22 grudnia 2011

Moje Święta. Myslovitz

"Gazeta Mysłowicka", nr 6/2011


fot. WPKiW

Jacek Kuderski, basista Myslovitz:

– Święta spędzamy w domu. W tym roku organizujemy wigilię, tak więc przede mną i żoną pieczenie, gotowanie i cała ceremonia związana z przygotowaniami. Nie zabraknie symboli świątecznych: choinki, ozdób itp. Przyjdą rodzice, teściowie i może jeszcze ktoś? Może zawita jakiś wędrowiec, dla którego zawsze przygotowane jest dodatkowe nakrycie?

Będzie oczywiście smażony karp, którego w zdecydowanej większości jesteśmy fanami. Będzie zupa grzybowa z łazankami, zupa rybna z grzankami, kapusta z grzybami, z grochem, makówki, ciasto i jeszcze coś – zobaczymy.

Teraz jest już gorący okres na szukanie prezentów pod choinkę, na które zawsze wszyscy czekamy, a przede wszystkim czeka moja córka Tamara. Był już Mikołaj, a teraz pora na Dzieciątko. Mamy już pomysły na prezenty i wstępna realizacja też już nastąpiła, więc „pierwsze koty za płoty”. Jeszcze nie wszystko kupione, ale do świąt pozostało jeszcze trochę czasu, więc na pewno damy radę.


fot. WPKiW

Wojciech „Lala” Kuderski, perkusista Myslovitz:

– Święta spędzam zawsze w gronie rodzinnym i nie wyobrażam sobie innej atmosfery. Na stole wigilijnym nie może zabraknąć karpia, zupy rybnej z grzankami, barszczu z uszkami, kapusty z grzybami i grochem. To baza w moim menu. Uwielbiam też śpiewać wspólnie kolędy z córką Polą. Prezenty zawsze z żoną kupujemy dużo wcześniej, żeby zapobiec tłumom ludzi w sklepach.

Z Jackiem i Przemkiem z Myslovitz wzięliśmy udział w akcji „Rozdajemy familoki”. To akcja charytatywna dla dzieci przesiedlonych z bytomskiego osiedla Karb. Artyści, osoby publiczne, sportowcy ozdabiają pierniki, które można licytować na Allegro do 27 i 28 grudnia.

BK

13 grudnia 2011

Spięty orkiestra

www.suplement.us.edu.pl, grudzień 2011

O potrzebie nowych wrażeń, lataniu z odkurzaczem, starych piosenkach Koli i nowej płycie grupy Lao Che mówi Spięty, Hubert Dobaczewski, wokalista zespołu. Podczas solowych koncertów gra jednocześnie na gitarze, banjo i samplerze perkusyjnym. Na specjalnych urządzeniach zapętla dźwięki i modyfikuje śpiew.



Koncert w Jazz Clubie Hipnoza 26 listopada

fot. KM

Wystąpiłeś na koncercie w ramach Ars Cameralis. Jak znalazłeś się na tym festiwalu?

Zaproszono mnie. Nie wiedziałem za wiele o tej imprezie. Nie jeżdżę na koncerty w ramach specjalnego klucza. Przedwczoraj graliśmy z Lao Che w Krakowie, wczoraj w Gliwicach i mój manager, przyjaciel, połączył to z tym festiwalem. Tego typu impreza sprzyja mojemu występowi.

Dzisiejszego wieczoru lwią część twojego występu stanowiły piosenki z wydanej przed dwoma laty płyty „Antyszanty”. Podczas solowych koncertów grasz też utwory, których nie ma na płycie, np. „Tingel Tangel”, piosenkę jednego z twoich pierwszych zespołów, Koli.

„Antyszanty” to siłą rzeczy moja jedyna płyta. Grałem kiedyś fragment Koli, rymowałem. Tak można to nazwać, bo nie czuję się hiphopowcem. Był tam inny podkład muzyczny, który zapętlałem na gitarze i grałem do tego bit. Trudno powiedzieć, czy będzie jeszcze można to usłyszeć. Są zakusy – w ramach Lao Che, na podstawie sugestii z zewnątrz, próśb – ale nie czuję tego na tę chwilę.

Piosenki, które grałem dzisiaj, a których nie ma na płycie, to „Już kąpiesz się nie dla mnie” Kabaretu Starszych Panów, „Soldat” 5'nizzy, „Pea” – którą wykonywał Flea z Red Hot Chili Peppers – „Kokainistka” Macieja Zembatego. Do tego jedna piosenka z lat 30., ale nie doszukałem się autora. Była jeszcze piosenka parafolkowa, do której napisałem tekst dla zespołu Kapela ze Wsi Warszawa, ale jakoś nie kwapili się, żeby to wykorzystać, więc zacząłem wykonywać to sam.

Ma to coś wspólnego z projektem R.U.T.A.? Założyciel Kapeli Maciek Szajkowski zaprosił cię do wspólnego wykonania starych chłopskich piosenek.

Nie. W tym projekcie wziąłem udział marginalny. Przyjechałem na dwie godziny sesji nagraniowej i odczytałem coś z kartki. To jedyne, co mnie z nimi łączy. Nie grałem z nimi koncertów, ale koleguję się z Maćkiem.

Jesteś zadowolony z występu?

Było mi trochę ciężko, bo jestem chory, więc nie mogłem się do końca wgryźć, ale było w porządku. To mój trzeci koncert w Katowicach. Dwukrotnie grałem w Rialcie, piękne koncerty. Ciężko jest mi psychicznie przekonać się do tego, że będę tutaj jechał po raz trzeci i grał koncert z podobnym repertuarem. Lubię, kiedy coś jest innego, świeżego z koncertu na koncert. Z tym materiałem na pewno nie zagram już w Katowicach. To już nie zadziała ani na ludzi, ani na mnie. Będę musiał skomponować i wydać coś nowego. Szukam silnych wrażeń. Inaczej to nie ma sensu.

Koncertujesz w miarę regularnie, z Lao Che i sam. W najbliższym czasie można się spodziewać innych efektów twojej pracy muzycznej?

Mój projekt solowy zszedł na bok. Nie jestem Napoleonem. On podobno na pięciu rzeczach się skupiał, ja nawet na dwóch nie jestem w stanie. Jeśli robimy nową płytę z Lao Che, to skupiam na tym wszystkie siły. Nie potrafię dzielić uwagi – gotowanie zupy, zmienianie przy okazji pieluchy i przelecenie z odkurzaczem po chałupie to co innego. Jak mam coś skomponować, to wiążę się z tym emocjonalnie. Chciałbym zrobić coś, co w ramach zdrowych ambicji jest fajne, satysfakcjonuje mnie i uskrzydla. Jak ludzie mają tego słuchać, mam z tym jeździć na koncerty przez dwa lata, to nie mogę tego zrobić źle. Są ludzie, którzy nagrywają trzy-cztery płyty w roku i świetnie im idzie. Ja nagrywam jedną płytę na trzy lata, ale nie jestem w stanie inaczej.