13 grudnia 2011

Spięty orkiestra

www.suplement.us.edu.pl, grudzień 2011

O potrzebie nowych wrażeń, lataniu z odkurzaczem, starych piosenkach Koli i nowej płycie grupy Lao Che mówi Spięty, Hubert Dobaczewski, wokalista zespołu. Podczas solowych koncertów gra jednocześnie na gitarze, banjo i samplerze perkusyjnym. Na specjalnych urządzeniach zapętla dźwięki i modyfikuje śpiew.



Koncert w Jazz Clubie Hipnoza 26 listopada

fot. KM

Wystąpiłeś na koncercie w ramach Ars Cameralis. Jak znalazłeś się na tym festiwalu?

Zaproszono mnie. Nie wiedziałem za wiele o tej imprezie. Nie jeżdżę na koncerty w ramach specjalnego klucza. Przedwczoraj graliśmy z Lao Che w Krakowie, wczoraj w Gliwicach i mój manager, przyjaciel, połączył to z tym festiwalem. Tego typu impreza sprzyja mojemu występowi.

Dzisiejszego wieczoru lwią część twojego występu stanowiły piosenki z wydanej przed dwoma laty płyty „Antyszanty”. Podczas solowych koncertów grasz też utwory, których nie ma na płycie, np. „Tingel Tangel”, piosenkę jednego z twoich pierwszych zespołów, Koli.

„Antyszanty” to siłą rzeczy moja jedyna płyta. Grałem kiedyś fragment Koli, rymowałem. Tak można to nazwać, bo nie czuję się hiphopowcem. Był tam inny podkład muzyczny, który zapętlałem na gitarze i grałem do tego bit. Trudno powiedzieć, czy będzie jeszcze można to usłyszeć. Są zakusy – w ramach Lao Che, na podstawie sugestii z zewnątrz, próśb – ale nie czuję tego na tę chwilę.

Piosenki, które grałem dzisiaj, a których nie ma na płycie, to „Już kąpiesz się nie dla mnie” Kabaretu Starszych Panów, „Soldat” 5'nizzy, „Pea” – którą wykonywał Flea z Red Hot Chili Peppers – „Kokainistka” Macieja Zembatego. Do tego jedna piosenka z lat 30., ale nie doszukałem się autora. Była jeszcze piosenka parafolkowa, do której napisałem tekst dla zespołu Kapela ze Wsi Warszawa, ale jakoś nie kwapili się, żeby to wykorzystać, więc zacząłem wykonywać to sam.

Ma to coś wspólnego z projektem R.U.T.A.? Założyciel Kapeli Maciek Szajkowski zaprosił cię do wspólnego wykonania starych chłopskich piosenek.

Nie. W tym projekcie wziąłem udział marginalny. Przyjechałem na dwie godziny sesji nagraniowej i odczytałem coś z kartki. To jedyne, co mnie z nimi łączy. Nie grałem z nimi koncertów, ale koleguję się z Maćkiem.

Jesteś zadowolony z występu?

Było mi trochę ciężko, bo jestem chory, więc nie mogłem się do końca wgryźć, ale było w porządku. To mój trzeci koncert w Katowicach. Dwukrotnie grałem w Rialcie, piękne koncerty. Ciężko jest mi psychicznie przekonać się do tego, że będę tutaj jechał po raz trzeci i grał koncert z podobnym repertuarem. Lubię, kiedy coś jest innego, świeżego z koncertu na koncert. Z tym materiałem na pewno nie zagram już w Katowicach. To już nie zadziała ani na ludzi, ani na mnie. Będę musiał skomponować i wydać coś nowego. Szukam silnych wrażeń. Inaczej to nie ma sensu.

Koncertujesz w miarę regularnie, z Lao Che i sam. W najbliższym czasie można się spodziewać innych efektów twojej pracy muzycznej?

Mój projekt solowy zszedł na bok. Nie jestem Napoleonem. On podobno na pięciu rzeczach się skupiał, ja nawet na dwóch nie jestem w stanie. Jeśli robimy nową płytę z Lao Che, to skupiam na tym wszystkie siły. Nie potrafię dzielić uwagi – gotowanie zupy, zmienianie przy okazji pieluchy i przelecenie z odkurzaczem po chałupie to co innego. Jak mam coś skomponować, to wiążę się z tym emocjonalnie. Chciałbym zrobić coś, co w ramach zdrowych ambicji jest fajne, satysfakcjonuje mnie i uskrzydla. Jak ludzie mają tego słuchać, mam z tym jeździć na koncerty przez dwa lata, to nie mogę tego zrobić źle. Są ludzie, którzy nagrywają trzy-cztery płyty w roku i świetnie im idzie. Ja nagrywam jedną płytę na trzy lata, ale nie jestem w stanie inaczej.


W najbliższym czasie możemy więc spodziewać się nowej płyty Lao Che?

Jesteśmy już daleko w komponowaniu. Jest zrobionych około dziesięć piosenek, ale nie ma jeszcze żadnego słowa. Dopiero teraz będę siedział i klecił. Planujemy nagrywać w kwietniu, a we wrześniu wydać.

Projekt solowy schodzi na drugi plan. Żeby żył, musi być na scenie. Trzeba się rozwijać, a tylko scena daje ci rozwój, nie sala porób. Musisz grać koncerty, ale to się tak zapętla, że nie masz repertuaru, więc nie chcesz odwiedzać tych samych miejsc. Nie chodzi o odcinanie kuponów, po prostu wtedy nie ma we mnie emocji.

Jak udała się wspólna jesienna trasa Lao Che i Czesława?

Wiosnę wspominam lepiej. Niby jesień ciekawsza, bo przemieszaliśmy składy i występowali z nami Duńczycy od Czesława, a my z nimi na scenie, ale wiosną to było świeże, a teraz coś nie zażarło. Człowiek tacha te graty i jeździ po świecie, ładuje się na tę scenę i szuka wzruszeń, a kiedy robi coś drugi, trzeci raz, to jest już inaczej.

Cały czas jesteś kierowcą ciężarówki?

Nie pracuję już w zawodzie.

Czyli udało się żyć z muzykowania?

Tak, będą już trzy lata.

BK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz