29 czerwca 2014

W Bieruniu kształcą górników od 35 lat

Fragmenty artykułu ukazały się w „Dzienniku Zachodnim” 27 czerwca 2014 r.

Na początku było jeszcze trochę bałaganu. Było 15 nauczycieli, a uczniów nie było nawet 200. Dzisiaj do Powiatowego Zespołu Szkół, jednej z największych tego typu placówek w kraju, uczęszcza ponad 1 100 osób, w tym 560 na kierunki górnicze, na które z roku na rok wzrasta zainteresowanie. W tym roku szkolnym PZS obchodzi swój jubileusz.

Uczniowie PZS po wyjeździe z dołu kopalni w 1982 r.

fot. PZS Bieruń

„Był chłodny, kwietniowy poranek, ćwierć wieku temu. Z autobusu wysiadł młody, zaspany synek. (...) Idąc ścieżką pomiędzy łąkami spoglądał na nowe bloki widniejące opodal i ogromny szyb nowoczesnej, jednej z największych w Europie, kopalni. (...) Po chwili marszu ukazał mu się wielki, jak na owe czasy, budynek szkoły. (...) Tak pamiętam moje pierwsze wspomnienie związane z Bieruniem i szkołą. Ten młody synek to ja (...) Drugi obraz przywołany z pamięci to konferencja nauczycieli przed rozpoczęciem roku szkolnego. Pachnący farbą (jeszcze przez kilka następnych miesięcy) budynek internatu. Mała świetlica. Dyrektor, nauczyciele. Można ich policzyć na palcach obu rąk. (...) Trzecia odsłona to początki nowego roku szkolnego. Nie ma jeszcze auli, nie ma hali sportowej” – wspominał nauczyciel Szczepan Ścisłowicz w publikacji „Srebrny Jubileusz”, przygotowanej w 2003 r. na 25-lecie placówki.

– Pracowałem w szkole górniczej w Chorzowie – mówi nauczyciel. – Dyrektorem był tam Stanisław Sępa, który zorientował się, że w Bieruniu Nowym powstaje szkoła górnicza przy kopalni Piast. Przeniósł się tutaj. W trakcie luźnej rozmowy wyszło na to, że potrzebują tutaj elektryka i mówi: „Ja bym się na pana miejscu nie zastanawiał, tym bardziej, że będzie miał pan nową szkołę i szansę na mieszkanie” i przyjechałem na rozmowę. Okazało się, że rzeczywiście nie mają elektryka i tak zostałem przez pierwszy rok.

Ścisłowicz jest najdłużej pracującym nauczycielem szkoły.

Na mocy decyzji kuratora oświaty 1 września 1978 r. w Zasadniczej Szkole Górniczej KWK Piast 176 uczniów, pod okiem 15 nauczycieli, rozpoczęło naukę na kierunkach: górnik technicznej eksploatacji złóż, mechanik maszyn i urządzeń górnictwa podziemnego oraz elektromonter górnictwa podziemnego.

„Pierwszego września gotowych było tylko kilka sal lekcyjnych, wszędzie kręcili się jeszcze robotnicy, pracowały maszyny, było trochę bałaganu”. Tak o początku pierwszego roku szkolnego w placówce mówił w wywiadzie dla „Srebrnego Jubileuszu” pierwszy dyrektor Czesław Dziubek.

„Szkoła była częścią inwestycji KWK »Piast« i na wyposażenie klas w niezbędne sprzęty, w pomoce naukowe, książki do biblioteki itd. pieniądze, właściwie bez ograniczeń, dawała kopalnia – mówił Dziubek. – Nie było więc problemu braku środków. Uczniowie otrzymywali znaczącą pomoc materialną, byli wyposażeni w ubranie – kurtki, garnitury, koszule, buty itd. Nie musieli kupować podręczników, zeszytów, przyborów szkolnych. Najlepsi dostawali mundury galowe. Wszystko fundowała im kopalnia”.

„Uczniowie byli wtedy bardziej dorośli, wiedzieli, po co przyjechali na Śląsk – żeby zdobyć zawód, mieszkanie, żeby się urządzić. Nie widzieli przyszłości w swoich stronach i dlatego podchodzili do życia poważniej” – mówił były dyrektor.

Kolejnymi dyrektorami byli Stanisław Sender, Henryk Kossowski i Mieczysław Zimirski. Od 2006 r. funkcję tę pełni Teresa Horst. – Przez pierwsze lata dobrze się czułam jako polonista, chętnie uczyłam, ale uznałam, że nic ciekawego już w tej dziedzinie nie zrobię – mówi Horst. – Podczas konkursu na dyrektora jury, złożone w dużej mierze z mężczyzn, wyrażało obawy czy refleksje, jak kobieta poradzi sobie z prowadzeniem szkoły technicznej, kobieta z wykształceniem humanistycznym. Powiedziałam wtedy, że liczą się umiejętności managerskie, czyli korzystanie z wiedzy ludzi, którzy znają się na konkretnych dziedzinach, w tym naszych inżynierów.

Horst mówi o początkach szkoły: – Piast to była nowa kopalnia, powstała dwa lata wcześniej. Plany były bardzo poważne i w tamtym czasie to był bardzo duży zakład. Pracowało tam ponad 11 tys. ludzi. Potrzeba było wykwalifikowanych pracowników. Wówczas wybudowano szkołę.

Strajk w kopalni

Kiedy 13 grudnia 1981 r. wprowadzono w Polsce stan wojenny, na kopalni rozpoczął się strajk. Górnicy Piasta i pracownicy Przedsiębiorstwa Robót Górniczych w Mysłowicach zaprotestowali w ten sposób przeciwko internowaniu ich kolegów. Żądali uwolnienia aresztowanych działaczy związkowych i zniesienia stanu wojennego.

„Podczas rozpoczętej jeszcze przed północą 12 grudnia, specjalnej akcji »Jodła« internowano większość działaczy NSZZ »Solidarność« – piszą w książce »Historia Górnego Śląska« Adam Dziurok i Bernard Linek – do końca 1982 roku w ośrodkach internowania osadzono ponad 1900 osób tylko z województwa katowickiego. Proponowano im często paszporty i sugerowano wyjazd do Niemiec. W proteście przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego od 13 do 28 grudnia w blisko 50 zakładach (głównie kopalniach) w województwie katowickim podjęto akcje strajkowe (...) Większość strajków zakończyła dopiero interwencja wojska oraz Zmotoryzowanych Oddziałów Milicji Obywatelskiej (ZOMO)”.

„Nawet bardzo pogłębiona analiza wydarzeń poprzedzających wybuch strajku na kopalni »Piast« nie prowadzi do jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, co było jego przyczyną” – pisze Andrzej Sznajder w publikacji „14 dni pod ziemią”, wydanej przez IPN i Kompanię Węglową, właściciela kopalni.

Na poziomie 650 m pod ziemią protest rozpoczęło ok. 2 tys. górników. Był przygotowany plan pacyfikacji. – Od podobnej tragedii, jak na kopalni Wujek uratował nas prawdopodobnie fenomen tego strajku, prowadzenia go na dole kopalni – mówił Augustyn Czarnynoga z NSZZ „Solidarność” w filmie „Najdłuższa szychta”, przygotowanym przez kopalnię na 25. rocznicę strajku.

– Nikt z nas zjeżdżając na dół nie myślał, że będzie to trwało tak długo – mówił w filmie Kazimierz Graca, w 1981 r. górnik oddziału robót przygotowawczych. Protestujący przedstawili trzy warunki zakończenia strajku: bezpieczeństwo dla strajkujących, opieka lekarska i gwarancja dalszej pracy. Na warunki zgodzili się dyrektor kopali i komisarz wojskowy. Strajk zakończyło ok. 1 tys. pracowników. 28 grudnia ok. godz. 20 wszyscy protestujący byli już na powierzchni. Był to najdłuższy strajk po wprowadzeniu stanu wojennego.

Aresztowania i internowania osób uznanych przez władzę za przywódców protestu rozpoczęły się jeszcze tego samego wieczoru. Wyroki w procesach były uniewinniające, ale po wypuszczeniu aresztowanych czekały na nich kolejne zatrzymania. Większość protestujących zwolniono z pracy.
Jak śpiewał Jak Krzysztof Kelus słowa Jana Michała Zazuli:

Wyjeżdżajcie już chłopcy od Piasta
Pora chłopcy opuścić tę dziurę
Baby płaczą, napiekły wam ciasta
Złota klatka uniesie was w górę
Wyjeżdżajcie, już szychta skończona

– W trakcie stanu wojennego nie było większych problemów w funkcjonowaniu szkoły i we współpracy z kopalnią – mówi Ścisłowicz. – Jedynie w początkowym okresie uczniowie nie mogli wyjeżdżać do domów i upuszczać internatu po godzinie policyjnej. – W trakcie strajku szkolne warsztaty na kopalni zostały zawieszone. Zostały wznowione po jego zakończeniu.

Jak czytać internetowe rankingi lekarzy

"Przed hejnałem", Radio Kraków, 24 kwietnia 2014

Podobno ponad 20% pacjentów przy wyborze lekarza kieruje się opiniami w internetowych serwisach rankingowych. Można w nich przeczytać, że neurolog z Krakowa jest dobry, bo jest miły.
 

fot. freeimages

Wybieramy się do restauracji i sprawdzamy w sieci, jak oceniają ją internauci, sprawdzamy też opinie o hotelach, wykładowcach i pracy innych osób czy instytucji. Podobnie jest z wyborem lekarza. Podobno co piąty pacjent kieruje się komentarzem przeczytanym w internecie. O tym, jak czytać takie rankingi, Sylwia Paszkowska rozmawiała 24 kwietnia z dr Katarzyną Turek-Fornelską, pediatrą i Rzecznik Praw Lekarza Okręgowej Izby Lekarskiej w Krakowie i dr. Zbigniewem Okoniem, prawnikiem oraz specjalistą od prawa komputerowego, zwalczania nieuczciwej konkurencji i reklamy.

http://www.radiokrakow.pl/audycje/przed-hejnalem/jak-czytac-internetowe-rankingi-lekarzy

wydawca: BK

22 czerwca 2014

Tadeusz Huk gościem programu "Przed hejnałem"

"Przed hejnałem", Radio Kraków, 1 maja 2014

Aktor teatralny, kinowy i telewizyjny. Twórca ok. stu ról. Absolwent Wydziału Aktorskiego krakowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. Po studiach związany z Teatrem im. Słowackiego, a następnie z Teatrem Starym.


fot. materiały prasowe

„Teatralny arbiter elegantiarum, o zniewalającym męskim uroku, łączy intelektualny dystans, dyscyplinę i precyzję z siłą ekspresji, autoironią, wyrafinowanym poczuciem humoru. Jest aktorem o bardzo szerokim emploi, zaskakuje różnorodnością teatralnych wcieleń – klasyczny i nowoczesny, formalny i emocjonalny, tragik i komik” – m.in. tak mówią o dzisiejszym gościu Sylwii Paszkowskiej. Zapraszamy na spotkanie.

http://www.radiokrakow.pl/audycje/przed-hejnalem/tadeusz-huk-gosciem-programu-przed-hejnalem

wydawca: BK

18 czerwca 2014

Chorzy na niejedzenie

"Przed hejnałem", Radio Kraków, 12 maja 2014

Anoreksja dotyka rocznie 1 na 10 tys. osób, głównie poniżej 25. roku życia.



fot. freeimages

Nieleczona anoreksja może prowadzić do śmierci nawet 10% chorych. Jak ją rozpoznać, jakie są jej przyczyny, jak możemy pomóc, kiedy zachoruje ktoś z naszego otoczenia i na co powinni zwracać uwagę rodzice, aby uchronić dzieci przed chorobą?

12 maja gośćmi Sylwii Paszkowskiej byli dr Maciej Pilecki, psychiatra i ordynator Oddziału Psychiatrii Dzieci i Młodzieży Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, Anna Grabowska, psycholog i psychodietetyk oraz pani Ewelina, która z chorobą zmagała się przez 10 lat.

http://www.radiokrakow.pl/audycje/przed-hejnalem/chorzy-na-niejedzenie

wydawca: BK

11 czerwca 2014

"Długi film o miłości. Powrót na Broad Peak". Jacek Hugo-Bader w Radiu Kraków

"Przed hejnałem", Radio Kraków, 11 czerwca 2014

Kiedy reporter Jacek Hugo-Bader zadzwonił do Jacka Berbeki z prośbą, aby zabrał go na Broad Peak, usłyszał w słuchawce krzyk i odmowę. Jacek Berbeka planował wyruszyć na poszukiwanie ciał swojego brata Macieja i Tomasza Kowalskiego, którzy w marcu 2013 r. zginęli schodząc ze szczytu.


Jacek Hugo-Bader podczas wyprawy na Broad Peak

fot. archiwum Jacka Hugo-Badera

Reporter postanowił napisać: „Niech mnie Pan weźmie na tę wyprawę! Błagam”. Udało się. W czerwcu 2013 r. wyruszyli w składzie: Jacek Berbeka, Jacek Jawień, Krzysztof Tarasiewicz, Jacek Hugo-Bader. Towarzyszyli im Alicja i Marek Kowalscy, rodzice Tomasza i Agnieszka Kopral, jego narzeczona. Ciało Tomasza udało się odnaleźć.

5 marca 2013 r. Adam Bielecki, Artur Małek, Tomasz Kowalski i Maciej Berbeka dokonali pierwszego zimowego wejścia na Broad Peak w górach Karakorum. Podczas zejścia Kowalski i Berbeka zginęli.

Z wyprawy poszukiwawczej powstała książka „Długi film o miłości. Powrót na Broad Peak”, która w 2014 r. ukazała się nakładem wydawnictwa Znak i którą czytamy na antenie Radia Kraków. Z autorem Sylwia Paszkowska rozmawiała 11 czerwca.


Zapis fragmentów rozmowy Sylwii Paszkowskiej z Jackiem Hugo-Baderem

W książce stawia pan tezę, że himalaiści są jak współcześni gladiatorzy, uzależnieni od tego, co robią.

Jacek Hugo-Bader: Gladiatorzy od niczego nie byli uzależnieni, to byli niewolnicy.

A uzależnienie od pasji to nie jest jakaś niewola?

Można by było nad tym dyskutować, ale to byłaby głęboka filozoficzna dyskusja, a ja jestem prostym człowiekiem, wolałbym na troszkę niższych rewirach się poruszać. Jest to z pewnością rodzaj uzależnienia, sami himalaiści o tym mówią. Każda duża pasja uzależnia, więc jest to też rodzaj ograniczenia wolności podobnie jak hazard, alkohol itd.

Napisał pan w swojej książce, że dzisiaj himalaiści robią spektakl dla wszystkich, który można obserwować online.

Tak, i to nie jest tak, że oni nie mają na to wpływu, gdyż z nimi nie wchodzą na górę paparazzi, oni sami biorą ze sobą aparaty i wysyłają zdjęcia na każdym kroku. Himalaiści chcą celebrować swoje zdobywanie gór, chcą być gwiazdami. Chcą też mieć tę wartość reklamową, bo kto zapłaci za wyczyn, którego nikt nie zobaczy. Chodzi o to, że musisz być zobaczony. Oni się sami sprzedali, sami zamienili ten sport z niestadionowego na stadionowy. Nie mogą grymasić, że media pchają się im z buciorami w życie, bo to nie ja zgwałciłem himalaistów, ich rodziny, ich bliskich z tym, że wszedłem w ich życie. Nie, na to się nigdy nie zgodzę. To oni mnie zaprosili do swojego życia, do sportu. Ja tylko wykonuję swoją pracę. To było ich zaproszenie, ja tylko z niego skorzystałem.

W swojej książce pisze pan o pracy Zdzisława Jana Ryna mówiącej o tym, że osoby, które raz wyjdą na taką wysokość i coś pójdzie nie tak, już nigdy nie będą normalne.

Tak, osoby, które przejdą deteriorację, tę chorobę wysokogórską, muszą liczyć się z tym, że każda taka choroba pozostawia trwałe ślady w psychice człowieka. On już zawsze będzie miał zmienioną psychikę. Nikt tego tak do końca nie zbadał, pan profesor miał 40 pacjentów. 11 z nich miało trwałe ślady w mózgu, zmiany w kierunku psychopatycznym. Oczywiście nie chodzi o to, że te osoby są chore psychicznie, są to tylko zmiany w tym kierunku.

To się bardzo nie spodobało w środowisku.

To nie ja robiłem te badania, ja tylko o nich napisałem. Reportaż jest od tego, żeby coś znalazł i przedstawił swoim czytelnikom.

Czytając pana książkę można się naprawdę wzruszyć. Pisze pan np. o motywacji pozasportowej, która pchała Tomasza Kowalskiego na górę.

Himalaiści mówią, że oni pakują się tam z miłości do gór. To jest taka miłość, bez której nie można już żyć.

Stawia pan tezę, że oni uciekają od zwykłego życia.

Właśnie tak. Dla nich fikcyjne życie to jest to, kiedy oni wracają na nizinę do domów, do swoich rodzin, a prawdziwe życie mają tylko tam. My jedziemy na wakacje, żeby tam pobyć, ale wracamy później do naszego prawdziwego życia – oni mają na odwrót. To jest moja prywatna teoria na ten temat.

Dla mnie postać Tomasza Kowalskiego była tą najbardziej tragiczną, ponieważ to był człowiek, który znakomicie funkcjonował w tym normalnym świecie. Miał bardzo wielu przyjaciół, wszyscy go uwielbiali.

Tak. Dlatego, że on miał życie poza górami. 

http://www.radiokrakow.pl/audycje/przed-hejnalem/dlugi-film-o-milosci-powrot-na-broad-peak-jacek-hugo-bader-w-radiu-krakow-23265

wydawca: BK

9 czerwca 2014

Zegarek. Co mówi o właścicielu?

"Przed hejnałem", Radio Kraków, 9 czerwca 2014

Jest pierwszą rzeczą, po którą sięgamy po przebudzeniu i ostatnią, którą ściągamy przed snem – zegarek. Jego cyferblat zdradza zaskakująco wiele o swoim właścicielu.


fot. BK

Zegary są wszędzie. Gdziekolwiek się nie znajdziemy, to gdzieś w pobliżu na pewno możemy sprawdzić godzinę. Zegarki mamy w komputerach, na tablicach ogłoszeniowych, w biurach, a w przestrzeni publicznej Krakowa mamy prawdziwe cuda – niestety coraz częściej z elektronicznymi mechanizmami. 9 czerwca w „Przed hejnałem” Sylwia Paszkowska rozmawiała o tym z Wojciechem Strojnym, zegarmistrzem i Michałem Rzepką, również zegarmistrzem i wieloletnim konserwatorem zegarów antycznych w Muzeum Historycznym Miasta Krakowa.

http://www.radiokrakow.pl/audycje/przed-hejnalem/zegarek-co-mowi-o-wlascicielu

wydawca: BK

2 czerwca 2014

Kim jest współczesny młody mężczyzna?

"Przed hejnałem", Radio Kraków, 2 czerwca 2014

Czy tradycyjny typ mężczyzny odchodzi do lamusa?


fot. archiwum RK

Typów jest wiele. Trzeba je zaakceptować i szukać alternatyw w znalezieniu z nimi wspólnego języka? Taką tezę postawił miesięcznik „Znak” publikując kilka miesięcy temu „Atlas polskich mężczyzn”.

Jak młody mężczyzna może pokazać dzisiaj swoją męskość? O tym Sylwia Paszkowska rozmawiała dzisiaj z Martą Duch-Dyngosz z miesięcznika „Znak” i dr Anną Tylikowską, psychologiem z Uniwersytetu Jagiellońskiego.


Zapis fragmentów rozmowy Sylwii Paszkowskiej z Martą Duch-Dyngosz i dr Anną Tylikowską

Z sondażu wyborczego Ipsos wynikało, że ponad 74% głosujących na Korwin-Mikkego i Nową Prawicę to mężczyźni, a 3/4 z nich to wyborcy w wieku 18-39 lat. Po zobaczeniu tych sondaży zaczęłam się zastanawiać, kim dzisiaj jest młody mężczyzna. Czy takie wyniki oznaczają, że młodzi mężczyźni mają skrajnie konserwatywne poglądy, są męskimi szowinistami, że faszyzują, a kobietę widzą w kuchni i sypialni? Czy może jest tak, jak napisał nasz słuchacz, że w tej grupie wiekowej są ludzie, którzy właśnie założyli i prowadzą własną działalność gospodarczą i głosowali na Korwin-Mikkego dla poparcia jego programu w zakresie gospodarki i podatków, a tak naprawdę cała reszta tego, co mówi, ich nie interesuje?

Anna Tylikowska: Myślę, że nie do końca tak jest, ludzie wybierają polityków głównie według kryteriów światopoglądowych, a nie gospodarczych. W Korwin-Mikkem atrakcyjne jest to, że jest politykiem bardzo szczególnym w takim sensie, że jest wyrazisty, zbuntowany, oryginalny, a to są wzorcowe cechy dorastającego młodego człowieka, nie tylko mężczyzny, ale może u mężczyzn jest to bardziej widoczne. Janusz Korwin-Mikke jest w moich oczach takim „Piotrusiem Panem” w tym sensie, że jest wiecznym chłopcem nieakceptującym pewnych norm, które są ustalone i które wszyscy akceptują. Nic dziwnego, że może podobać się młodym mężczyznom, imponować im dlatego, że wielu mężczyzn jest na etapie poszukiwań, na które sposobem jest bunt łamiący normy.

W swoim „Atlasie mężczyzn” napisała pani, że ten dawny, tradycyjny model mężczyzny odchodzi do lamusa. Nie ma co po nim płakać, gdyż świat się zmienia i musi się zmienić też mężczyzna. Ten tradycyjny typ to tylko jeden z wielu.

Marta Duch-Dyngosz: Tak. Celem tego „Atlasu” było pokazanie, jak różnie możemy popatrzeć na męskość, jak różne są jej definicje. Wydaje mi się, że tradycyjny wzorzec mężczyzny jest tym nadal obowiązującym. Wciąż się do niego odwołujemy i stąd też wynika cała dyskusja o kryzysie męskości, w której mężczyzna przedstawiany jest jako słaby, niepotrafiący podołać swoim obowiązkom, mający problem z wzięciem na siebie odpowiedzialności za rodzinę, pracę. Pojawia się więc to pytanie, gdzie się podziali prawdziwi mężczyźni. Wydaje mi się, że to budzi pewien protest wśród samych mężczyzn, gdyż w ostatnich latach cały czas dyskutujemy o kobietach, natomiast takiej dyskusji o mężczyznach, ich roli i jej zmieniających się wizerunkach nie ma.

Czy mężczyzna poczuł się osaczony przez kobietę?

Marta Duch-Dyngosz: Myślę, że można tak powiedzieć. Część mężczyzn mogła poczuć się w jakiś sposób dotknięta tym obrazowaniem. Rozmowa o mężczyźnie w Polsce jest zupełnie czymś nowym. Patrząc na reakcję czytelników na numer „Znaku”, w którym opublikowany został „Atlas polskich mężczyzn”, zauważyłam, jak trudno było ich przekonać, że jest to poważny temat, którym należy się zająć nie tylko w kolorowych pismach, ale poddać również poważnej refleksji.

Kiedy pierwszy raz zobaczyłam wyniki wyborów i sukces Nowej Prawicy Korwin-Mikkego, doszłam do wniosku, że być może to jest reakcja młodych mężczyzn na genderyzm, którym wszystkich się straszy.

Anna Tylikowska: Gender, jako pewna problematyka naukowa, zajmuje się znaczeniem spraw związanych z płcią, ale też z męskością i z kobiecością. Pomaga rozpoznać to, co wyróżnia, dzieli, łączy m.in. kobiety i mężczyzn. Faktem jest, że ludzie nie za bardzo wiedzą, co to jest gender, gdyż wyjaśnienie tego terminu nie pojawia się w naszej publicznej dyskusji, dlatego może to być dla nich groźne. Przemiany społeczno-kulturowe związane z gender służą też mężczyznom. Nie sądzę więc, żeby była to kwestia osaczenia jakimś genderem, tylko tego, że nasze czasy są trudne. Jesteśmy przeładowani informacjami i mało kto sobie z tym radzi, więc szukamy jakichś prostych, wyrazistych rozwiązań, a Janusz Korwin-Mikke jest właśnie taki prosty i wyrazisty. Nasza teraźniejszość jest ciężka, jest pełno niejasnych ról. Kiedyś było inaczej, człowiek od dziecka miał jasno określoną rolę, czy to zawodową, czy społeczną. Teraz musi on definiować siebie właściwie od zera, a możliwości definicyjnych jest mnóstwo. To wymaga podejmowania decyzji, a każda z nich jest dla nas bolesna i problematyczna. W związku z tym brakuje nam poczucia bezpieczeństwa, dlatego szukamy czegoś trwałego.

http://www.radiokrakow.pl/audycje/przed-hejnalem/kim-jest-wspolczesny-mlody-mezczyzna

wydawca: BK