktor naczelną i Anną Dudą ruszyłyśmy w kierunku prywatnych reklamodawców i udało się.

– Dzięki umowie z drukarnią 2Design skład kosztował nas znacznie mniej przy zwiększonej jakości papieru i grafiki. Zmieniony został rozmiar pisma do popularnego wówczas formatu zeszytowego – dodaje.

W „Suplemencie” ukazywały się m.in. teksty wykładowców w charakterze polemicznych felietonów: wykładowca kontra student. Powstała nowa strona internetowa, obsługiwana przez redakcję, a nie – jak do tej pory – przez ogólnouczelniany system informatyczny.

– Mieliśmy też status partnera uczelni i można było organizować u nas praktyki studenckie. Organizowaliśmy dwukrotnie warsztaty dziennikarskie na WNS oraz wspieraliśmy liczne konferencje naukowe uniwersytetu – mówi była redaktor naczelna.

Olga jest obecnie doktorantką na Wydziale Filologicznym – na literaturoznawstwie oraz przewodniczącą Uczelnianej Rady Samorządu Doktorantów UŚ, Przewodniczącą Porozumienia Doktorantów Uczelni Śląskich. W wolnych chwilach uczy języka angielskiego. – Dzięki pracy w „Suplemencie” nauczyłam się lepszej organizacji pracy i szybkiego reagowania – mówi. – Magazyn był jednym z moich większych osiągnięć i jestem z tego bardzo dumna. Dał mi poczucie tworzenia pewnej społeczności lub jej reprezentowania. Wspominam to, jako jeden z najlepszych okresów mojego życia.

Kulturoznawcy zmieniają linię

W roku akademickim 2009/2010 dwa pierwsze numery prowadziła jeszcze Olga. Ewa M. Walewska redaktor naczelną została z początkiem 2010 r. Do końca roku akademickiego poprowadziła trzy numery.

W momencie objęcia stanowiska Ewa była na trzecim roku kulturoznawstwa na studiach licencjackich. W trakcie pełnienia redakcyjnych obowiązków ukończyła studia licencjackie, a później magisterskie na tym samym kierunku.

W roku 2010/2011 „Suplement” ukazał się cztery razy, w kolejnym trzy.

Ewa mówi o początkach swojej pracy po objęciu funkcji redaktor naczelnej: – Trafiłam na czas, w którym wielu naszych dziennikarzy właśnie rozstawało się z redakcją i kończyło studia. Pierwszym moim zadaniem okazało się więc skompletowanie nowego składu kolegium redakcyjnego. Okazało się wtedy, że nie muszę daleko szukać, ponieważ wielu moich znajomych z kulturoznawstwa ma dziennikarskie zacięcie, lekkie pióro i głowę pełną pomysłów. Poza tym chętni do współpracy studenci z różnych wydziałów zaczęli zgłaszać się do nas sami zaraz po wydaniu przeze mnie pierwszego numeru.

O zmianie linii programowej: – Przez te dwa i pół roku udało nam się stworzyć fantastyczny zespół, w którym, nie ma co ukrywać, kulturoznawcy stanowili silny filar i znacząco odmienili linię programową magazynu. Wprowadziliśmy w „Suplemencie” działy, takie jak Miasto czy Zjawisko, które były nam szczególnie bliskie i które staraliśmy się wypełnić refleksją na temat najciekawszych zjawisk społecznych i kulturalnych. Równocześnie jednak wiele uwagi przykładaliśmy do informowania o tematach użytecznych dla studentów, takich jak praktyki, szkolenia, wymiany zagraniczne, zmiany prawne dotyczące szkolnictwa wyższego, planowanie swojej kariery zawodowej czy zmieniające się trendy na rynku pracy. Usystematyzowaliśmy część informacyjną w magazynie, wyróżniając działy poświęcone sprawom studenckim w skali Europy, kraju i naszego regionu.

O ważnych osiągnięciach redakcji: – W ostatnich dwóch latach mogę do nich zaliczyć zwiększenie nakładu z 1 do 7 tys. egzemplarzy, kolportowanych na wydziały we wszystkich pięciu miastach akademickich, w których swoje oddziały ma UŚ. Magazyn powrócił też do formatu A4. Istotnym elementem była tutaj przemyślana i dobrze zaplanowana akcja promocyjna, która poskutkowała nawiązaniem współpracy reklamowej z dużymi reklamodawcami. Praca naszej redakcji nie ograniczała się jednak tylko do wydawania „Suplementu”, z przyjemnością podtrzymywaliśmy tradycję organizacji warsztatów dziennikarskich. Z ich ofertą występowaliśmy na Festiwalu Nauki, podczas Drogowskazów Kariery i akcji Studenci Uczniom.

Praca w redakcji „Suplementu” była dla Ewy poważnym sprawdzianem umiejętności organizacyjnych. – Była przyjemnością, wyzwaniem i wspaniałym środkiem realizacji moich zainteresowań, chociaż równocześnie i dużym obciążeniem – mówi. – Wymagała pełnego poświęcenia czasu i energii, ale w zamian dała mi świadomość własnych możliwości i bezcenne doświadczenie, które na praktykach zbierałabym pewnie latami. To była dobra, cenna lekcja. Ponadto, miałam przyjemność współpracować ze wspaniałym gronem redakcyjnym, aktywnymi i bardzo zdolnymi dziennikarzami, którym „Suplement” zawdzięcza swój obecny wygląd.

W październiku 2012 r. Ewa rozpoczęła studia doktoranckie na kulturoznawstwie przy Instytucie Nauk o Kulturze Wydziału Filologicznego UŚ. Jednocześnie oficjalnie przekazała swoje obowiązki nowej naczelnej.

Magazyn dzisiaj

Nową redaktor naczelną została Joanna Grzonka, studentka MISH. W listopadzie ukazał się pierwszy prowadzony przez nią numer.

Joanna wprowadziła kilka nowości. – Pojawił się dział Sport – mówi. – Staramy się w nim pisać o tym, czego nie można dowiedzieć się z klasycznych serwisów sportowych. Przybliżamy mniej znane dyscypliny, postacie i wydarzenia, często związane z naszą uczelnią. Rozszerzyliśmy także współpracę z samorządem studenckim – pojawiła się stała rubryka, w której informujemy o samorządowych imprezach i wydarzeniach. Nowością jest rubryka Pomysł na weekend, czyli próba zachęcenia studentów do spędzania wolnego czasu w sposób aktywny i ciekawy jednocześnie.

– Staram się kontynuować dzieło Ewy – mówi. – Tak samo jak ona musiałam rozpocząć pracę od szukania nowych dziennikarzy. Okazało się, że chętnych jest sporo. Dziś na kolegia redakcyjne, które przed każdym numerem odbywają się dwukrotnie, przychodzi ponad dziesięć osób. Moim celem jest, aby studenci współpracujący z „Suplementem” przede wszystkim rozwijali się jako dziennikarze i zdobywali doświadczenie. Nikogo nie ograniczamy, każdy ma prawo spróbować.

BK

1 komentarz:

  1. Bardzo ciekawe :) Jako studentka UŚ cieszę się, że ten magazyn przetrwał tyle lat. No i super, że tak długo się tym zajmujesz :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń