"Suplement", nr 3/2010
– Wieczorem młode dziewczyny i młodzi chłopcy, którzy wezmą sobie moją nową płytę do domu, będą siedzieć i słuchać – mówi Czesław Mozil, znany jako Czesław Śpiewa. – To uczucie jak wtedy, kiedy było się małym chłopczykiem i wracało do domu ze spowiedzi. Wysprzątanego, niedzielnego domu i czuło się czystym.

Ilustracja Moniki Kuczynieckiej
fot. Andrzej i Maciej Grabowscy
BK: Jesteś w trasie promocyjnej nowego albumu „Pop”. Twój grafik zapełniony jest do połowy maja. Musisz mieć dużo siły. Jadłeś porządne śniadanie?
Czesław Mozil: Nie zdążyłem, ale obudziłem się obok cudownej kobiety. Co może być lepszego niż to i mocna kawa? Nie mogę narzekać, sam zaproponowałem tę trasę wytwórni. Powiedziałem: „Mam wolne 13 dni, dajcie mi pieniądze na benzynę i obiady”. Zależy mi na wyjazdach. Kiedyś trudno było o wywiad, a teraz dziennikarze chcą ze mną rozmawiać. Lubię gadać i spotykać się z ludźmi. Może za 5 lat nie będzie już o mnie głośno.
BK: 12 kwietnia masz urodziny i tego samego dnia premierę ma twoja płyta. To prezent urodzinowy?
Plan był na kwiecień, a na premierę wybierane są poniedziałki. Sprawdziłem grafik i pomyślałem, że jeśli mam w poniedziałek urodziny, to fajnie byłoby to połączyć.
BK: Czego możemy się spodziewać po nowym albumie?
Tak, jak „Debiut” jest dla wielu gorszym albumem niż te, które nagrałem wcześniej z Tesco Value, tak ta płyta będzie uznawana za gorszą lub lepszą niż poprzednia. Spodziewam się różnych opinii. Granica między kiczem, a tym, co nazywamy sztuką, jest tak cienka i niebezpieczna, że nie mogę się tym przejmować. Bałem się, zanim wszedłem do studia, ale po pierwszym dniu wiedziałem, że ta płyta nie mogła być inna niż jest. Jest tam wszystko, co chciałem. Jestem z niej dumny. Tak samo oprawa graficzna, cały ten świat plasteliny.
BK: Mówisz, że grasz punk.
Gram punk, ale on jest stworzony prostą, słodką melodią. Chodzi o przekaz i podejście do grania. Zależy mi, żeby tego nie szufladkować. Nie posądzajmy płyty przez okładkę i nie posądzajmy muzyka, że ma przebój „Maszynka do świerkania”. Punk to nie tylko gitara i bębny. Nie jesteśmy w Jarocinie w latach 80. Chcę być rozrywką w sobotni wieczór. To jest moja praca i kocham ją. Kompleksy muszę pomieszać ze swoim ego, a mam 1,69 cm wzrostu, więc ego jest duże. Zastanawiam się, czy to, co robię, jest dobre, ale cieszę się, kiedy ktoś mi mówi, że moja muzyka go wzruszyła. Wtedy moja misja jest spełniona.