24 listopada 2011

Stara szkoła Fisza i Emade

www.suplement.us.edu.pl, listopad 2011

Chorzowska publiczność była pierwszą, która na żywo usłyszała piosenki z nowej płyty braci Waglewskich „Zwierzę bez nogi”. Koncert odbył się w ramach festiwalu Ars Cameralis.


Fisz i Emade w chorzowskiej Szufladzie 15

fot. KM

– Lepiej grało nam się nowe kawałki, niż stare – mówił o występie 20 listopada br. w klubie Szuflada 15 Mariusz Obijalski, klawiszowiec. Oprócz niego na scenie pojawił się Fisz (Bartosz Waglewski) – wokal, Emade (Piotr Waglewski) – perkusja, Michał Sobolewski – gitara elektryczna i Piotr Gajewski – gitara basowa.

Ostatnia płyta wyrosłego na gruncie sceny hiphopowej duetu Fisza i Emade ukazała się w ubiegłym roku. Był to rockowy album „Kim Nowak”. Nowy krążek będzie miał swoją premierę 25 listopada br. Tego dnia muzycy zagrają również koncert w ramach Europejskich Targów Muzycznych w Warszawie, po raz pierwszy oficjalnie prezentując nowe piosenki. Album zapowiadany jest jako nawiązanie do hiphopowej stylistyki lat 90. Do współpracy muzycy zaprosili DJ Eproma, odpowiedzialnego za skreczowanie na gramofonach. Wpływ wykonawców takich jak Beastie Boys widać i słychać już w teledysku do tytułowego nagrania. Jego premiera miała miejsce pod koniec października. Do tej pory ukazały się trzy wersje klipu.

Nowy materiał stanowił połowę występu w chorzowskim klubie. Muzycy wykonali również starsze piosenki, m.in. „Bla bla bla numer dwa”, „Heavi metal”, „Jesteście gotowi?”, „Serce” i „Szefa kuchni”. – Fisz jest ambitniejszy od innych hiphopowców, gra na żywo. Lubię Ostrego, ale Fisz jest inny – mówiła Jadzia, uczestniczka koncertu. – Fisz miesza gatunki – dodał Paweł. – Nie słucham takiej muzyki, ale jest fajnie, bo mogę posłuchać czegoś innego.

Pod sceną panował ścisk, ale – jak śpiewa Fisz na nowym singlu – „ten co tu stoi to mistrz starej szkoły”.

BK

20 listopada 2011

Myslovitz bez „Peggy Brown”

www.suplement.us.edu.pl, listopad 2011

W ramach jesiennej trasy promującej album „Nieważne jak wysoko jesteśmy...” 10 listopada br. w katowickim Mega Clubie zagrał zespół Myslovitz.


W katowickim Mega Clubie Myslovitz promował album „Nieważne jak wysoko jesteśmy...”

fot. KM

Po godz. 15.00 część muzyków spotkała się z wielbicielami w katowickim Empiku. Wieczorny koncert otworzył występ zespołu Generał Stilwell, mysłowickiej grupy działającej na przełomie lat 80. i 90. i reaktywowanej cztery lata temu. Był to jeden z pierwszych w Polsce zespołów grających muzykę gitarową inspirowaną brytyjskim rockiem. Marek „Dżałówa” Jałowiecki, lider grupy, jest autorem muzyki do przeboju Myslovitz „Peggy Brown”.

Dwugodzinny koncert gwiazdy rozpoczęła piosenka „Wieża melancholii”. Myslovitz zaprezentował przede wszystkim piosenki z ostatniej płyty, w tym „Przypadek Hermana Rotha”, trzeci singiel, który od października promuje wydany w tym roku album. Tekst piosenki związany jest książką Philipa Rotha „Dziedzictwo. Historia prawdziwa”, w której opisana jest historia ojca pisarza. – Zdiagnozowano u niego nieuleczalną chorobę i miał świadomość odchodzenia – mówił Artur Rojek w wywiadzie dla radiowej Trójki. – Tekst miał dotyczyć przemijania. W końcu zaczął iść w trochę inne sfery. Nie jest to już historia żywcem wyjęta z książki. – W Katowicach zabrzmiała m.in. instrumentalna improwizacja „Man on the Machine” z płyty „Skalary mieczyki neonki”. – Niezły ogień na koncercie – mówi Magda Zabagło, wielbicielka zespołu – Przemek Myszor [klawisze i gitara elektryczna] zamienia się miejscem z Jackiem Kuderskim [gitara basowa], dają czadu, a fani wpadają w trans. – Tego wieczoru zabrakło z kolei piosenek pochodzących z pierwszych trzech płyt zespołu.

Organizatorzy koncertu ulgowo potraktowali studentów i licealistów, przy zakupie biletów przewidzieli dla nich 15 zł zniżki. – Umówiliśmy się tak z managementem zespołu. Miał to być ukłon w stronę osób, które mają małe kiszonkowe. W przyszłości pewnie też zdecydujemy się na podobną formę promocji innych wydarzeń – mówi Tomasz Breś, współwłaściciel klubu.

Premiera nowej płyty Myslovitz, będącej kontynuacją „Nieważne jak wysoko jesteśmy...”, zapowiadana jest na wiosnę 2012 roku.

Na bis w Mega Clubie zespół wykonał m.in. „Długość dźwięku samotności”. Tej piosenki Artur Rojek nie musiał śpiewać sam.

BK

19 listopada 2011

Przychodzimy na UŚ. Zmierzamy do pracy

"Suplement", nr 4/2011

Według obiegowej opinii, wyższe wykształcenie to dzisiaj konieczność, uczelnie ścigają się więc w przedstawianiu kolorowych ofert i dają nadzieję prostych rozwiązań na drodze kariery zawodowej. Jednak alarmujące dane z pola bitwy o miejsce pracy nie napawają optymizmem. Czy sytuacja nie wymyka się spod kontroli?


ilustracja: BK, BS

Jak podaje Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej, wzrasta odsetek osób bezrobotnych legitymujących się dyplomami wyższych uczelni. W 2003 roku osoby z wyższym wykształceniem stanowiły 4% zarejestrowanych, a w 2011 roku ich udział wzrósł aż do 11%.

– Niepokojące dane o bezrobociu wśród absolwentów to najważniejsze wyzwanie, jakie stoi obecnie przed uczelniami. Problem w tym, że od lat dużą popularnością cieszą się kierunki masowe, po których trudno znaleźć zatrudnienie – mówiła minister nauki Barbara Kudrycka w wywiadzie dla „Tygodnika Powszechnego”. – Ważne jednak, aby uczelnie w tworzeniu swojej oferty studiów uwzględniały nie tylko prognozy gospodarcze i potrzeby rynku pracy, ale także kreowały nowe zawody.

Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości we współpracy z Uniwersytetem Jagiellońskim do 2014 roku będzie śledzić polski rynek pracy. W ramach projektu Bilans Kapitału Ludzkiego poszukiwana jest m.in. odpowiedź na pytanie: jaki wybrać kierunek kształcenia, by po szkole czy studiach posiadać wiedzę i umiejętności, na które będzie zapotrzebowanie?

Pod koniec 2010 roku badanie wykazało, że wzrastająca liczba osób kształcących się na poziomie wyższym i wysokie aspiracje edukacyjne uczniów szkół ponadgimnazjalnych powodują wysoki poziom przeedukowania społeczeństwa, który niekoniecznie wiąże się z nadmiarem kompetencji.

Jednocześnie dane Ministerstwa Pracy pokazują, że pod koniec 2010 roku w urzędach pracy osoby do 25. roku życia stanowiły 22% zarejestrowanych bezrobotnych. Do tej grupy zaliczał się co piąty bezrobotny, podczas gdy w latach 1991-2000 zaliczał się co trzeci. Dane ministerstwa potwierdza Międzynarodowa Organizacja Pracy, która ostrzega, że pokazują one już problem cywilizacyjny.


Liczba zarejestrowanych bezrobotnych ogółem i do 12 miesięcy od dnia ukończenia nauki według grup zawodów i specjalności. Stan na koniec 2010 roku

Źródło: Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej

Zdaniem ministerstwa osoby w wieku od 15 do 24 lat cechują się niską aktywnością zawodową. Tylko co trzeci młody człowiek podejmuje pracę. Ministerstwo zaznacza jednak, że pozostała część młodzieży jest bierna zawodowo głównie z powodu nauki i uzupełniania kwalifikacji. Podnoszenie kwalifikacji zawodowych zwiększa szanse na rynku pracy, ale przy założeniu, że kształcenie to odbywa się w kierunkach odpowiadających zapotrzebowaniu.

Poszukiwani: urzędnik i inżynier

Według danych Ministerstwa Pracy, pod koniec 2010 roku najwięcej zarejestrowanych bezrobotnych poszukiwało pracy w przetwórstwie przemysłowym, handlu, budownictwie i usługach. Nadwyżkę siły roboczej odnotowano w rolnictwie i przemyśle, natomiast niedobory pracowników dostrzeżono w administracji publicznej, obronie narodowej, opiece zdrowotnej i pomocy społecznej oraz edukacji.

Serwis rynekpracy.pl zwraca z kolei uwagę na inny problem. Polskie firmy mają kłopoty ze znalezieniem odpowiednich inżynierów specjalistów. Zagraniczne migracje oraz malejąca liczba osób chętnych na studia techniczne generują deficyt, którego efekty będą coraz bardziej odczuwalne przez pracodawców. Serwis zaleca nie tylko polepszanie warunków płacowych, lecz także aktywną współpracę z uczelniami wyższymi.

„Jakie są perspektywy? – pytają redaktorzy serwisu kierunkistudiow.pl. – Coraz większą popularnością będzie cieszyła się znajomość przez pracownika więcej niż jednej branży. Przykładem są inżynierzy budownictwa z dyplomem studiów ekonomicznych”. Inżynierowie stanowią jednak tylko niewielki procent absolwentów Uniwersytetu Śląskiego, a stricte ekonomicznych kierunków kształcenia na uniwersytecie nie ma.

17 listopada 2011

Kraków nadal śpiewa poezję

"Suplement", nr 4/2011

Przesłuchania ponad pięćdziesięciu nominowanych do finału 47. Studenckiego Festiwalu Piosenki rozpoczęły się 19 października br. w krakowskiej Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej. Jury zdecydowało, że pierwszą nagrodę wysokości 7 tys. zł otrzymali...

...ex aexuo Jakub Pawlak i Tomasz Steńczyk. W skład jury weszli Jacek Cygan, Zygmunt Konieczny, Ewa Kornecka, Jan Poprawa, Jerzy Satanowski, Bogusław Sobczuk, Jan Wołek i Zbigniew Zamachowski. Drugą nagrodę przyznano Alicji Pyziak, a trzecią Agacie Rożankowskiej. Ponadto, Nagrodę im. Wojciecha Bellona otrzymał Paweł Leszoski, a Nagrodę im. Jacka Kaczmarskiego Piotr Bukartyk.

Dziesięciu laureatów i wyróżnionych zaprezentowało się podczas koncertu galowego na deskach Teatru im. Juliusza Słowackiego w sobotni wieczór, 22 października br. – Kraków kojarzy się ze Studenckim Festiwalem Piosenki – mówił Zbigniew Zamachowski, prowadzący. Przypomniał, że swoją karierę rozpoczynali tu m.in. Ewa Demarczyk, Maryla Rodowicz, Marek Grechuta, Jacek Kaczmarski, Grzegorz Turnau i on sam.

Występy rozpoczęła Karolina Jankowska z piosenką „Dzieci Hioba” Jacka Kaczmarskiego. – Jak się czujesz, występując na tej samej scenie, co Helena Modrzejewska i ja? – pytał Zamachowski.

Druga część koncertu, zatytułowana „C'est la vie”, poświęcona była pamięci krakowskiego piosenkarza jazzowego Andrzeja Zauchy w dwudziestolecie tragicznej śmierci. – Jako jedyny spośród państwa jestem uprawniony do prowadzenia tego koncertu, ponieważ nie skończyłem studiów, a zaczynałem trzy razy – mówił przyjaciel Zauchy Andrzej Piaseczny. Wśród wykonawców pojawili się m.in. Janusz Radek (z rewelacyjnym wykonaniem „Masz przewrócone w głowie”), Andrzej Sikorowski i Grzegorz Turnau („Pani Zosia”) oraz Dżamble – jeden z pierwszych zespołów Zauchy.

Ponad trzygodzinny koncert zamknęła piosenka „C'est la vie” w wykonaniu Ryszarda Rynkowskiego.


Na Festiwalu z wierszem Wojaczka

Na co dzień student informatyki, w wolnych chwilach komponuje i śpiewa poezję. Jakub Pawlak ze Strykowa, 20 l., zwycięzca 47. Studenckiego Festiwalu Piosenki w Krakowie.


Jakub Pawlak

fot. KM

Jak znalazłeś się na Studenckim Festiwalu Piosenki?

Wystąpiłem na Spotkaniach Zamkowych „Śpiewajmy Poezję” w Olsztynie. Dostałem tam drugą nagrodę i rekomendację do udziału w Studenckim Festiwalu Piosenki w Krakowie.

Jaki repertuar wybrałeś na koncert galowy festiwalu?

Komponuję muzykę przede wszystkim do wierszy polskich poetów. Wykonuję na festiwalu trzy utwory. Na koncercie galowym prezentuję „Tańcowały dwa Polaki” Józefa Barana oraz „Balladę o murach Jerycha” Joanny Kulmowej. Oprócz tego, na przesłuchaniach konkursowych, śpiewałem „Sezon” Rafała Wojaczka.

Czy na co dzień zajmujesz się muzyką?

Na co dzień studiuję informatykę w zarządzaniu. Jeśli chodzi o muzykę, robię to z wielką pasją w każdej wolnej chwili.

Gdzie można cię usłyszeć?

Zdarza mi się zostać zaproszonym przez różnych organizatorów imprez artystycznych, niezwiązanych ściśle z poezją śpiewaną, muzyką, piosenką artystyczną. Zdarza mi się zagrać recital w ramach przeglądów, teatrów amatorskich, konkursu literackiego. Jeśli chodzi o nagrania, to nagrywałem tylko amatorsko we własnym zakresie.

Może w najbliższym czasie będziesz występował w Katowicach?

Jeszcze nie mam takich planów.

Po Studenckim Festiwalu Piosenki czeka cię zapewne kariera taka, jak Marka Grechuty czy Grzegorza Turnaua.

Nie wiem, czy można coś takiego o mnie powiedzieć. Na pewno tego typu wyróżnienie może owocować w przyszłości dodatkowymi możliwościami. Nie chcę się na nic nastawiać. W przyszłym roku chciałbym odwiedzić kilka festiwali, nie spocząć na tym, co udało mi się zrobić w tym roku. Chciałbym się dalej rozwijać. Wielkim marzeniem jest nagranie własnej płyty i prezentowanie swojego materiału przed publicznością. Jak będzie, zobaczymy.